Adam Małysz ostro przed startem nowego sezonu. Koniec z przeciętniactwem w polskich skokach narciarskich [WYWIAD]

- Może kiedyś brakowało konsekwencji. Czasy się jednak zmieniły i trzeba się rozwijać. Jeśli chodzi o kadrę A, to nie ma żadnych problemów, ale na zapleczu są kłopoty i to nawet spore - mówi Adam Małysz w rozmowie ze Sport.pl.

Do rozpoczęcia Pucharu Świata w skokach zostały zaledwie trzy tygodnie. Polska ma za sobą najlepszy sezon w historii, dlatego oczekiwania wobec naszych skoczków są wyższe niż dotychczas. Można powiedzieć, że czasy przeciętniactwa w polskich skokach już się skończyły, a przekonać się mogli o tym zawodnicy, którzy zostali odsunięci od kadry narodowej.

Piotr Majchrzak: Polski Związek Narciarski wprowadził spore roszady w kadrach skoczków, co bardzo zaskoczyło zarówno kibiców, jak i ekspertów. Krzysztof Biegun i Andrzej Stękała pożegnali się z kadrą B, Krzysztof Miętus i Łukasz Bukowski zostali delegowani poziom niżej. To była trudna decyzja?

Adam Małysz: Ta sprawa została bardzo mocno rozdmuchana przez media, a wszyscy doskonale wiedzieli już wiosną, że w kadrze B było za dużo skoczków i było wiadomo, że najsłabsi dostaną odsunięci. To nie jest też tak, że ci zawodnicy zupełnie tracą możliwość skakania, bo mają kadry regionalne, w których teraz jest znacznie lepiej niż jeszcze kilka lat temu. Oni zostali odsunięci od kadr na czas określony, ale gdy będą w odpowiedniej dyspozycji, to będą mogli wrócić.

Po ogłoszeniu tych decyzji mieliśmy kilka komentarzy skoczków, którzy byli rozżaleni odsunięciem i zrzucali winę na PZN. Może Pan jakoś się do tego ustosunkować?

- Z tego co też czytałem, ci zawodnicy mają problemy finansowe, ale z drugiej strony też nie mogą mieć tylko pretensji do związku. Jak skoczkowie jadą na zgrupowanie to mają zapewnione diety, wyżywienie i możliwość treningu, dostają także ubrania. To jest naprawdę sporo.

Kolejne pieniądze trzeba zbierać ze skoczni

- Związek daje też możliwość zarobku na reklamie umieszczonej na kasku, a każdy skoczek może znaleźć sponsora i czerpać z tego korzyści. Jeśli jednak nie jest w stanie sam tego zrobić, to może poprosić federację o pomoc. Wiem, że jakieś firmy już się pojawiły i znów chcą wesprzeć zawodników.   

Myślę, że wszystkich zaskoczyło takie drastyczne działanie, choć trzeba przyznać, że przez lata często pojawiały się postulaty ekspertów i kibiców, żeby PZN rządził twardą ręką i eliminował słabe ogniwa.

- Może kiedyś brakowało konsekwencji. Do tej kadry można się było stosunkowo łatwo dostać i trudniej było wypaść. Czasy się jednak zmieniły i trzeba się rozwijać. Nie mamy teraz zbyt wielu zawodników, ale w kadrze powinni być skoczkowie, którzy chcą trenować i czynią spore postępy. Jeśli chodzi o kadrę A, to nie ma żadnych problemów, ale na zapleczu są kłopoty i to nawet spore.

Nowy trener kadry B Radek Żidek nie wprowadził jeszcze porządków?

- Radek Żidek wprowadził spore zmiany, ale mimo wszystko nadal nie wygląda to tak, jak powinno i związek nie może być zadowolony w stu procentach. Nadal mamy tylko czterech zawodników uprawnionych do startów w Pucharze Kontynentalnym. Reasumując, nie jest tak, że decyzja o roszadach była moja, czy trenerów. Idzie zima i trzeba robić wyniki. Myślę, że nawet gdyby było widać, że chłopaki chcą, ale te postępy nie byłyby widoczne gołym okiem, to można by się zastanowić czy ich nie zostawić i dać drugą szansę.

Nie było chęci z ich strony?

- Czytałem wypowiedzi zawodników, znam ich stanowiska, ale np. Krzysiek Biegun miał siedem miesięcy, żeby ustabilizować swoją wagę, ale nie dał rady tego zrobić. Tutaj trzeba zauważyć, że miał do pomocy odpowiednich specjalistów. W związku z tym zarówno trenerzy, jak i PZN podjęli jednogłośną decyzję, że trzeba wyciągnąć konsekwencje. W żaden sposób ich jeszcze nie skreślamy, bo gdy się poprawią, to nadal mają szanse na powrót. Powinni pokazać, że są profesjonalistami, choć teraz mogę w to wątpić.

Czyli ci co zostali odsunięci bardzo odstawali od reszty?

- To są skoczkowie, którzy skakali w Pucharze Świata robili tam duże punkty. Ja osobiście ich bardzo lubię, ale patrząc przez pryzmat mojej funkcji wiem, że takie decyzje trzeba podejmować. Siedzieliśmy z trenerami na zgrupowaniu. Rozmawialiśmy z Horngacherem, czy nie zrobić jakiejś dodatkowej podgrupy pod kadrą B, ale wszyscy jednogłośnie powiedzieli, że konsekwencje muszą być poniesione. Jeśli ktoś coś zwala w pracy, to najpierw są jakieś upomnienia, rozmowy, ale gdy ktoś robi coś źle notorycznie, no to w końcu zostanie zwolniony. Oni zwolnieni nie zostali, ale odsunięci, co powtórzę raz jeszcze.

Czyli można uznać, że takimi decyzjami PZN mówi do reszty: „Uwaga! Czas przeciętniactwa się skończył, trzeba równać do kadry A’’

- Oczywiście, jest to jeden z powodów. Kiedyś mieliśmy mocną B-kadrę i można było wymieniać zawodników. Teraz w drugiej kadrze mamy praktycznie tylko jednego zawodnika, który postawił wszystko na jedną kartę, a tą osobą jest Klemens Murańka. Chłopak zrobił olbrzymi postęp w ostatnich miesiącach. Ja słyszę od innych, że nie mają motywacji, ale to nie bierze się znikąd. Czytałem ostatnio, że Krzysiek Biegun wsiadł w auto i ruszył w Europę, żeby zarobić trochę pieniędzy. Z perspektywy skoków narciarskich może to być strzał w kolano, bo straci bardzo ważny miesiąc treningów… Jak wróci, to może początek na skoczni będzie dobry, ale szybko odbije się to na jego dyspozycji.

Poniekąd go jednak rozumiem, bo chłopak od dwóch lat nie zrobił żadnego postępu i teraz ma czas, żeby się nad tym wszystkim zastanowić. Być może odzyskamy go dla skoków, ale jak się nie uda to trudno, takie jest życie.

Niedawno minął rok odkąd zajął Pan stanowisko dyrektorsko-koordynatorskie w PZN. Z czego jest Pan najbardziej zadowolony?

- Najbardziej zadowolony jestem z tego, że udało się przekonać Horngachera, żeby przyszedł do Polski. Jestem również bardzo usatysfakcjonowany z systemu, jaki został stworzony i z tego jak pracuje w nim zarówno kadra A, jak i ekipa prowadzona przez Macieja Maciusiaka, czyli kadra C.

Niestety, najmniej zadowolony mogę być z kadry B. Myślałem, że to ruszy z kopyta, ale nie do końca to się udało.  Światełkiem w tunelu jest tylko ten Klemens Murańka, który zrobił postęp, no ale tu przecież chodzi o całość…

Z czego to wynika? Chodzi tylko o  brak zaangażowania zawodników, czy wrzuca Pan, jakieś pierwsze kamyczki do ogródka Radka Żidka, który niewiele zrobił w te pierwsze osiem miesięcy?

- Mimo wszystko to za krótki czas, żeby oceniać trenera. Radek ma swoje sukcesy, bo Murańka wygrał Letni Puchar Kontynentalny i dobrze pokazał się w ostatnich zawodach Letniego Grand Prix. Nie można powiedzieć, że trener nie zrobił dobrej roboty, ale rodzi się pytanie, gdzie jest reszta. Musimy poczekać jeszcze na tę zimę, żeby ocenić pracę trenerów.

Myślę jednak, że problemy kadry B to nie jest wina tylko skoczków, ale jakiś problem tkwi również w pracy szkoleniowej. PZN na wiosnę dokona kolejnego podsumowania i wtedy wyciągniemy wnioski. Trudno jest mi teraz powiedzieć, czy jest tam odpowiednia współpraca, ja mam jednak swoje obserwacje i przekazuje je zarządowi.

Przejdźmy do najważniejszego aspektu. Można powiedzieć, że kadra A jest dobrze przygotowana do zimy? Wszystko działa tak, jak powinno?

- Myślę, że tak. Na pewno daleki jestem od spekulacji, że znowu będziemy wszystko wygrywać. Jestem wychowany tak, że najpierw trzeba coś zrobić, by dopiero potem o tym mówić. Oczywiście wszystko robi się w tym kierunku, żeby odnosić sukcesy. Każdy by oczywiście chciał, żeby ta zima była równie dobra, a może nawet lepsza niż w poprzednia, ale to jest sport, w którym wiele się może wydarzyć. Możemy tylko czekać i robić wszystko tak, jak do tej pory. Miło jest jednak patrzeć, jak nasi najlepsi skoczkowie pracują, jaki tam jest profesjonalizm. Nie dziwię się innym drużynom, że ciągle nas podglądają. Musimy jednak pamiętać, że oni patrzą i wyciągają konsekwencje, dlatego trzeba być bardzo czujnym i nie popaść w samozachwyt.

W tym sezonie mamy igrzyska i tu moje pytanie, czy Stefan Horngacher jest trenerem, który potrafi już przygotować zespół na konkretną imprezę? Wyśmienicie potrafił to robić np. Hannu Lepistoe. W zeszłym sezonie skakaliśmy świetnie od początku, ale potem przyszła mała zadyszka.

- Można wszystko robić w tym kierunku, by forma była najwyższa w docelowym momencie. Sztaby mają swoich specjalistów, by forma była najlepsza na tych imprezach, ale naprawdę nie da się tego przewidzieć. Na formę składa się tak wiele czynników, jak choćby stres, wymagania, presja zawodów. Ja też jechałem na igrzyska w Salt Lake City po złoto, ale zmieniły się warunki, przyjechał “wyświeżony” po upadku Ammann i nie udało się wygrać. Przede wszystkim trzeba wykonać swoją pracę, a wtedy można oczekiwać, że ta forma może się pojawić.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.