Punkty za wiatr w skokach oszukują? Zdradzamy jak działa system. Hula mógł przez to stracić medal olimpijski

W skokach minęło 10 lat od ostatniego konkursu Pucharu Świata bez przeliczników za wiatr i belkę. Dla kibiców i ekspertów wyciąganie średniej z pomiarów jest jednak czarną magią. Nam udało się dokładnie sprawdzić, jak oblicza się średnią ważoną z podmuchów, co system bierze się pod uwagę przy uwzględnianiu wiatru, a także co jest jego największym problemem. Niestety, system działa z opóźnieniem i potrafi to wpływać na wyniki. Zawody na Kulm pokazały, że na skoczniach do lotów problemy z systemem mogą być jeszcze większe.

Po dziesięciu latach można stwierdzić, że system rekompensat wiatru jest dobry, ale tylko w momencie, gdy wieje z przodu albo z tyłu. Niestety, system zupełnie nie radzi sobie, gdy wieje z boku lub gdy wieje z różnych kierunków. Weekend w Bad Mitterndorf pokazał także, że jeśli wieje naprawdę mocno, to żadna zmiana belek czy rekompensaty nie pomogą. Szczególnie, ze jury często reaguje z wielkim opóźnieniem. 

W drugim niedzielnym skoku Stocha, w którym 159 metrów, system aż 16,6 pkt, za średnio ponad 1 m/s w plecy. Jak udało nam się dowiedzieć, zaraz po samym wyjściu z progu było to jednak prawie 3 m/s w plecy! Dlaczego więc punkty "tylko" za 1 m/s? Wszystko przez uśrednienie pomiarów, które często całkowicie zaburzają obraz prawdziwego wiatru na całej skoczni. Stoch klapnął na buli, a chwile po tym jak jury dopuściło do wypaczenia jego wyniku... odwołano drugą serię. A wcześniej do irytacji doprowadzono też innych skoczków. Johann Andre Forfang ze złości rzucał nawet kaskiem.

Jak działa system? 

Na dużych obiektach dokonuje się siedmiu pomiarów z przyrządów rozstawionych naprzemiennie po obu stronach zeskoku, na normalnych skoczniach jest ich pięć, a na skoczniach do lotów (jak w Kulm) dziesięć. Warunki mierzone są dla każdego zawodnika osobno i w czasie oddawania skoku. Skoczek, który wychodzi z progu uruchamia fotokomórkę, a ta włącza czujniki. Na każdym pomiary dokonywane są 4 razy na sekundę przez okres pięciu sekund fazy lotu

Co interesujące, rejestracja prędkości wiatru na pierwszym pomiarze zaczyna się dwie sekundy przed wyjściem z progu, a kończy się trzy sekundy po tym jak skoczek przeleci pierwszy czujnik usytuowany na 10 procent punktu K, czyli na odległości 12,5 metra (do rozważań przyjmijmy standardową skocznię K-125 metrów). Rejestracja ostatniego pomiaru rozpoczyna się w momencie, gdy skoczek znajduje się w środkowej fazie lotu, a pomiar trwa również przez pięć sekund. Oznacza to, że na dużej skoczni pomiar trwa jeszcze około dwie sekundy po wylądowaniu, a na skoczni normalnej nawet blisko trzy sekundy po wylądowaniu!

Przeliczniki za wiatry są sprawiedliwe? Hula mógł stracić medal IO

Zobacz wideo

Wydaje się że właśnie przez ten pomiar Stefan Hula mógł też stracić medal olimpijski. W Pjongczangu tuż po konkursie skoczek stwierdził, że nawet nie przypuszczał, że komputer odejmie mu aż 18,4 pkt, bo po prostu nie czuł aż tak mocnego wiatru pod narty. Kilka godzin po zawodach jeden z polskich trenerów poprosił o wgląd do dokładnego rejestru pomiarów. Okazało się, że mocny podmuch faktycznie przyszedł, ale chwilę po tym jak Hula już oddał swój skok, czyli Polak faktycznie mógł go nie czuć pod nartami, bo wiatr pojawił się w momencie, gdy on już jechał po śniegu. 

Na skoczni dużej jest więc robione około 140 pomiarów w czasie skoku jednego zawodnika, z czego wyciągana jest średnia ważona, która potem przekładana jest ona na punkty. W przypadku tej średniej najważniejsze nie są pomiary w pierwszej fazie lotu, a nad popularną bulą. Dla skoczni K-125 pomiary powinny być umieszczone na 12., 38., 56., 75., 94., 112. i 131. metrze).

Tak wygląda średnia ważona:

  • 10 proc. wagi dla Pomiaru 1 i Pomiaru 2 (10 i 30 proc. punktu K), 
  • 20 proc. wagi dla P3 i P4 (45 i 60 proc. punktu K),
  • 15 proc. wagi dla P5 i P6 (75 i 90 proc. punktu K),
  • 10 proc. wagi dla P7 (105 proc.+ punktu K) 

Bardzo ważną kwestią jest również to, że system automatycznie wyłapuje osiągniętą odległość przez zawodnika. Można więc uniknąć sytuacji, w której skoczek miał niezwykle zły wiatr na początku i nie doleciał do miejsca, gdzie ruch powietrza był bardzo korzystny. Dostaje wówczas tylko punkty za złe warunki atmosferyczne. Bazą jest jednak pierwsze pięć czujników. Jeśli skoczek leci dalej niż 94 metry potem dodaje lub odejmuje się również punkty z kolejnych dwóch pomiarów.

Niestety, warunki mierzone są na krańcach zeskoku, a nie na środku, czyli tam gdzie leci zawodnik. Na skoczni dużej szerokość zeskoku do chodzi do około 20 metrów, co oznacza, że zawodnik leci po 10 metrów od czujników. Tam wiatr może być zdecydowanie inny. Jeszcze gorzej jest na skoczniach dużych, a na mamutach lata się nawet 30 metrów od urządzeń pomiarowych.

"System działa z dużym opóźnieniem"

Wydaje się, że najbardziej transparentnym rozwiązaniem sytuacji byłaby możliwość ciągłego oglądania grafiki z pomiarami wiatru. Jeśli nie w telewizji, to chociaż za pomocą internetu. FIS nie chce się na to jednak zgodzić, a głosy wielu trenerów mówią też, że system działa z opóźnieniem i to nawet około 5 sekund! Podobnego zdania jest Adam Małysz. - Różnie to jest. Stałem na wieży i podawałem wiatry, a trenerzy w monitorach mieli zupełnie coś innego. Działa to z dużym opóźnieniem i jeszcze dużo pracy jest do zrobienia w tym temacie - mówi Adam Małysz, który w czasie zawodów w Titisee-Neustadt stał przy zeskoku i podawał trenerom aktualny wiatr.

O tym, jak duże jest to opóźnienie można się przekonać tutaj (trzeba oglądać z głosem, żeby usłyszeć mocne podmuchy wiatru i opóźniona reakcję w systemie)

Zagraniczni trenerzy potwierdzają to również w prywatnych komentarzach i właściwie każdy ma świadomość, że system nie jest do końca dopracowany, dlatego każdy główny trener wysyła swojego asystenta na schody zeskoku, by przez krótkofalówkę mógł mu przekazywać jakie są aktualne warunki. Oczywiście za pomocą obserwacji wstążek na bokach. 

Wietrzny korytarz problemów

Przed każdymi zawodami jury wyznacza też tzw. korytarz wietrzny, w którym muszą rozegrać się zawody. Przepisy mówią, że powinien mieścić się w rozpiętości dwóch metrów na sekundę. Niestety, można odnieść wrażenie, że jest to zdecydowanie za dużo, szczególnie w sytuacjach, gdy wieje mocny wiatr pod narty. Jeśli dopuszczony jest średni wiatr 1 m/s pod narty, to analogicznie w korytarzu dopuszczony jest także 1 m/s w plecy, a to kompletnie zmienia tzw. sytuację na skoczni. Skoczkowie często i słusznie narzekają, że wiatr w plecy ma dużo większe znaczenie, a punkty dodatnie nie oddają tego jak bardzo traci się na odległości oraz notach sędziowskich. Dodatkowo skoki w ostatnich latach skoki mocno poszły do przodu i gdy tylko pojawi się wiatr z przodu, to czasem brakuje nawet niskich belek (np. Stoch bił rekord w Trondheim -146 metrów skacząc z pierwszej belki!). Ale gdy wiatr ucichnie to skoczkowie nie mają praktycznie żadnych szans na dalekie skoki, bo kombinezony są dziś bardzo wąskie i zrobione z takiego materiały, że właściwie nic nie jest w stanie wytworzyć powierzchni nośnej, jaka była jeszcze za czasów np. Adama Małysza.

Innym problemem jest też to, że automatyczne zapalanie zielonego światła jest zupełnie nieżyciowe. W niedzielę idealnie był to widać przy drugim niedzielnym skokiem Stocha. Gdy Polak siadał na belce na górze zeskoku było to nawet 4,5 m/s wiatru z tyłu (linia "to beat", wskazująca na odległość potrzebną do objęcia prowadzenia, wskazywała 209 metrów). Po około 30 sekundach warunki nieco się poprawiły (linia natychmiast przesunęła się na 219 metr), a Borek Sedlak od razu zapalił zielone światło. Okazało się jednak, że gdy Stoch ruszył, wiatr szybko zaczął się pogarszać (linia zatrzymała się na 215 metrze). I wielce prawdopodobne, że jak Stoch wyszedł z progu, to wiatr znowu był poza dopuszczalnym korytarzem. Borkowi Sedlakowi kibice często zarzucają to, że nie czeka na ustabilizowanie się warunków, tylko puszcza skoczków od razu jak tylko wiatr znajdzie się w korytarzu. To nic, że po zapaleniu zielonego światła znowu może wyjść poza niego. 

Więcej punktów za wiatr z tyłu

Warto jednak zauważyć, że w 2013 roku FIS postanowił wprowadzić korektę w przepisach, która o 21 procent zwiększyła kompensację punktową za podmuchy w plecy. Inicjatorem tych zmian był Miran Tepes, który przez cały sezon 2012/2013 skrupulatnie notował wszystkie skoki i siłę wiatru. Później przedstawił wnioski, a te zostały zaakceptowane. Nadal wydaje się jednak, że jest to zdecydowanie za mało. FIS broni się zaś tym, że chciano utrzymać element loteryjności konkursów, dlatego system rekompensaty punków ustawiany jest na około 75 proc. realnej wartości pomiarów. O ile Międzynarodowa Federacja Narciarska dokonała pewnych zmian w przepisach związanych z wiatrem w plecy, to kwestia bocznych podmuchów nadal pozostaje nie do końca rozwiązana.  Jeśli wieje choć odrobinę z przodu, to liczony jest wiatr sprzyjający. I za to odejmowane są punkty. 

Najświeższy przykład dotyczy Sapporo i skoków Ryoyu Kobayashiego. W japońskich mediach można znaleźć wypowiedzi Hideharu Mijahiry, który twierdzi, że w nieudanym sobotnim skoku na 110 metrów, zawodnikowi odjęto punkty za wiatr 0,66 m/s pod narty. Trener twierdzi jednak, że w pierwszej fazie lotu wiatr był boczny i lekko z przodu, a w drugiej fazie lotu już tylko z boku. Mimo że skoczek nie miał szans na uratowanie podium, to system i tak odjął mu punkty za "sprzyjające warunki".

W Niżnym Tagile zaś system dodał Japończykowi aż 7,7 pkt, mimo że doskonale było widać jak wiatr trzyma go w powietrzu do samego końca zeskoku i pozwala odlecieć. 

Czerwone światło mimo wiatru w korytarzu

Na koniec warto przytoczyć kilka ciekawostek związanych z systemem "wind factor". Czasem na podglądzie telewizyjnym widać, że żadna z pokazywanych strzałek nie świeci się na czerwono, mimo to na środku pokazuje się komunikat "stop", który oznacza zapalenie czerwonego światła. Dlaczego tak się dzieje? FIS chce, żeby skoczkowie skakali w stabilnych warunkach, dlatego jeżeli wiatr w ciągu jednej sekundy zmienia swoją moc o 2 m/s, na którymś z czujników, wówczas z automatu zapalane jest czerwone światło. Ma to pomóc skoczkowi w uniknięciu turbulencji w powietrzu. Czerwone światło zapalone jest również w momencie, gdy którykolwiek z czujników pokazuje boczny wiatr o sile minimum 3,5 m/s.

Drobne różnice w pracach naukowych 

FIS cały czas opiera się na badaniach naukowych, które pozwalają znaleźć odpowiednie wartości dla długości rozbiegów, a także rekompensat punktowych za wiatr. Przed 2010 rokiem aspekt wiatru i długości najazdu był badany m.in przez Hansa-Heiniego Gassera, Gerharda Hochmutha, Mikko Virmavirty. Skupili się oni na badaniu wpływu wiatru na skocznię w Oberstdorfie.

Doszli oni do wniosku, że jeden dodatkowy metr najazdu na normalnej skoczni przekłada się na około 3-4 metry dłuższego lotu na skoczni normalnej i na 4-6 m więcej na skoczni dużej. Inaczej będzie to jednak wyglądało na stromym najeździe w Titisee-Neustadt, a inaczej na płaskim i długim w Bischofshofen. 1 m/s wiatru pod narty powinien zaś dać skoczkowi około 5-6 metrów więcej - choć to jest oczywiście zależne od rodzaju skoczni. Do zbudowania modelu dotyczącego wpływu wiatru na skok najbardziej przyczynił się profesor Gerhard Hochmuth z Instytutu Stosowanych Nauk Szkoleniowych w Lipsku.

Bojan Jost już w latach 2012-2016 analizował wiatr wpływający na skoki na Letalnicy w Planicy. Udało nam się ustalić, że wyniki różniły się od siebie ze względu na zastosowanie innej metodologi, ale ogólne wnioski były ze sobą bardzo porównywalne.

Przed nowym szefem skoków - Sandro Pertile, który w kwietniu zastąpi Waltera Hofera trudne zadanie, bo wydaje się, że po 10 latach trzeba wreszcie ulepszyć ten system. Coraz częściej na skoczniach panują skrajne warunki, a wtedy rekompensaty są właściwie bezużyteczne. Mimo skoki narciarskie nie powinny się cofać w rozwoju, a takim krokiem byłaby rezygnacja z pomiarów. Wydaje się więc, że FIS powinien dopracować działający od dekady system, a najważniejszym aspektem musi być wyeliminowanie opóźnień by badać wiatr w rzeczywistym momencie oddawania skoku, a nie na przestrzeni pięciu sekund. Przecież zawodnik przecina linię danego czujnika zaledwie w 0,1 sekundy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.