Turniej Czterech Skoczni. Dawid Kubacki: Zmęczyłem nogi, uciekając przed deszczem

- Chcę przyjść, zrobić swoje, a po drugiej serii zobaczymy co będzie - mówi Dawid Kubacki. Czwarty zawodnik klasyfikacji generalnej 66. Turnieju Czterech Skoczni wygrał kwalifikacje w Innsbrucku. Czy w sobotę powalczy o podium imprezy? Zajmujący trzecią pozycję Junshiro Kobayashi ma o 16 punktów więcej od Polaka. Relacja na żywo z konkursu w Sport.pl w sobotę o godz. 17

Łukasz Jachimiak: Wygrałeś kwalifikacje i teraz musisz opowiadać już nie tylko nam, po polsku, ale też po angielsku dziennikarzom z innych krajów, na co Cię będzie stać w ostatnim konkursie 66. Turnieju Czterech Skoczni.

Dawid Kubacki: Czasem myślę, że lepiej by było tego angielskiego nie umieć, bo wtedy można by było szybciej pójść odpoczywać.

W pierwszym treningu miałeś 126 metrów, w drugim 130, a w kwalifikacjach uzyskałeś aż 136 metrów – rozpędzasz się tak, jak pokazują wyniki?

– To był tylko trening i podsumowuję, że był dobry. Skoki były dobre, jestem zadowolony, wykonałem swoją robotę. Na jutro mam taki sam plan: zależy mi na normalnych, dobrych skokach, nie chodzi o nic więcej.

Nie zastanawiasz się czy 16 punktów straty do podium w turnieju jest do odrobienia?

- Nad wynikami końcowymi się nie zastanawiam. Chcę przyjść, zrobić swoje, a po drugiej serii zobaczymy co będzie.

Wielu zawodników na tę skocznię narzeka, Tobie chyba podpasowała?

- Jest specyficzna przez swój długi rozbieg, ale przy normalnych, dobrych skokach to nie jest wielki problem. Można sobie tu poradzić.

W Innsbrucku byłeś 20., po konkursie mówiłeś, że Twoje nogi nie pracowały jak trzeba. Teraz jest już dobrze?

- W Innsbrucku uciekając przed deszczem w pewnych momentach się trochę za szybko przemieszczałem. Zwłaszcza pod górkę. To mi trochę nogi zmęczyło. Na tyle, że przy skokach nie czułem ich na 100 procent. Nie było optymalnie, więc próbowałem jeszcze się dogrzać i tym wszystkim się załatwiłem. Na szczęście w Bischofshofen mamy już pogodę bez deszczu i mam nadzieję, że tak będzie do końca.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.