Pilch w październiku skończył 17 lat. W 2017 roku debiutował w Pucharze Kontynentalnym, dopiero w grudniu, niespełna miesiąc temu, zdobył pierwsze w karierze punkty w światowej drugiej lidze skoków, od razu wygrywając konkurs w Whistler. Od inauguracji sezonu nasz junior jest liderem klasyfikacji generalnej "Kontynentala". Świetnymi startami w nim wywalczył dla Polski dodatkowe, siódme miejsce w Turnieju Czterech Skoczni. I w Innsbrucku je wykorzystuje. W środę zajął 38. pozycję w kwalifikacjach (skoczył 119,5 m), dzięki czemu w czwartek w pierwszej serii w parze KO jego rywalem będzie Niemiec Stephan Leyhe, który zajął 12. miejsce (osiągnął 127 m). Wcześniej Pilch był 20. na treningu (118,5 m), a w drugiej, przerwanej serii, po skokach 33 zawodników, miał 12. wynik (109 m).
Łukasz Jachimiak: Przyjechałeś, wystartowałeś, awansowałeś do konkursu - jesteś zadowolony ze swoich pierwszych skoków w Turnieju Czterech Skoczni i w Pucharze Świata?
Tomasz Pilch: Drugi skok treningowy mi trochę nie wyszedł, ale dwa pozostałe były dobre.
Bardzo się denerwowałeś?
- Trochę stresu było. Przed kwalifikacjami, bo były transmitowane i trzeba było rozmawiać z telewizją. Ale myślę, że sobie poradziłem. Jestem zadowolony.
Deszcz i silny wiatr to warunki trudne i dla doświadczonych zawodników. Tobie chyba bardzo nie przeszkodziły?
- Trochę na rozbiegu narty trzymało, choć tam na bieżąco wodę z torów wysysali. Zeskok był w porządku, chociaż trochę nierówno było.
Co Ci powiedział trener przed pierwszym dniem w Pucharze Świata?
- Żebym podszedł do wszystkiego spokojnie, na luzie. I wtedy będzie dobrze.
Generalnie jest tak, jak się spodziewałeś, że będzie na Pucharze Świata?
- Trochę się tego wszystkiego spodziewałem, bo oglądałem skoki i mniej więcej wiedziałem, jak to wygląda.
Do Austrii przywiózł Cię Twój wujek, Adam Małysz. Dawał Ci jakieś rady?
- Mówił, że tu, w Innsbrucku, może mi się dobrze skakać. Ale w Bischofshofen, gdybym tam pojechał, skocznia jest inna i tam może być trudniej.
Dużo w drodze rozmawialiście o skokach, o tym, jak masz się przygotować choćby na spotkanie z dziennikarzami?
- Nie, raczej niedużo.
Ale trochę Cię przed nami ostrzegał?
- Mówił, żeby udzielać wywiadów tylko po kwalifikacjach, żeby się w przed konkursem nie zatrzymywać.
Zależało Ci, żeby być w parze KO z jakimś konkretnym rywalem?
- Nie, wszyscy by mogli być, ważne tylko, żeby to nie był ktoś bardzo mocny.
Mówiłeś, że gorszy był Twój skok z anulowanej serii treningowej, a z dwóch pozostałych jesteś zadowolony. W tym kwalifikacyjnym miałeś jeszcze jakiś zapas?
- Myślę, że był. Do tych skoków, co w Kontynentalu były, to mi trochę zabrakło. Ale było w porządku.
Duża jest różnica w skakaniu w Pucharze Kontynentalnym a w Pucharze Świata?
- Jeszcze nie poczułem wielkiej różnicy. Widać, że zawodnicy są na wyższym poziomie, i tylko tyle.
Będziesz dalej patrzył w klasyfikację Pucharu Kontynentalnego, żeby sprawdzać czy nadal jesteś pierwszy?
- Myślę, że dalej będę patrzył. Chociaż wiem, że nie utrzymam prowadzenia, bo ktoś mnie wyprzedzi na zawodach w Titisee-Neustadt [odbędą się 6 i 7 stycznia]. Ale potem zostaję w Bischofshofen i tam wystartuję w Kontynentalu [konkursy zaplanowano na 10 i 11 stycznia] i znów będę walczył.
Jeszcze nie wiadomo czy wystartujesz w Bischofshofen w konkursie kończącym Turniej Czterech Skoczni?
- Jeszcze nie. Myślę, że wszystko się okaże po konkursie w Innsbrucku.
Spałeś spokojnie w Innsbrucku przed pierwszym startem?
- O dziwo dobrze spałem. Bardziej się stresowałem ostatnio przed Kontynentalem.
Dlaczego? Czułeś, że w Engelbergu musisz potwierdzić, że zasłużyłeś na występ w Turnieju Czterech Skoczni?
- Myślę, że tak. Nie wiedziałem też czy utrzymałem formę przez święta. Stąd też miałem obawy.
Gdy już się zaczął TCS, to śledziłeś wyniki, jakie uzyskują w nim Twoi rywale z Pucharu Kontynentalnego? Jakoś to sobie przekładałeś na to, na co Ciebie będzie stać?
- Tak, śledziliśmy wszystko.
I myślałeś, że np. stać Cię na spokojny awans do konkursu w Innsbrucku, na punkty Pucharu Świata?
- Jak ten Francuz [chodzi o Jonathana Learoyda, wicelidera Pucharu Kontynentalnego] zapunktował [zajął 29. miejsce w Oberstdorfie], to było mi o wiele łatwiej się jakoś z tym oswoić. Myślałem sobie, że dam radę się zakwalifikować do konkursu i że może też dam radę wejść do "30".
A było troszkę żalu, że Ciebie nie ma na turnieju od początku? Absolutnie nie chodzi o to, żeby podważać decyzje trenerów, ale tak po ludzku chyba musi być trudno, kiedy się widzi, że zawodnicy, z którymi wygrywasz startują i dobrze sobie radzą, a Ciebie nie ma?
- Nie było żadnego żalu, bo jednak pojechałem jeszcze do Engelbergu, tam jeszcze powalczyłem, zdobyłem dobre miejsca.
Ale niektórzy z Twoich rywali też tam byli i prosto stamtąd pojechali do Oberstdorfu.
- Tak, ale nie chcieliśmy mnie za bardzo przeciążać. Sezon dla mnie dopiero się zaczął, przede mną jeszcze długa droga.
Jednak w Twoim przypadku nie chodziło o to, że fizycznie nie jesteś gotowy na trudy turnieju?
- Nie, nie chcieliśmy za bardzo mnie obciążać, bo na tych pierwszych konkursach jest dużo więcej stresu.