Dyskwalifikacja Piotra Żyły. Skąd się wzięła?

Dyskwalifikacja Piotra Żyły na początku konkursu drużynowego w Kuusamo wywołała olbrzymie dyskusje wśród polskich kibiców. Okazuje się jednak, że w tym sezonie o wyrzucenie z zawodów jest niezwykle łatwo.

Polscy skoczkowie do maksimum wykorzystują możliwości sprzętu, ale rzadko padają ofiarami dyskwalifikacji. Nad idealnym przygotowaniem kombinezonów czuwa Michał Doleżal, czyli czeski współpracownik polskiej kadry.

W ostatnich latach wyrzucenie polskich skoczków można policzyć na palcach jednej ręki. W konkursie drużynowym zdarzyło się  to ostatnio w sezonie 2014/2015, a ofiarą sędziów padł Kamil Stoch, któremu anulowano skok w czasie drużynówki w Willingen.  Polska zajęła ostatnie - 11. miejsce. W zeszłym sezonie wśród "złotej czwórki z Lahti" dyskwalifikację zaliczył tylko... Piotr Żyła, który wyleciał z zawodów w Lillehammer.

Ten sam kombinezon w dwóch seriach

Od 2015 roku FIS prowadzi dwie kontrole sprzętu. Jedna odbywa się jeszcze przed skokiem i jest obowiązkowa. Każdy zawodnik musi "okrakiem" stanąć między miarką, którą sędziowie podnoszą do odpowiedniej wysokości (każdy skoczek zostaje dobrze zmierzony przed sezonem). Jeśli kombinezon stawia opór i nie da się osiągnąć odpowiedniego wyniku, to sędziowie są bezwzględni i muszą orzec dyskwalifikację.

Dokładnie taka sytuacja spotkała Piotr Żyłę w Kuusamo. Często zdarza się jednak tak, że zawodnik źle stanie do kontroli i zostanie zdyskwalifikowany, mimo że kombinezon był regulaminowy.  

Piotr Żyła w pierwszej serii miał startować w złoto-srebrnym kombinezonie, w których Polacy startowali już w Wiśle i w piątek w kwalifikacjach. Kombinezon został już sprawdzony w Finlandii, a w kroku miał około 0,5 centymetra zapasu. W drugiej serii Żyła wystartował w tym samym stroju i sędziowie nie mieli już zastrzeżeń.

- Wcześniej nie było żadnych ostrzeżeń od sędziów - mówi nam Adam Małysz, który przebywa z drużyną w Kuusamo. Oznacza to, że przyczyną dyskwalifikacji było prawdopodobnie złe podejście do kontroli, czyli tzw. złe stanięcie do maszynki. 

Kontrola ma dole

Kontrola może odbywać się także po skoku, ale wtedy jest ona wyrywkowa. Tutaj przepisy ostatnio trochę się zmieniły.

Zgodnie z przepisami z zeszłego roku, w kombinezonach skoczków musi być wszyty nieelastyczny pasek na wysokości linii bioder, ma on zapobiegać naciąganiu kombinezonów w dół i tworzenia zdecydowanie większej powierzchni nośnej. Pasek sprawił, że w poprzednim sezonie oszustw było znacznie mniej, ale tym razem FIS poszedł o krok dalej. W sezonie 2016/2017 owa nieelastyczna taśma mogła mieć 2 centymetry luzu, a od teraz marginesu błędu nie ma żadnego, bo pasek musi być dokładnie taki, jak obwód brzucha skoczka.

Zmiany dotknęły również ubrań pod kombinezon. Od teraz termoaktywna bielizna używana przez skoczków narciarskich musi być dwuczęściowa. Jej grubość nie może przekraczać 3mm (5mm dopuszczalne jest na szwach).

Dwuczęściowe „ubranko” sprawia jednak, że skoczkowie szybciej będą tracili ciepło, a to dlatego, że FIS dopuszcza jedynie krótki rękaw, który nie sięga dalej niż do łokcia, z kolei spodenki muszą kończyć się nad kolanami. Wszystko po to, by uniknąć wykorzystywania jednoczęściowych strojów do naciągania kombinezonów bez pomocy rąk, a wykorzystując do tego jedynie łokcie i kolana.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.