Turniej Czterech Skoczni. Co oznacza świetna forma Polaków na 40 dni przed igrzyskami?

Dawid Kubacki drugi, Stefan Hula trzeci, w szóstce jeszcze Kamil Stoch: takimi kwalifikacjami w Garmisch-Partenkirchen skończył się wielki rok polskich skoczków. I nadziejami, że 2018 może być jeszcze lepszy. - Chcę, żeby Kami miał więcej paliwa niż w mistrzostwach w Lahti - mówił o Pjongczang Stefan Horngacher.

Nowy Rok 2006: "Tak skakać dalej mi się nie chce"

Zakrapiane sylwestry skoczków, wiadra zostawiane na wszelki wypadek w Nowy Rok na wieży skoczni w Garmisch-Partenkirchen - to legendy Turnieju Czterech Skoczni. I dziś już tylko legendy. Ale dzień pozostaje wyjątkowy. Gdy kończą się kwalifikacje, Ga-Pa właśnie zamiera aż do wieczora. Lokale pustoszeją, by można było zacząć przygotowania do sylwestrowych bali. A skoczkowie wieczorem spotykają się na chwilę w hotelach na wspólną lampkę szampana i życzenia.

Różne bywały nastroje takich spotkań polskiej kadry. Turniej to bywał bardzo radosny czas, ale bywał też czasem wstrząsów. Spod hotelu Cztery Pory Roku w Garmisch, w którym się Polacy często zatrzymywali, Adam Małysz odjeżdżał w Nowy Rok 2006 w pośpiechu, przerywając nieudany Turniej. Wolał potrenować, by ratować formę na zbliżające się igrzyska w Turynie. A w 2009 po porażce w pierwszej serii w Ga-Pa wprawdzie Turnieju jeszcze nie przerwał, ale mówił w wywiadzie pod skocznią: "Tak skakać dalej mi się nie chce". I dał sobie spokój z TCS po Innsbrucku. A czasy były takie, że gdy Adamowi źle szło, to w całej drużynie miny były grobowe.

Wielkie półtora roku z Horngacherem

Dziś polska kadra jest na przeciwnym biegunie. Nigdy jeszcze nie zaczęła Turnieju tak dobrze. Po zwycięstwie Kamila Stocha w Oberstdorfie i trzecim miejscu Dawida Kubackiego przyszły kwalifikacje w Ga-Pa z awansem wszystkich Polaków, z dwoma z nich na podium, Kubackim na drugim, Stefanem Hulą na trzecim miejscu (wygrał Johan Andre Forfang), z szóstym miejscem Stocha po skoku w trudnych warunkach.

Tak się kończy 2017, rok pierwszego złotego medalu mistrzostw świata dla polskiej drużyny, pierwszego końcowego podium TCS z dwoma Polakami. I wielki pucharowy rok Stocha: rok pierwszego jego zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni i siedmiu zwycięstw w konkursach PŚ. Siedem to tyle, ile było zwycięstw Kamila w 2014, 2015 i 2016 razem wziętych.

Pod ręką Stefana Horngachera, doliczając zwycięstwo z grudnia 2016 w Lillehammer, Kamil wygrał już osiem konkursów, to więcej niż jedna trzecia jego zwycięstw z całej kariery w PŚ. Szesnaście razy stawał na podium. A do tego trzeba jeszcze przecież dodać to, czego z innymi trenerami nie przeżył, czyli dwa pucharowe zwycięstwa z drużyną i trzecie w Lahti, warte złota. Wszystko to w półtora roku współpracy Polaka i austriackiego trenera.

Jak sobie poradzić z dumą mistrza? Terapią grupową

Współpracy, która się - przypomnijmy - zaczęła w kryzysie. A Horngacher szybko zrozumiał, że jedną z przeszkód na drodze do powrotu do wielkiej formy była duma mistrza: niezadowolenie ze wszystkiego, co poniżej zwycięstwa, poczucie rozczarowania samym sobą. Powiedział Stochowi: "Kamil, nieważne co już zdobyłeś. Nawet mistrz musi ćwiczyć podstawy".

Ale jeszcze ważniejsze było to, że odbudował innych skoczków. Dał Stochowi oddech, możliwość schowania się w cień latem, gdy skoczek buduje siebie na zimę. Pierwszego lata z Horngacherem w kadrze taki cień zapewniał Maciej Kot, drugiego Dawid Kubacki. Potem przychodziła zima i Stoch wracał do roli lidera. Ale liderzy lata się nie gubili. Zimą 2016 pierwszy raz na podium PŚ stanął Kot. Zimą 2017, rzutem na taśmę w Oberstdorfie, pierwszy raz na podium stanął Kubacki. A teraz zaczyna się 2018 i nadlatuje Stefan Hula, najlepszy przyjaciel Stocha, jeszcze bez miejsca na pucharowym podium.

Adam Małysz był skoczkiem, który umiał być i w grupie i sam, we własnym teamie. Kamila Stocha nigdy do takiego teamu nie ciągnęło, on potrzebuje grupy. Widać było w Oberstdorfie, jak bardzo go to zwycięstwo wzruszyło, ale też jak go cieszy, że Kubacki i Hula są tak niedaleko.

$Puchar Swiata w skokach narciarskich $Puchar Swiata w skokach narciarskich $Fot. Micha epecki / Agencja Wyborcza.pl

Horngacher: Tankujemy bak do pełna. Żeby Kamil nie zwątpił

Od sylwestrowych skoków w Ga-Pa zostaje 40 dni do kwalifikacji olimpijskiego konkursu na skoczni normalnej w Pjongczang (i 50 dni do olimpijskiej drużynówki). 40 dni przygotowań do obrony złotych medali Stocha z Soczi. 40 dni takiego cyzelowania formy i sprzętu, żeby w Pjongczang być jeszcze mocniejszym niż w Pucharze Świata. To jest ta jedna rzecz, która się Kamilowi z Horngacherem nie udała w pierwszym sezonie. Przyjechał do Lahti w dobrej formie. Ale rakiety odpalali rywale.

Co ten wystrzał Polaków na przełomie 2017 i 2018 roku oznacza w kontekście igrzysk? Czy wykres formy będzie podobny jak w pierwszym roku pracy Horngachera? Również w przypadku Stocha? Trener opowiadał w wywiadzie dla Sport.pl przed sezonem, że ma być nieco inaczej. Że pracowali latem i jesienią nad tym, żeby Kamilowi nie zabrakło paliwa w baku w żadnym momencie. Żeby był spokojny zimą, że sił wystarczy mu na każdą szarżę. I nie zwątpił w siebie, jak po pierwszym konkursie w Lahti. - Bardzo wierzył, że jest tam w stanie wygrać nawet na mniejszej skoczni, na której zwykle idzie mu gorzej. I gdy uciekł mu medal na tej mniejszej, stracił wiarę w siebie przed konkursem na dużej. Kamil też jest tylko człowiekiem. Analizowaliśmy to wszystko i wprowadziliśmy poprawki do przygotowań. Chcemy, żeby było mu łatwiej podtrzymywać formę.

Pamiętajmy: Kamil rok temu wrócił do wielkiej formy po słabym sezonie. I może po prostu zabrakło mu paliwa na przejechanie całego sezonu z tak wielką prędkością. Teraz powinno być z tym lepiej - tłumaczył Horngacher. A podtrzymywaniu formy powinno też sprzyjać to, że medalowe skoki w Pjongczang wypadają o dwa tygodnie wcześniej w sezonie niż medalowe konkursy z Lahti w 2017.

"Dobrze, że się zajmują nami. Bo będą mieli mniej czasu, żeby się zająć sobą"

Tyle planów. Za 40 dni w Pjongczang padnie: sprawdzamy. Czas minie błyskawicznie: teraz Turniej, potem mistrzostwa świata w lotach, PŚ w Zakopanem. I decyzja, kto z piątki najlepszych polskich skoczków będzie musiał być rezerwowym w olimpijskich konkursach.

Dziś to problemy bogactwa. Świetna forma grupy pod koniec roku nie jest jeszcze gwarancją niczego. Ale daje komfort. Jak powiedział niedawno będący w podobnej sytuacji trener Niemców Werner Schuster: Bardzo się cieszę, że się teraz wszyscy zajmują nami. Bo to znaczy, że będą mieć mniej czasu, żeby się zajmować sobą.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.