- Mamy to, Stefan Horngacher zostaje z nami. Wszystko mamy omówione - powiedział we wtorek prezes Apoloniusz Tajner w radiu zapinamypasy.pl. Omówione tak, ale jeszcze nie podpisane. - Dlatego to pewne na sto procent jeszcze nie jest. Stefan Horngacher podczas długiej rozmowy w olimpijskiej jadalni w Pjongczangu spisał warunki, które trzeba spełnić - mówi Adam Małysz, który był przy wspomnianej rozmowie Horngachera z Tajnerem. - Wstępnie Polo się na te warunki zgodził, ale dopiero na koniec sezonu w Planicy zapadnie decyzja stuprocentowa. Stefan powiedział: dam ostateczną odpowiedź w Planicy, bo tam zobaczę, jak z moimi postulatami. A Polo poprosił: dajcie mi czas do Planicy, to odpowiem czy dam radę spełnić - wspomina Małysz. - Wygląda to tak, że decyzja Horngachera w praktyce zależy od decyzji prezesa, czy przystaje na warunki. Więc można powiedzieć, że wszystko w rękach Pola. Skoro on jest optymistą, to ja też jestem. Bo to chyba oznacza, że spełni te postulaty - mówi Małysz.
Tak jak pisaliśmy podczas igrzysk w Pjongczangu głównym punktem spornym nie były pieniądze dla Horngachera, bo to że zasłużył na solidną podwyżkę nie budzi wątpliwości. Chodziło o wielkość inwestycji w polskie skoki w najbliższych latach. Inwestycji w zaplecze naukowo-techniczne, inwestycji w sztab kadry B. - W tym kierunku to szło, jeśli chodzi o oczekiwania Horngachera. Żeby ten ogólny budżet na skoki jeszcze podnieść. Bo jest pięknie, ładnie, ale tym skoczkom, których dziś mamy, musi ktoś deptać po piętach. Musimy odbudować kadrę B, i nie zapominać, że rywale nie śpią. Musimy mieć budżet na nowinki techniczne. Na eksperymenty. Tu są największe problemy. Bo pieniądze na opłacanie trenerów i szkolenie zawodników to mamy. Ale trzeba wciągnąć w polskie skoki naukowców, uczelnie, żeby pewne rzeczy móc u nas testować i wdrażać. I może tych postulatów Horngachera nie jest dużo, ale to są kosztowne rzeczy.
Sprawy techniczne, wzmocnienie współpracy z doktorem Haraldem Pernitschem (austriacki specjalista od fizjologii i techniki skoków), tak żeby go zaangażować nie tylko w pracę z kadrą A, ale też i może na zapleczu kadry. Nie będziemy wzmacniać sztabu technicznego kadry A, bo on jest wystarczająco mocny. Chcemy wzmacniać kadrę B. I potrzebujemy dużo pieniędzy na badania. Bo dotychczas było tak, że mieliśmy pomysły, projekty, ale to wszystko było robione tak bardziej chałupniczo i dlatego większości rzeczy nie wdrażaliśmy. Jak to sprofesjonalizujemy, to możemy jeszcze dużo ugrać. W skokach drobiazgi odgrywają ogromną rolę i jest tak niewielkie pole do eksperymentów, że trzeba mieć najlepszych fachowców, żeby tam coś nowego znaleźli. I tak chcemy działać - mówi Małysz.
Dlaczego trzeba czekać z podpisaniem umowy do Planicy, skoro wszystko już właściwie przesądzone? Prezes Tajner mówił w zapinamypasy.pl, że Horngacher chciał przed ogłoszeniem decyzji wrócić do domu, do Niemiec, i porozmawiać z żoną. - Nie, Stefan zwlekał, bo chciał mieć pewność że wszystkie punkty będą zrealizowane. A od rozmowy z żoną ma zależeć nie to, czy z nami podpisze, tylko czy podpisze na dwa czy cztery lata - mówi Adam Małysz. - Stefan chciał przedłużyć kontrakt na dwa lata. Prezes woli, żeby podpisał na cztery. Stefan chce to przedyskutować z żoną, ale też sam przemyśleć, czy mu wystarczy energii na cztery lata. Mówił nam: dziś jest pięknie, łatwo, ale jak przyjdą gorsze dni? Może nie dam rady? I nie wiem jeszcze, co postanowił w tej sprawie. Nie dopytuję go, nie chcę mu robić dodatkowego ciśnienia - mówi Małysz, który jeszcze we wtorek wieczorem wyruszył z Lillehammer w drogę na kolejny konkurs Raw Air, w Trondheim.
Cały polski sztab poza Stefanem Horngacherem - i być może również Michalem Doleżałem - przenosił się tam już we wtorek. Skoczkowie i Horngacher przejadą do Trondheim w środę, autobusami. I właściwie od razu po przyjeździe i obiedzie ruszą na skocznię. Na półmetku Raw Air zwycięzca z Lillehammer Kamil Stoch prowadzi z dużą przewagą, a drugi we wtorek Dawid Kubacki ma tylko 14,7 pkt straty do podium.
- Ależ nam się udał konkurs. Żeby jeszcze Stefanka Huli nie załatwili. Tak byłem zły - mówi Małysz o przerwie przed finałowym skokiem Huli, który po pierwszej serii był trzeci, a w finale spadł na dziewiąte miejsce. W końcówce konkursu zaczęło mocniej wiać pod narty i jury po dalekim skoku Richarda Freitaga postanowiło przed puszczeniem Huli poczekać na zmianę wiatru. - A przecież wystarczyło obniżyć belkę. Oni chcieli dać przedskoczka, ale przedskoczek na górze kawkę pił, nie było go pod ręką. Stefan stał i czekał w tych wkładkach w butach, zmęczył się, nie skoczył takiego skoku na jaki go było stać. No i kurczę przepadło. Czasem to sobie myślę, że tego Stefana to w FIS-ie nie lubą - śmieje się Małysz. Kwalifikacje w Trondheim w środę o 17.30.