LGP w Wiśle. Najważniejszy czas dla przyszłości polskich skoków? Maciusiak: "Zawodnicy mają problemy, ukrywają zazdrość. Wszystko dobrze wygląda na zewnątrz"

Maciej Maciusiak od kwietnia 2018 roku przejął obowiązek zbudowania zaplecza polskich skoków. Trener w rozmowie ze Sport.pl szczerze mówi o problemach, które trapią zaplecze najpopularniejszej zimowej dyscypliny w naszym kraju. - Wiadomo, że nie ma tych pieniędzy, żeby wyjść z dziewczyną na kawę, nie mówiąc o utrzymaniu rodziny. Nikt tego na zewnątrz nie pokazuje, ale wiadomo, że w środku jest zazdrość - zauważa trener.

O ile kadra A polskich skoczków należy do najlepszych na świecie, to zawodnicy mają już swoje lata i należy szukać następców. Niestety, jest to duży problem, bo w ostatnich latach zaplecze wyglądało bardzo źle. Stąd duże zmiany w kwietniu 2018 roku. Nowym trenerem kadry B został Maciej Maciusiak, a jego dotychczasowy asystent Wojciech Topór przejął kadrę juniorską. Nowy trener kadry B opowiada  o problemach w pracy na zapleczu polskiej kadry. Szczerze mówi także o kwestiach finansowych i zazdrości, która musi się pojawić, gdy jeden z zawodników otrzyma wsparcie wielkiego sponsora.

Piotr Majchrzak: Dużo zmian na zapleczu polskich skoków nastąpiło w kwietniu. Po dobrym okresie w kadrze juniorskiej przejął Pan stery w drużynie B, w której było mnóstwo problemów. Od czego Pan zaczął naprawianie?

Maciej Maciusiak: Chciałem żeby zawodnicy uwierzyli, że warto dalej pracować, bo atmosfera naprawdę nie była dobra. W zeszłe lato wydawało się, że wszystko idzie do przodu, ale potem nagle coś stanęło. Zawodnicy tracili zaufanie. Wiadomo, że w sezonie letnim słabsze wyniki można zrzucić na karb ciężkich treningów, ale w zimę wszystko się posypało. Pierwszym zadaniem było stworzenie sztabu, który będzie pracował na 120 procent. Potem spotkaliśmy się z zawodnikami, żeby przedstawić wizję współpracy. Muszę przyznać, że nie wszystko udało się jeszcze zrobić, bo ci zawodnicy mają przede wszystkim problemy finansowe.  Jeśli chodzi o kwestie sportowe to nie ma żadnych problemów

>>> LGP w Wiśle. Polscy skoczkowie znowu zaskoczyli rywali. Magentowe kombinezony jak czekoladki

Wiadomo, że jednym z żądań Stefana Horngachera było to, żeby niższe kadry były mocniej dofinansowane. Rozpoczęliście stałą współpracę z doktorem Haraldem Pernitschem, który monitoruje Wasz trening. Jak bardzo to pomaga?

- Zawodnicy byli monitorowani cały czas, ale tym razem badania pozwalają nam na dopasowanie treningów w każdym tygodniu. Dzięki temu wiemy, komu można odpuścić, a kto potrzebuje więcej ciężarów i intensywności. Z doktorem spotykaliśmy się już na zgrupowaniach. Z tego co pamiętam, to był z nami w Zakopanem,  Ramsau, był też w Wiśle i będzie w Innsbrucku za trzy tygodnie. Jesteśmy też w stałym kontakcie, głównie mailowym.

Czyli teraz się spotykacie, bo jeszcze w poprzednim sezonie Maciej Kot mówił, że nigdy nie widział doktora, choć ciągle się o nim mówiło.

- Zawodnicy tego nie dostrzegają, bo oni widzą tzw. gotowca, a całą pracę wykonują trenerzy. Teraz Harald Pernitsch też przyjeżdża na treningi i wówczas skoczkowie się z nim widzą i również trenują pod jego okiem. Wiem jednak, że Stefan Horngacher był z nim w stałym kontakcie, ja teraz również taki kontakt mam.

W zimę mówił Pan, że praca z juniorami jest trudna bo trzeba się często wkurzać i irytować na tych młodych skoczków. Teraz pracuje Pan ze starszą kadrą, gdzie problemy są chyba znacznie trudniejsze.

- Na pewno są takie dni, że po prostu się nie chce użerać. Wiadomo, że zarówno zawodnicy, jak i sztab mają taki czas, szczególnie po zawodach, w których nie wyszło. Czasami jest to frustrujące. Wiadomo, że inaczej jest  z zawodnikami, którzy przychodzą pierwszy raz do kadry i trzeba ich nauczyć wszystkiego od podstaw. Sztabowi się wydaje, że coś jest dla Ciebie normalne, ale musisz uczyć jakiegoś głupiego zachowywania się na posiłkach, punktualności czy pracy na zgrupowaniu.

XXIII Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pjongczang 2018 XXIII Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pjongczang 2018 Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Wiadomo, że teraz firma Red Bull sponsoruje Tomasza Pilcha. Z drugiej strony mamy w kadrze B zawodników, którzy mają ogromne problemy finansowe. Mówi się też, że nie mają za co dojeżdżać na treningi. Czy w związku z tym pojawiają się jakieś bariery stara się Pan prowadzić jakieś rozmowy wychowawcze na ten temat?

- Rozmawiamy o tym, bo jest problem w kadrze B. Wiadomo, że jak ktoś nie startuje w Pucharze Świata, to nie ma finansowania. Oczywiście związek zapewnia sprawy szkoleniowe, jak zgrupowania czy sprzęt,  ale jest problem. Wiadomo, że nie ma tych pieniędzy, żeby wyjść z dziewczyną na kawę, czy utrzymać rodzinę. Nikt tego na zewnątrz nie pokazuje, ale wiadomo, że w środku jest zazdrość. Grunt żeby Tomasz sobie z tym poradził. Na razie jednak widzę, że nie ma tym problemu i radzi sobie dobrze.

Treningi nie zawsze są dobre w jego wykonaniu, ale mogę powiedzieć, że za mojej kadencji Tomek nigdy nie skoczył gorzej na zawodach niż w treningu, a to jest wielki plus.

Jeśli miałby Pan skonkretyzować, jakie są największe problemy kadry B obecnie?

- Wspomniane wcześniej problemy finansowe zawodników, po drugie mogę powiedzieć, że wszystko to fajnie wygląda na zewnątrz, że te pieniądze od związku są, ale nie do końca tak jest. Nie chcę o tym mówić, ale jest duża różnica między finansowaniem kadry A i B., i traktowania zaplecza bardziej poważnie.

>>> LGP w Wiśle. Polacy zdeklasowali konkurencję. Stoch zaskoczony swoją formą "Czuje się lepszym skoczkiem"

Ale przecież to było jedno z żądań Horngachera. Nic się nie ruszyło w tej kwestii?

- W kwestii procesu treningowego widać znaczną poprawę. Mamy zagwarantowane praktycznie wszystko, a do tej pory trenowaliśmy właściwie na każdym zgrupowaniu z kadrą A i dopiero niedawno się rozjechaliśmy na Letni Puchar Kontynentalny w Kranji. Zabezpieczenie finansowe jest, ale jeśli chodzi o kwestie bardziej konkretne to jest gorzej, ale to zostawmy dla siebie.

Puchar Świata w skokach narciarskich - Klemens Murańka Puchar Świata w skokach narciarskich - Klemens Murańka Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl

Teraz wziął pan do kadry B trzech juniorów, z którymi współpracował Pan w poprzednim sezonie. Wiadomo jednak, że są tam też zawodnicy, którzy mają już kilkadziesiąt startów w Pucharze Świata, jak choćby Klemens Murańka czy Aleksander Zniszczoł. Da się ich pogodzić?

- Nie mam żadnych zastrzeżeń. Po poprzednim sezonie wszystko wymazaliśmy i każdy startował z czystą kartą. Są to pełnoletni zawodnicy, no może z wyjątkiem Tomasza Pilcha, któremu troszkę brakuje. Trenują normalnie, ale każdy ma trening dopasowany do siebie.

Stefan Horngacher miał fenomenalne wyniki w kadrze A, ale widać było, że przez te dwa sezony niższe szczeble były nieco zapomniane. Jak Panu się teraz współpracuje z Austriakiem?

- Współpracujemy razem, czy to trening motoryczny czy na skoczni. Wiadomo, że zarówno Stefan, jak i ja mieliśmy różne wizje dotyczące techniki, ale mogę powiedzieć, że znaleźliśmy wspólny język.

W jakim miejscu są teraz zawodnicy (Klemens Murańka, Aleksander Zniszczoł), o których właściwie od 10 lat mówiło się, że będą stanowić o sile polskich skoków. Pamiętam sytuację, jak na zeszłorocznej inauguracji Pucharu Świata w Wiśle Zniszczołowi nie wyszedł skok w kwalifikacjach i zawodnik miał łzy w oczach. Już na samym początku sezonu był załamany. Wróciła im chęć skakania? 

- Życie polega na nauce pokory. Oni stawiają wszystko na jedną kartę. Balansują na cienkiej linii tego, czy być dalej profesjonalnym zawodnikiem. Trenować czy iść do pracy. To jest dla nich bardzo frustrujące. Oni chcą zapewnić utrzymanie swojej rodzinie, mają wobec siebie wielkie oczekiwania i to był według mnie jeden z błędów poprzedniego sezonu. Nie byli gotowi na ten pierwszy konkurs, nie wyszło im i po prostu od tego momentu zaczęło iść wszystko źle.

Klemens Murańka znowu musiał poddać się operacji oka, jest teraz wyłączony z treningów na dwa miesiące. Pod względem sportowym nie jest to chyba dobra informacja.

- I tak i nie. Podobną sytuację mieliśmy z Tokiem Pilchem w poprzednim roku. Klimek będzie musiał wszystko realizować krok pod kroku. Wiadomo, że te zaległości będą i Klemens nie będzie gotowy na cały sezon, a jedynie na pojedyncze starty. Wiadomo jednak, że zdrowie jest najważniejsze i można było znowu zwlekać z operacją, ale podjęliśmy decyzję, że należy ją zrobić.

Do tej pory współpracował pan z Wojciechem Toporem, który przez wiele lat był asystentem. Zawodnicy bardzo chwalili tę współpracę, mówili, że Wojciech to specjalista od kombinezonów. Jak teraz poradzicie sobie osobno.

- Nadal jesteśmy sąsiadami <śmiech> Wojtek podjął decyzję, że idzie na swoje i zaczyna karierę trenerską. Ma trochę inne zadania i odpowiedzialność. Z drugiej strony wiele lat spędził na skoczni jako trener, sporo przejeździł po świecie i dużo widział, więc jest młody, ale bardzo doświadczony.

Kibice niepokoją się tym, że teraz w kadrze juniorskiej są zawodnicy, którzy właściwie nie mieli dotąd kontaktu z areną międzynarodową. Nie za duża rewolucja?

Taką mamy sytuację, skądś tych zawodników trzeba brać. Właśnie dlatego nastąpiło otwarcie na innych. Juniorami są także Pilch, Czyż i Wąsek, ale im z wyników należał się awans do kadry B. Taką mamy jednak sytuację w Polsce, że trzeba było dobrać młodych zawodników, by ci za dwa, trzy lata mogli przyjść do kadry B, jak to było teraz. Jest ich siedmiu i myślę, że trenerzy będą się starali jeszcze dobierać kolejnych, bo to nie sztuka zamknąć selekcję.

>>> LGP w Wiśle. Skoczkowie zaskoczyli nowymi kaskami. Stoch podpisał umowę. Furorę zrobił Jakub Wolny

A jest z czego dobierać?

To jest następne pytanie. Mamy trudną sytuację w Polsce w rocznikach 1998/1999. Teraz praktycznie nie ma nikogo, bo był Dominik Kastelik, ale już nie skacze. Z 1999 jest podaj sześciu chłopaków i trzeba szukać kolejnych.

Czyli luka pojawiła się wraz z końcem pierwszych sukcesów Adama Małysza?

No roczniki 1994/1995 wyglądały całkiem dobrze, oni przyszli do skoków jak Adam zaczynał wygrywać, ale teraz zostało właściwie tylko trzech skoczków. Z 1996 roku jest Przemysław Kantyka, a potem jest przerwa. Pozytywem jest jednak to, że wśród tych najmłodszych roczników jest spore zainteresowanie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.