ŚLEDŹ KULISY TURNIEJU CZTERECH SKOCZNI NA INSTAGRAMIE, SNAPCHACIE SPORT.PL I WYGRYWAJ NAGRODY!
W środę na skoczni Bergisel warunki pogodowe były fatalne. Lało jak z cebra, a porywisty wiatr osiągał nawet prędkość do 60 km/h. Mimo to jakimś cudem udało się przeprowadzić kwalifikacje do końca. Do tego bardzo udane dla polskich zawodników, którzy w komplecie awansowali do czwartkowego konkursu.
Jednym z najlepszych polskich skoczków ponownie był Stefan Hula, który po świetnej próbie na odległość 129 metrów, zakończył kwalifikacje na ósmej pozycji. - To były dobre skoki. Jestem z siebie zadowolony. Nogi i głowa funkcjonowały w porządku, a to najważniejsze. Ulewa za bardzo mi nie przeszkadzała. Dobrze, że później nie wiało jakoś strasznie, chociaż, kiedy na górze długo czekaliśmy na poprawę pogody, to powoli nastawialiśmy się, że nic z tych kwalifikacji nie będzie. W takich chwilach mimo wszystko koncentrację trzeba utrzymywać do samego końca - opowiada Hula.
W pierwszej serii (początek o g. 14) Polak zmierzy się z Austriakiem Florianem Altenburgerem. Wiele wskazuje na to, że reprezentantowi gospodarzy pozostaje jedynie marzyć, żeby znaleźć się w piątce szczęśliwych przegranych.
31-letni skoczek ze Szczyrku przeżywa obecnie najlepszy sezon w karierze. Najpierw 26 stycznia w Wiśle sensacyjnie zdobył mistrzostwo Polski, a trzy dni później w Oberstdorfie osiągnął największy sukces w startach Pucharu Świata, kończąc zawody na piątej pozycji.
Wypadek przy pracy zdarzył się w Garmisch-Partenkirchen, gdzie Hula był dopiero 27. - Chyba mimo wszystko troszkę się w Garmisch spalił. To już nie jest młody zawodnik, ale jakby nie było, po Oberstdorfie to była dla niego nowa sytuacja - osiągnął najlepszy wynik w karierze, musiał sobie z tym poradzić. Teraz już go to puściło, znów skacze normalnie, tak dobrze jak potrafi - wyjaśnia Adam Małysz.
- Trochę tak było. Już się wyluzowałem i skaczę mi się o wiele lepiej. Za mną fajny dzień. Liczę, że w czwartek będzie podobnie, chociaż na nic się nie napalam. Trzeba wykonać swoje zadanie i tyle - dodaje Hula.
A skąd w Innsbrucku taki przypływ mocy? Znowu jakaś papryka? - pytamy.
- Nie. Na kolację wsunąłem steka. Pomogło, poczułem moc i odleciałem - kończy Hula