Łukasz Kruczek dla Sport.pl o Stefanie Huli i wisience na torcie. - Stefan do stabilnej formy dołożył te dwa, trzy procent, które tworzą skoczka z czołówki. Wpasował się ze swoim sposobem skakania idealnie

- Stefan Hula to był kawał biegacza. Zapewniał swojej szkole sukcesy w zawodach lekkoatletycznych. A jako skoczek nigdy się nie zniechęcał, nawet gdy nie szło. I nigdy się z nikim nie pokłócił - mówi Sport.pl Łukasz Kruczek, były trener polskiej kadry
Trener polskich skoczków Łukasz Kruczek podczas konkursu skoków w Turnieju Czterech Skoczni . 6 styczeń 2014 , Bischofshofen , Austria Trener polskich skoczków Łukasz Kruczek podczas konkursu skoków w Turnieju Czterech Skoczni . 6 styczeń 2014 , Bischofshofen , Austria Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl

Paweł Wilkowicz: Tydzień temu na mamucie w Oberstdorfie Stefan Hula został pierwszy raz w karierze medalistą mistrzostw świata. W sobotę w Zakopanem był jednym z liderów polskiej drużyny, w niedzielę najlepszym z Polaków. Życie skoczka zaczyna się po trzydziestce?

Łukasz Kruczek: - Nie można powiedzieć o Stefanie, że on późno pokazał, że stać go na wiele. Jest w czołówce polskich skoczków od lat. A w 2004 w mistrzostwach świata juniorów w Strynie, tych wygranych przez Mateusza Rutkowskiego, Stefan był naszym skoczkiem numer dwa w konkursie indywidualnym. Zdobył srebro z drużyną, w której był też Kamil Stoch. Przez następne lata cały czas się gdzieś Stefan przewijał.

Właśnie, przewijał. A teraz wyskoczył na pierwszy plan.

Dojrzewał. Może ciągle w cieniu innych zawodników, ale nie można o nim powiedzieć, że pojawiał się i znikał. Ciągle był. Zatrzymała go na dłużej tylko kontuzja z 2012, wtedy kiedy uszkodził łękotkę podczas Grand Prix w Wiśle. Przeszedł wtedy operację, miał długą przerwę i po tej przerwie potrzebował sporo czasu by wrócić do formy. A teraz widać, że wszystko mu się dobrze ułożyło. Od dawna już skakał bardzo regularnie. A te ostatnie tygodnie to było dołożenie wisienki na torcie. Dołożenie tych dwóch, trzech procent, które przesuwają skoczka do czołówki, robią z niego filar drużyny.

Przez lata odmawiano mu talentu do wielkiego skakania, a i pan trochę się nasłuchał, że go ciągnie ze sobą jako znajomego ze Szczyrku.

Aż tak często nie słuchałem, bez przesady. Jak Stefan to znosił, to trzeba pytać jego. Ja wiem, że on ma charakter wojownika. Stefanka znam od dziecka. Pierwszy raz go zobaczyłem jako sześciolatka. Ja jeszcze byłem zawodnikiem, jechaliśmy na zawody do Wernigerode, tradycyjnie zaczynające wtedy sezon letni. Tata Stefana, medalista mistrzostw świata w kombinacji norweskiej, był bardzo aktywnym trenerem na Podbeskidziu i zabierał syna ze sobą od małego. Początki Stefana to była, jak u większości zawodników, kombinacja norweska. Stefanek to był kawał biegacza. Chodził do "jedynki" w Szczyrku, ja jako student AWF miałem praktyki w szkołach i jeździłem z nimi na różne zawody. Lekkoatletyczne, w biegach przełajowych. Pamiętam że jak "jedynka" przyjeżdżała na takie regionalne zawody ze Stefankiem w składzie, to byli na podium albo wygrywali. A jak bez Stefanka, to zajmowali dalsze miejsca.

A już jako pański podopieczny w skokach, jaki był?

To jest bardzo wdzięczny zawodnik do prowadzenia. Zawsze dawał z siebie wszystko na treningach, potem nie zawsze mu wychodziło w zawodach, ale się nie zniechęcał. Jest bardzo lubiany, wszyscy się z nim dogadują. Różnie to bywa między skoczkami, jak się przebywa ze sobą 200 dni w roku to nie zawsze jest różowo. A ja sobie nie przypominam, żeby się ktoś ze Stefankiem pokłócił. Co tam pokłócił, żeby na niego krzywo spojrzał. To był kompan z pokoju Adama, a potem Kamila Stocha.

Adam Małysz mówił po konkursie drużynowym, że Stefan Hula jest dla Kamila Stocha jak psycholog. I wspominał, jak kiedyś o mało nie zabił Stefana, bo odbezpieczył linę, na której Stefan ćwiczył .

To było w Libercu podczas mistrzostw świata w 2009. W hali treningowej. Stefan się bawił po treningu na kółkach. Nie wisiały aż tak wysoko, więc się tam wydurniał bez asekuracji. I wszystko było w porządku, póki Adam nie zaczął grzebać przy linkach. Stefan ćwiczył jakiś prosty układ na kółkach, Adam coś odblokował i Stefan huknął głową o podłogę. Tak jak w kreskówkach, tylko nie było nam do śmiechu. Całe szczęście, że go tylko zamroczyło.

Wtedy w Libercu Hula był najlepszym polskim skoczkiem w drużynówce. Później też w konkursach drużynowych igrzysk w Vancouver czy MŚ w Oslo nie zawodził.

On miał zawsze wielkiego pecha do konkursów drużynowych. Gdy w nich skakał, to nie było medalu, choć Stefan był znakomity. A gdy był medal, to nie było Stefana w składzie. W Predazzo, gdy zdobywaliśmy brąz, był piątym skoczkiem. W Lahti, już u Stefana Horngachera, był na mistrzostwach, ale poza składem na drużynówkę. I teraz wreszcie, w mistrzostwach świata w Oberstdorfie, udało mu się. Ma medal.

Co jest jego siłą jako skoczka?

Tego się nie da tak prosto wytłumaczyć. Skoki się cały czas zmieniają. Ten system skakania, mówiąc kolokwialnie, buja się a to w lewo, a to w prawo. A Stefan jest w centrum. I skoki znalazły się w takim punkcie, że to co Stefan robi, co poprawił w ostatnich dwóch latach, bardzo pasuje do obecnej sytuacji.

Co to konkretnie oznacza?

Kierunek zmian w skokach zależy od tego, jak się zmieniają przepisy, i jak skaczą aktualni dominatorzy. Raz decyduje, ile kto ma w nogach, raz kto ma jaki sprzęt, raz technika skoku: agresywna bardziej lub mniej. To wszystko ewoluuje, może ten korytarz zmian jest wąski, ale jednak wymaga od skoczków dostosowywania się. Jedni to potrafią, i są cały czas w czołówce. Inni nie, pozostają wierni swoim sposobom i choć skaczą tak samo dobrze, to jednak zajmują gorsze miejsca i czekają, aż znów system skakania się dopasuje do ich atutów. Stefan trafił teraz na taki dobry czas: ułożona technika, mocne ciało, możliwości motoryczne i obecny sposób skakania. To się wszystko ładnie połączyło.

Wcześniej połączyło się Dawidowi Kubackiemu, innemu skoczkowi, któremu odmawiano wielkiego talentu.

Dla Dawida przełomem było zesłanie do kadry B za mojej kadencji i to, że tam na zapleczu trafił pod opiekę Maćka Maciusiaka. To z jednej strony Dawida mocno zezłościło. A z drugiej dzięki tej sportowej złości postanowił coś w swojej karierze zmienić. To wtedy razem z Maćkiem zaczęli pracować, żeby Dawid nie wychodził w górę tak wysoko, żeby się zbliżył do zeskoku. To było kluczowe. Dawid jest niesamowicie ambitny. Gdy złapał falę dobrego skakania, to już nie odpuści. Nie wyobrażam sobie, żeby on zszedł na złą drogę albo zaczął gwiazdować. To jest typ tak zdeterminowany do pracy i odnoszenia sukcesów, że musi mu się udać.

Dzięki życiowej formie Kubackiego i Huli Stefan Horngacher ma komfort wyboru skoczków do drużyny. Jest pięciu dobrych kandydatów. Jedyny problem: jak powiedzieć temu piątemu, że on nie skacze.

To jest bardzo trudne w przypadku drużyny, która praktycznie nie schodzi z podium. Bo ten piąty wie, ile traci. Nie konkurs, tylko sukces, medal. Będzie kibicem, gdy inni będą bohaterami. Można powiedzieć, że mamy dziś taką sytuację, w jakiej kiedyś byli Austriacy.

No to mamy za swoje. Żartuję, atmosfera w naszej drużynie mimo tej dużej konkurencji jest bardzo dobra.

Śledzi pan sprawę Jana Ziobry? Pan też miał z nim problemy swego czasu, zwłaszcza gdy czasem brakowało dla niego miejsca w konkursowej kadrze.

Dla mnie w ogóle nie ma tego tematu.

Wysyła pan Stefanowi Horngacherowi gratulacje po sukcesach Polaków?

Zawsze. Stefanowi i chłopakom. Nie wysyłać, to byłoby chore. Przecież kiedy przyszedł kryzys w naszej kadrze i było jasne, że ja już tego nie rozwiążę, to nie odwróciłem się plecami i odszedłem, tylko się wybrałem ze wstępną propozycją do Stefana, w imieniu PZN. Przekazałem mu tę ekipę, starałem się to zrobić w jak najlepszej atmosferze. Gdy się spotykamy na skoczni, to sobie często w trójkę dyskutujemy, Stefan, Grzesiek Sobczyk i ja.

Nie przyjechał pan do Zakopanego ze swoją włoską kadrą. Dlaczego?

Tu był jeden konkurs drużynowy, a moja drużyna to jeszcze sklejanka, brakuje czwartego zawodnika który dobrze uzupełni całość, dlatego zdecydowaliśmy się odpuścić i potrenować w Planicy. Zakopane jest dla niektórych zawodników bardzo daleko, skomplikowana wyprawa. Dlatego odpuściliśmy.

 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.