PŚ w Planicy. Stoch ósmy, Tande i Żyła odpadli w kwalifikacjach. Jakub Kot: Czasami wygrywa kalkulator. Coś za coś

Kamil Stoch zajął ósme miejsce w kwalifikacjach w Planicy. Odpadli m.in. mistrz świata w lotach, Daniel Andre Tande, i Piotr Żyła. - Im więcej jest zmian belek, tym więcej włącza się przeliczników i wygrywa kalkulator - mówi Jakub Kot. Z delegatem i ekspertem Eurosportu analizujemy pracę jury. Konkurs w piątek o godz. 15, relacja na żywo w Sport.pl
Kamil Stoch Kamil Stoch MAREK PODMOKŁY

Johann Andre Forfang uzyskał 241 metrów, do tego aż 37,3 pkt za niską, czwartą belkę startową, i wygrał kwalifikacje z notą 243,4 pkt. Drugie miejsce zajął Anze Semenic (235,3 pkt, 234 m), a trzecie Dawid Kubacki (227,7 pkt i 224,5 m). Sporą stratę do czołówki na starcie turnieju Planica 7 poniósł lider Pucharu Świata. Kamil Stoch za lot na 226,5 m dostał tylko 216,1 pkt. Nasz mistrz sporo stracił na tym, że jechał z belki numer 7 (tylko 9,2 pkt rekompensaty w stosunku do tych, którzy ruszali z belki numer 8, czyli wyjściowej). Przed Stochem, na siódmym miejscu, znalazł się Stefan Hula (217,4 pkt, 221,5 m). Kwalifikacje skończyły się bardzo dziwnymi wynikami.

Spójrzmy na pozycje uzyskane przez zawodników z pierwszej "10" PŚ w lotach:

8. Stoch 216,1 pkt (226,5 m)

9. Robert Johansson 215,1 (221)

12. Markus Eisenbichler 213,8 (224,5)

22. Stefan Kraft 203,3 (213)

23. Simon Ammann 201,9 (217)

25. Peter Prevc 200,0 (214,5)

26. Andreas Stjernen 199,1 (221,5)

30. Noriaki Kasai 197 (211)

41. Daniel Andre Tande 186 (199,5)

53. Domen Prevc 173,1 (188)

Poza Tandem i Prevcem w kwalifikacjach odpadli jeszcze inni czołowi zawodnicy: 11. w PŚ w lotach Clemens Aigner, 12. Piotr Żyła, 13. Tilen Bartol i Andreas Wellinger, który jest czwarty w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Łukasz Jachimiak: Kamil Stoch najlepszy z czołowej "10" PŚ w lotach, ale w sumie dopiero ósmy, mistrz świata w lotach, Daniel Andre Tande, poza konkursem - musieliśmy dostać aż taką loterię w kwalifikacjach do sobotniego konkursu w Planicy? Może jury powinno je odwołać?

Jakub Kot: Bardzo łatwo się mówi o takich rzeczach sprzed komputera czy telewizora. Nie mamy tych podglądów wiatru, jakie ma jury, dlatego zawsze troszkę staję w obronie jury. Najłatwiej skrytykować, że podnieśli belkę i można się rozwalić na dole, a jeśli skrócili rozbieg, to że nie ma szans odlecieć. Praktycznie nigdy nie ma złotego środka. Jako początkujący delegat i sędzia wiem, że jury nie chce utrudniać kwalifikacji, tylko chce je przeprowadzić w bezpiecznych i w miarę równych warunkach.

Właśnie tu równe nie były.

- Ale tak naprawdę to nie jest zależne od jury. Jeżeli jest bezwietrzny konkurs, to wszystko idzie fajnie, szybko i wygrywają najlepsi. Ale jeśli włącza się wiatr, a co dopiero jeżeli dzieje się to na skoczni mamuciej, to musi być element loteryjności. Naprawdę nie mówmy znowu, że Borek Sedlak zrobił tak czy inaczej, że znowu kogoś źle wystartował i przez niego wszystko jest popsute. Bardzo łatwo się krytykuje. Ale oczywiście nie powiem, że kwalifikacje były super. Wyniki mówią jak było. Do konkursu nie wszedł przecież Daniel Andre Tande, mistrz świata w lotach.

Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby nie awansował Kamil Stoch? Tande za wiatr w plecy dostał 6,4 pkt rekompensaty, ale na co mu ona, skoro nie wystarczyła, by był w "40"?

- Dla mnie jeszcze większym paradoksem jest, że Gregor Deschwanden poleciał pięknie, osiągnął 230 metrów, a nie wszedł do konkursu. Albo Michaił Nazarow ustanowił świetną życiówkę, osiągając 216 m, i nawet nie to, że nie wszedł, tylko nie miał żadnych szans, bo zabrakło mu nie miejsca czy dwóch, tylko chyba 15.

Prawie, zajął 54. miejsce.

- No właśnie, mimo świetnych metrów był skazany na pożarcie. Wiadomo, że im więcej jest zmian belek, tym więcej włącza się przeliczników i - niestety - wygrywa matematyka, kalkulator. To jest przykre. Ale pomyślmy, jak wyglądałyby te kwalifikacje, gdyby przeliczników nie było. Załóżmy, że kwalifikacje zaczynamy z belki numer siedem i wszyscy musimy z niej jechać. Ruszają teoretycznie najsłabsi i skaczą 240 metrów. Co musimy zrobić?

Zrestartować serię, obniżyć belkę. Pamiętamy czasy, kiedy tak to się odbywało.

- Obniżamy belkę do pozycji numer 4, a tu warunki gasną, wieje lekko z tyłu i zawodnicy osiągają po 180 metrów. I znowu przerywamy i zaczynamy od nowa z innej belki. System pozwalający na zmianę długości najazdu naprawdę się przydaje. A że czasem wygrywa matematyka? Coś za coś.

Problem w tym, że za zmianę belki w Planicy chyba dostaje się i traci za dużo punktów. Nie powinno być tak, że czołówka nie ma żadnych szans na wygranie kwalifikacji. Widziałeś, że kończącemu je Andreasowi Stjernenowi jako odległość wymagana do objęcia prowadzenia wyświetliło się 260 m?

- To na pewno jest słabość systemu. Jest w nim jeszcze dużo do dopracowania. FIS jeszcze cały czas się tego systemu uczy. On może nie jest nowiutki, ale jednak każdy kolejny sezon daje nowe doświadczenia i FIS musi starać się to wszystko poprawiać. Te kwalifikacje faktycznie były bardzo dziwne. Końcówka ewidentnie nie miała z czego odlecieć. Ale pomyślmy, co by było, gdyby jury jeszcze podwyższyło belkę dla najlepszej "10". Z belki numer 7 oni już i tak jeździli chyba z prędkością po 105 km/h?

Tak, Robert Johansson i Peter Prevc mieli po 105,5 km/h, Tande nawet 106, a Kamil Stoch 103,7, ale wiadomo, że on zawsze jeździ wolniej.

- Czyli oni już mieli naprawdę porządne prędkości. A gdyby jury jeszcze je zwiększyło, wydłużając rozbieg, to podjęłoby duże ryzyko, bo przecież mogłoby nagle mocniej podwiać pod narty. Pamiętajmy, że sam Stefan Horngacher wiele razy mówił, że za wysokie belki nie są dobre dla Kamila, bo to niebezpieczne. Jury troszeczkę dmucha na zimne, bo lepiej skoczyć trochę krócej niż zrobić sobie krzywdę. Gregor Schlierenzauer przeskoczył skocznię [osiągnął 253,5 m, czyli tyle, ile wynosi rekord świata ustanowiony przez Stefana Krafta] i wyjechał na tyłku], więc ktoś z najlepszych przy prędkości w przedziale 106-107 km/h i podmuchu wylądowałby na 258. metrze na plecach, zwichnąłby kolano albo zrobił sobie coś jeszcze gorszego i byłyby pretensje do jury. Ono naprawdę musi uważać. Zwłaszcza że to nie jest ostatni dzień sezonu, tylko początek finału, dopiero pierwszy dzień "Planica 7".

Dlatego najlepszym wyjściem byłoby przerwanie tych kwalifikacji. Jaki był sens ciągnięcia ich na siłę? Naprawdę współczuję Tandemu i cieszę się, że takiego pecha jak on nie miał Stoch.

- Można gdybać. Piątkowy konkurs jest o 15, był czas, żeby zrobić kwalifikacje nawet przed nim. Ale jury ma dokładne prognozy i może wie, że nie będzie lepiej. Trzeba by rozmawiać z Walterem Hoferem albo z Borkiem Sedlakiem, żeby się wytłumaczyli. Podobne dyskusje były po pierwszym konkursie na igrzyskach i wtedy oni dosyć dobrze się wytłumaczyli, mówiąc, że prognozy na kolejne dni wcale nie były lepsze. A że godzina konkursu była taka, a nie inna? Wiadomo, że chodziło o pieniądze z transmisji. Gdyby zrobili zawody o godzinie 6 rano czasu polskiego, to kto by je oglądał? Niestety, przez pieniądze zawodnik stał się marionetką w rękach FIS-u, który chce zarobić na marketingu, reklamach, sponsorach. Ale zawodnik nie może się skarżyć, bo dzięki tym pieniądzom i on ma płacone. Chcesz zarabiać - dostosuj się do naszych warunków. Koło się zamyka. Ale może tym razem faktycznie byłoby rozsądnie przerwać te kwalifikacje, zaczekać ze 20 minut.

Albo zupełnie z nich zrezygnować i pozwolić wszystkim zgłoszonym wystartować w piątkowym konkursie.

- Może i tak. Można było dać wszystkim święto, powiedzieć "skoczcie na koniec wszyscy", bo przecież w sobotę będzie "drużynówka", a w niedzielę konkurs tylko dla najlepszej "30" sezonu. Trudno, pierwsza seria w piątek potrwałaby trochę dłużej, bo na starcie byłoby 69 zawodników, ale nie byłoby poszkodowanych. Bardzo mi szkoda takich zawodników jak Deschwanden czy Nazarow.

Wyobrażasz sobie, jak czuje się Deschwanden, widząc, że jemu 230 metrów dało dopiero 42. miejsce, a Dawid Kubacki był trzeci, mając 224,5 m?

- Dlatego mówię, że można było dać skoczyć wszystkim. Faktycznie lepiej było uniknąć tej loteryjności. Mistrz świata w lotach nie dostał się do konkursu, czyli stracił szanse i w turnieju Planica 7 i na Puchar Świata w lotach, a był w tej klasyfikacji trzeci. To jest przykre. Ale z drugiej strony takie są skoki. Wyobrażam sobie, że jeśli kiedyś skoki będą się odbywały w hali, w bezwietrznych warunkach, to część kibiców stwierdzi, że to nuda. Nie w hali, czyli przy wietrze, to sprawiedliwie mogłoby być chyba tylko wtedy, gdyby obok siebie stało 69 skoczni i wszyscy zawodnicy skoczyliby w tym samym momencie. Niestety, jest tak, że ktoś dzięki warunkom świętuje, a ktoś przez nie płacze. W tej drugiej grupie jest nasz Piotrek Żyła. Myślę, że kto by nie jechał w jego warunkach, to ciężko by mu było dużo lepiej skoczyć [Żyła uzyskał 187 m z piątej belki przy minimalnym wietrze pod narty, za który odjęto mu 1,4 pkt. Polak zajął 47. miejsce].

Żyła przez dwa sezony punktował we wszystkich konkursach PŚ. Szkoda, że swoją świetną serię skończy przez takiego pecha.

- Piotrka chwiało mocno na rozbiegu, nie wiem czy jego pozycja dojazdowa była dobra. Ale gdyby miał dobry wiatr, to spokojnie by sobie 205-210 m zaleciał i w konkursie musiałby być, nie ma cudów. Statystykę zepsuła mu aura. Szkoda.

Więcej o:
Copyright © Agora SA