Skoki narciarskie. Jan Szturc. Nie widziałbym siebie w roli trenera chińskich nastolatków. Małysz i Żyła chyba nie zrobiliby karier, gdyby zaczęli trenować mając po 13 lat

- Może się okazać, że Norwegowie wyłowili w Chinach perełki. Na pewno ta dziesiątka musiała wypaść najlepiej w przeróżnych badaniach - mówi Jan Szturc o norweskich planach wyszkolenia nastoletnich Chińczyków na skoczków. Odkrywca talentów m.in. Adama Małysza i Piotra Żyły tłumaczy, dlaczego on nie podjąłby się takiej misji i dlaczego obaj nasi mistrzowie raczej nie zrobiliby wielkich karier, gdyby zaczęli trenować tak późno.

Łukasz Jachimiak: Za cztery miesiące na igrzyskach w Pjongczangu o medale w skokach powalczą dobrze znane gwiazdy tego sportu, ale już w 2022 roku na igrzyskach w Pekinie do głosu dojdą Chińczycy?

Jan Szturc: Słyszałem o ich planach, wiem, że Norwegowie za chwilę zaczną szkolić dziesiątkę utalentowanych dzieciaków z Chin w wieku od 13 do 17 lat. Na pewno gospodarz następnych igrzysk jest zdeterminowany, żeby coś znaczyć w każdej konkurencji, a w skokach Chiny mają do zrobienia bardzo dużo. Oni już mają zawodników, którzy już pokazywali się w FIS Cupach i w Pucharze Kontynentalnym, a dziewczyny to nawet i w Pucharze Świata. Ale na pewno chcąc się przygotować do 2022 roku muszą działać inaczej, więc pomysł wysłania młodzieży na szkolenie do Norwegii jest jak najbardziej sensowny. Na chwilę obecną Chiny nie mają zawodników, którzy by punktowali regularnie nawet w trzeciej lidze skoków, więc muszą coś zmienić. I to radykalnie. Ale czasu do igrzysk w Pekinie jest tak mało, że chyba rokować mogą tylko wybrane talenty, które już gdzieś na treningach, na skoczniach się pokazywały. A w tym chińsko-norweskim programie uczestniczyć mają tacy zawodnicy, którzy jeszcze nigdy nie skakali. Będzie więc trudno w cztery lata zrobić solidnych skoczków z takich ludzi, którzy nie znają abecadła. Byłoby łatwiej, gdyby do Norwegii pojechali ci Chińczycy, którzy już są chociaż trochę oskakani. Ale nie wykluczam, że Norwegowie znajdą jakiś diamencik i go oszlifują. A może z czasem do 10-osobowej grupy dołączą kolejni chińscy skoczkowie, ci mający już trochę doświadczenia? Kadra szkoleniowa pewnie też weźmie udział w akcji. Nie wyobrażam sobie, żeby chociaż jeden trener od nich tego nie pilnował, żeby nie wyjechał uczyć się od Norwegów. Pomysł oceniam pozytywnie, ale nie spodziewam się efektów już na igrzyska w Pekinie. Jeśli chińska federacja narciarska wyobraża sobie bardzo pozytywne wyniki swoich skoczków już w 2022 roku, to pewnie będzie rozczarowana.

Jak Pan myśli, dlaczego na szkolenie do Norwegii wyjadą tacy zawodnicy, którzy nigdy nie skakali, a nie najlepsi z tych już trenujących skoki? Chodzi o to, żeby nie brać ludzi, którzy mają już wpojone złe nawyki, tylko żeby od podstaw nauczyć wszystkiego wyselekcjonowanych nastolatków mających najlepsze predyspozycje do tego sportu?

- Możliwe, że taka jest myśl. Spojrzenia są różne. Są dzieciaki, które faktycznie utrwalają złe nawyki, ale są i takie, które bardzo szybko łapią wszystko, co przekazuje trener i eliminują błędy. W swojej pracy spotykałem raczej pracowitą młodzież, która nawet jeśli miała jakieś problemy techniczne, to z tych złych nawyków potrafiła szybko wyjść, stosując się do wskazówek. Moim zdaniem praktycznie wszystko jest w gestii szkoleniowców. Mamy nawet zawodników światowej klasy, których już na tym najwyższym poziomie niektórzy trenerzy potrafili wyprowadzić z błędów powtarzanych przez lata. A skoro tak, to z dzieciakami tym bardziej można to zrobić.

Ma Pan na myśli przykład Piotra Żyły, który przez lata przyjmował przedziwną pozycję na dojeździe do progu, co w końcu wyeliminował u niego Stefan Horngacher?

- Już nie chciałem tego mówić, bo o Piotrku wszyscy to od dawna powtarzamy, ale oczywiście właśnie to miałem na myśli.

Gdyby Chińczycy zgłosili się do nas z takim pomysłem, z jakim zwrócili się do Norwegów, gdyby prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner powiedział „wchodzimy w to” i poprosił Pana o pomoc, to chętnie zaangażowałby się Pan w taki program czy bałby się Pan, że czasu jest za mało, a oczekiwania są za duże?

- Raczej nie widziałbym siebie w roli trenera prowadzącego chińskich nastolatków. Zwłaszcza że nasza baza do szkolenia podstawowego jest zdecydowanie skromniejsza niż w Norwegii. Chińczycy poszli tam, gdzie mają pewną zimę i najlepszą infrastrukturę. Będą sobie pracować w Oslo, a my nie mamy się co równać z takimi ośrodkami. Oslo to centrum narciarstwa klasycznego w Norwegii, ale w pobliżu jest mnóstwo innych baz posiadających piękne obiekty dla początkujących. A my mamy tylko trzy miejsca do szkolenia podstawowego. Oprócz Wisły jest Bystra Śląska i powiedzmy, że jest Zagórz, który nie tak dawno otwierał skocznie, a teraz jest już po remoncie. Zakopane bazę do szkolenia podstawowego ma w stanie krytycznym. Więcej nie mamy praktycznie nic. Są jeszcze Gilowice, ale tam potrzebny jest zdecydowany remont, bo profile są może nowe, ale igelit stary, deski do wymiany. Nie mielibyśmy się czym pochwalić przed Chińczykami. Gdyby oni nie wybrali Norwegii, to poradziłbym im, żeby pojechali do Niemiec albo do Austrii, a nie do nas.

Chińczycy mają zacząć się szkolić w Trysil, gdzie są skocznie 6-, 13-, 27- i 37-metrowa. U nas nie ma ani jednego ośrodka, który miałby aż cztery małe obiekty, prawda?

- Wisła ma trzy skocznie: 10-, 20- i 40-metrową. Ale jeżeli tam jest jeszcze „szóstka”, to na pewno początkującym to ułatwi sprawę. Jak już nauczą się jeździć na nartach, to na takiej skoczeńce zaczną trenować bez żadnego strachu, szybciej się będą ze skokami oswajać.

Chińczycy pewnie nie bez racji twierdzą, że łatwiej dogonić czołówkę będzie ich zawodniczkom niż zawodnikom, bo w skokach pań poziom nie jest aż tak wysoki. Ale chyba trudno spodziewać się, że któraś z ich nastolatek będzie jak Austriaczka Eva Pinkelnig, która w wieku 24 lat skoczyła na nartach pierwszy raz w życiu, a już dwa lata później debiutowała w Pucharze Świata i regularnie zajmowała miejsca w czołowej „10”?

- Takie historie się zdarzają, ale na zasadzie wyjątku, czegoś nieprawdopodobnego. Pinkelnig to musi być niemal niespotykany talent. Takie się czasem rodzą. Ale na pewno nie częściej niż raz na kilka milionów ludzi. Z drugiej strony może się okazać, że Norwegowie wyłowili w Chinach akurat perełki. Na pewno selekcja wyglądała tam poważnie, tych 10 osób z pewnością nie wybrano bez odpowiednich testów. Ta dziesiątka musiała wypaść najlepiej w przeróżnych badaniach, na pewno ma najlepsze predyspozycje motoryczne, a nie tylko wzrost i wagę.

Jak Norwegowie mogli sprawdzać chińskich kandydatów na skoczków? Myśli Pan, że z użyciem między innym platform dynamometrycznych, których używają trenerzy do ciągłego sprawdzania mocy i formy swoich zawodników?

- Jeżeli Norwegowie się zdecydowali poprowadzić taki projekt, to na pewno najpierw przekazali Chińczykom ogólne warunki, jakie muszą spełniać te dzieciaki, które zostaną zakwalifikowane do testów, a później pewnie faktycznie sprawdzali kandydatów między innym na platformach. W Chinach jest z kogo wybierać, do Norwegii z pewnością wyjadą tacy zawodnicy, którzy mają predyspozycje akurat do skoków.

Adam Małysz i Piotr Żyła, czyli najbardziej znani pańscy wychowankowie, doszli do sukcesów dzięki ciężkiej pracy, ale obaj wyróżniali się również talentem do skoków. Czy aż takim, że usłyszelibyśmy o nich, gdyby treningi zaczęli dopiero mając po 13 lat?

- Proces szkolenia jest w ostatnich latach skracany, ale 13 lat to już jest naprawdę późno, żeby zaczynać akurat skoki. Sześć, siedem, może osiem lat – w tym wieku trzeba zaczynać, żeby kiedyś być na szczycie. Choć współcześnie zdarzają się takie talenty, które udaje się oszlifować nawet gdy trafiają do skoków później.

Czyli teraz można zrobić mistrza skoków nawet poddając go pierwszym treningom, gdy już jest nastolatkiem, ale w czasach kiedy zaczynali Małysz czy nawet Żyła to byłoby raczej niemożliwe, bo wtedy były o wiele gorsze warunki?

- Tak, one mają bardzo duże znaczenie. Dziś skoki bardziej korzystają z pomocy nauki, jest lepszy sprzęt, lepsze infrastruktura. To jest może nawet najważniejsze, bo weźmy taki obiekt 40-metrowy w Szczyrku – teraz jest tam wyciąg, dzięki czemu bardzo szybko można się przemieszczać z góry na dół i można w każdym treningu skoczyć wiele razy, a nie tylko kilka, jak to było kiedyś. Zawodnik na początku szkolenia musi skakać jak najwięcej, żeby się przyzwyczajać do techniki i nabierać doświadczenia. Szczególnie kiedy musi gonić tych, którzy trenować zaczęli o kilka lat wcześniej.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.