Skoki narciarskie. TCS. Adam Małysz dla Sport.pl: Jestem spokojny o formę Polaków. Ona ma iść w górę i myślę, że Turniej może być przełomem

- Kamil Stoch już pokazuje moc. Maćkowi Kotowi brakuje teraz cierpliwości Kamila, Dawid Kubacki chyba musi mocniej nam zaufać, Stefan Hula skacze tak dobrze, że już wcześniej chcieliśmy go sprawdzić w drużynówce. A Tomek Pilch? To nie jest dla Tomka łatwe, mieć takiego wujka jak ja. Dla mnie zresztą też nie jest łatwe - mówi Adam Małysz, dyrektor skoków i kombinacji norweskiej w PZN
Kamil Stoch Kamil Stoch ALEXANDRA WEY/AP

Może wygrać każdy z czołowej dziesiątki

Paweł Wilkowicz: Jakie są wasze oczekiwania przed Turniejem Czterech Skoczni? W sezonie olimpijskim Turniej ma mniejsze znaczenie?

Adam Małysz: Turniej to jedna z naszych docelowych imprez w tym roku. W poprzednim sezonie były mistrzostwa świata, a jednak Turniej był dla nas ważny. Nie da się go traktować ulgowo. Zbyt duży prestiż, zbyt długa tradycja. Ja sam pamiętam jak siedziałem przed telewizorem i oglądałem, jak w Turnieju skacze Piotrek Fijas, jak wygrywa Jens Weissflog, mój idol. Jest w Turnieju coś niezwykłego, to się czuje. Tak jak kiedyś czym wyjątkowym było wygrać w Oslo i pamiętam jeszcze zazdrość Norwegów, że udało mi się tam wygrać tyle razy.

Tytułu broni Kamil Stoch. Ale przed Turniejem mówił, że nie czuje się, jakby musiał czegokolwiek bronić, bo jest nowy sezon, okoliczności się zmieniają, skoki się zmieniają, ludzie też, i on się zmienił.

Coś w tym jest. Ja niby broniłem tytułu w Turnieju 2001/2002 ale to nie jest to samo co obrona tytułu mistrza świata czy mistrza olimpijskiego. Wtedy w 2001 nie słyszałem zbyt często, że jestem obrońcą jakiegoś tytułu. Turniej się wygrywa albo nie, niczego się nie broni. Inna sprawa, że Kamil też musi od takiego gadania o bronieniu czegokolwiek uciekać, bo to by na niego nakładało dodatkową presję. Staramy się tego unikać.  

Pan miał nie tylko wygrać Turniej 2001/2002, ale być pierwszym, który wygra wszystkie cztery konkursy.

No tak. A wygrał Turniej Sven Hannawald. I wygrał wszystkie cztery konkursy. Widzieliśmy też w następnych latach, jak wygrywał Turniej skoczek, który wcześniej nie wygrał ani razu w Pucharze Świata.

Thomas Diethart.

Wygrywali też inni skoczkowie niebrani przed Turniejem pod uwagę. Tak jest z tymi zawodami. Dlatego na pytania o faworytów odpowiadam: cała czołowa dziesiątka Pucharu Świata. Richard Freitag skacze jak nakręcony, ale presja na nim będzie ogromna, Niemcy od tak dawna nie wygrali Turnieju. Nawet po Oberstdorfie będzie jeszcze trudno wskazać faworyta.

Turniej morderczy dla najlepszych

Dla pana zwycięstwo w Turnieju 2000/2001 było najbardziej wyjątkowym momentem w karierze?

Pozostaje jednym z najważniejszych, ale czy najbardziej wyjątkowym? To było pokazanie siły, wejście na inny poziom. I już tam zostałem. To nie były przecież moje pierwsze zwycięstwa w Pucharze Świata. Mało tego, już w 1997 stałem na podium w Bischofshofen, w ostatnim konkursie Turnieju. A jednak zwyciężyć tam to coś innego, zmienia karierę. Dziś to jest już trochę inny Turniej. Skocznie kiedyś były bardzo różne, teraz po przebudowie upodobniły się do siebie. Może z wyjątkiem Bischofshofen, tam rozbieg pozostał bardzo specyficzny, wydłużony.

Turniej jest morderczy, skacze się bardzo często. A teraz będzie jeszcze bardziej męczący dla najlepszych, bo już nie będą mogli odpuszczać kwalifikacji. Stefan Horngacher mówił przed sezonem w rozmowie ze Sport.pl, że gdyby takie przepisy obowiązywały już rok temu, Kamil Stoch mógłby nie wygrać Turnieju, bo może nie zdążyłby zaleczyć skutków upadku w Innsbrucku.

To fakt. Choć zawodnik w formie sobie z takimi wyzwaniami poradzi. My byliśmy przeciw temu przepisowi. Ale sami nic nie wskóramy.

Przełomowy moment

Czujecie jakiś niepokój o formę Polaków po początku sezonu? Na razie jest w kratkę: Kamil Stoch był na podium częściej niż rok temu o tej porze, Piotr Żyła był już siódmy, a rok temu najwyżej dziewiąty, znacznie lepiej skacze Stefan Hula. Ale Maciej Kot i Dawid Kubacki jednak poniżej oczekiwań, również własnych.

Formę przygotowywaliśmy tak, żeby cały czas szła w górę. I dlatego ja powtarzam, że jestem spokojny. Widzę postęp. I myślę, że podczas Turnieju zobaczymy przełom. Kamil już to pokazał, w Engelbergu, zresztą podobnie jak w ubiegłym roku. To jest sport, nie można wszystkiego przewidzieć. Ale jestem spokojny. Maciek Kot ma zawsze ten sam problem: za bardzo chce. Nie ma cierpliwości. Gdy tylko zaczyna mu dobrze iść, już chce wygrywać. A tu trzeba poczekać, robić dalej to samo, bez zniechęcania się. Kamil to ma. Mówię do niego w Engelbergu: kurczę, powinieneś to wygrać, spójrz jak sędziowie ocenili innych zawodników. A on na to: spokojnie, robię swoją robotę. On wie na co go stać, wie co potrafi zrobić i czeka cierpliwie na efekt, na swój dzień. A Maciek się wkurza. Ambicja jest dobra, ale czasami przeszkadza. I on się tego musi nauczyć. Dawida stać na bardzo dużo. Widzieliśmy to już w tym sezonie, gdy wygrywał treningi i kwalifikacje. A potem przychodziły zawody i coś było nie tak.

Co? Psychika?

On chyba nie do końca dopuszcza do siebie myśl, że to właśnie dzieje się w psychice. Że przez to w konkursie popełnia błędy, których w treningach i kwalifikacjach nie robił, bo był wyluzowany. Sam to przecież przerabiałem kiedyś. Byłem najlepszy w treningach, a potem przychodziło do konfrontacji i coś się ze mną działo. Usztywniasz się, już tak cię nie niesie. Gdyby Dawid zachował luz z Letniej Grand Prix, w której latał jak po sznurku, to w ciemno obstawiałbym jego miejsca w czołowej piątce. Nie wychodziłby z niej przy skokach, na jakie go dziś stać. Ale musi się tego trybu startowego nauczyć. Ja w pewnym momencie zrozumiałem, że sam sobie z tym nie poradzę i poprosiłem o psychologa. Pavel Mikeska się nie zgodził, dopiero Apoloniusz Tajner mi taką opiekę zapewnił. Z Dawidem jest trochę inaczej, ja wiem że on coś z psychologiem robi, dziś to każdy skoczek załatwia u nas indywidualnie.

Dawid pracuje z panią psycholog.

I dobrze. Ale jemu, tak myślę, przydałoby się też uwierzyć nam, trenerom i ludziom ze sztabu, który są mu w stanie pewne rzeczy przekazać. Bo on cały czas nam powtarza, że to nie psychika,  że się czuje mocny, że to nie ma na niego wpływu. Ale mnie nie oszuka, przeżyłem to samo i wiem, że to w dużej mierze jest sprawa psychiczna. Nawet jeśli nie jesteś tego  świadomy.

Namawiał go pan na rozmowę o tym?

Podpytywałem czasem Dawida, jak się czuje, co się stało. Zwykle mówił wtedy o błędach, o gorszych warunkach. Oczywiście, ale błędy są konsekwencją tego, co czujesz tam na górze. Wiesz że wygrałeś trening, kwalifikacje. Czujesz się mocny. Ale też już więcej od siebie wymagasz i wiesz że inni więcej od ciebie oczekują. I skaczesz już inaczej.

Piotr Żyła podczas konkursu drużynowego na Mistrzostwach Świata w Lahti Piotr Żyła podczas konkursu drużynowego na Mistrzostwach Świata w Lahti Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl

Kombinezony wybrane

Czyli to nie jest tak, że decydujące znaczenie ma myśl: rywale nie mobilizują się tak w treningach i kwalifikacjach, ale w konkursie już mnie pokonają?

Nie, to przychodzi później, gdy kilka razy nie doskoczysz własnych oczekiwań. Wtedy się rozglądasz: ten zmienia kombinezon, a czy mój kombinezon jest dość dobry? Różne rzeczy przechodzą przez głowę. Ale ja nie jestem w głowie Dawida, to jest tylko gdybanie oparte na moim doświadczeniu. 

Skoro już jesteśmy przy kombinezonach: są już wybrane? I na Turniej i na igrzyska?

Myślę, że tak. Całe lato na to pracowaliśmy.

Część środowiska miała pretensje, że jeszcze przed świątecznymi mistrzostwami Polski zamknęliście dla siebie skocznię w Zakopanem, żeby testować sprzęt i inni nie mogli potrenować.

Tak, testowaliśmy wtedy jeszcze kombinezony z myślą o igrzyskach, sprawdzaliśmy narty olimpijskie, bo one są trochę inne, nie mogą mieć reklam. Ale przede wszystkim Stefan Horngacher chciał mieć trochę spokoju. Gdy są wszyscy trenerzy klubowi, to zaczyna się dogadywanie, wtrącanie, wszyscy wszystko wiedzą najlepiej, każdy ma jakieś dobre rady, skoczkom się robi mętlik w głowie. Tak było rok temu, trenowaliśmy przed świętami razem z klubami, Horngacher się wtedy zgodził. I żałował. Teraz powiedział: basta. Chcielibyśmy mieć półtora dnia spokoju. Przecież była gotowa skocznia w Wiśle. Słyszałem pretensje: jak my się mamy do mistrzostw Polski przygotować. Ale mistrzostwa były na skoczni w Wiśle. Mogli tam jechać. To tylko półtora dnia, środa i czwartek rano. W czwartkowe popołudnie już każdy mógł pójść trenować. Poszedł sam Łukasz Rutkowski. To sporo mówi.

Mistrzostwa wygrał Stefan Hula i dał kolejny sygnał: jest już mocny konkurent dla złotej czwórki mistrzów świata z Lahti. W Pucharze Świata jest dziś czwartym polskim skoczkiem, na równi z Maciejem Kotem.

I jakaś to zagwozdka dla nas będzie przed kolejnymi konkursami drużynowymi. Ale przymiarki do wypróbowania Stefanka były już wcześniej. Na przykład w Kuusamo. Ale tam akurat Stefanek gorzej skakał i Stefan - mamy dwóch Stefanów, więc z jednego robię Stefanka, żeby było wiadomo - zdecydował, że jednak skoczy ta żelazna czwórka. Jeśli Stefanek będzie nadal skakał tak jak skacze, to zmiany w drużynie spróbujemy szybko. I to nie oznacza presji tylko na Maćka, na Piotrka Żyłę też, bo on w mistrzostwach Polski skakał bardzo dobrze, ale podczas treningów w Zakopanem słabiej. Najgorzej z naszej grupy. Dziś nikt nie może czuć się pewny miejsca w drużynie i to chyba dobrze.

Tomasz Pilch Tomasz Pilch Facebook

Debiut Tomasza Pilcha

Pojawił się jeszcze jeden całkiem dobry polski skoczek, i to u pana w rodzinie. Był pan za tym, żeby siostrzeniec Tomasz Pilch zaczął Turniej Czterech Skoczni dopiero od austriackich konkursów?

Tak, ja w ogóle bardzo ostrożnie podchodziłem do pomysłu jego startu w Turnieju. Ale jeśli już, to lepiej że zacznie w Austrii. Oberstdorf i Garmisch-Partenkirchen to są konkursy ogromnej presji medialnej. Wszystko dopiero się zaczyna, uciera, są większe emocje. To już trochę opada w austriackiej części. Decyzję podejmowaliśmy po rozmowach w dużym gronie i zgodziliśmy się, że lepiej żeby pojechał jeszcze na Puchar Kontynentalny do Engelbergu. Mimo, że skakał na zgrupowaniu kadry w Zakopanem bardzo dobrze. Ale potrzebował jeszcze oskakania w Pucharze Kontynentalnym.

I znów był na podium.

Ja jestem naprawdę pod wrażeniem, jak on jest mocny psychicznie. Od jakiegoś czasu jest liderem w PK i to na niego bardzo nie działa. Oczywiście, pierwsze skoki zwykle ma słabsze. Ale w drugich pokazuje klasę. Wydawałoby się, że to dla siedemnastoletniego chłopaka będzie trudna próba, a on ją przechodzi bardzo dobrze. Byle tylko w Turnieju dobry miał już ten pierwszy skok, bo to jednak inne wymagania, krótsze rozbiegi, inni rywale. Trzeba mieć dobrą próbę, żeby wejść do trzydziestki.

On się pana często radzi?

No właśnie nie za bardzo. On jest bardzo zamknięty w sobie, wstydliwy, trudno wydusić z niego jakiekolwiek zdanie. Dla niego to na pewno jest bardzo trudne, słyszeć z każdej strony: to siostrzeniec Adama Małysza. Dla mnie to nie jest proste, bo pełnię funkcję w związku i każda decyzja jaką podejmę będzie dla kogoś podejrzana. A może ma fory, a może wymagają od niego za dużo, żeby nikt nie pomyślał, że ma fory. I tak dalej. Nie jest łatwo mieć takiego wujka. Ja się cieszę, że jedzie na Turniej, bo może to go otworzy bardziej na ludzi, pomoże przełamać ten wstyd. Pamiętajmy, on ma siedemnaście lat. Mieliśmy już takie talenty w polskich skokach, a przepadły. Ludzie mówią: jest Adam, on mu nie pozwoli schrzanić kariery. Ale przecież każdy pracuje na siebie, ja mogę tylko podpowiadać. A potem trzeba samemu czegoś doświadczyć, żeby zrozumieć.

$Puchar Swiata w skokach narciarskich $Puchar Swiata w skokach narciarskich )Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl / Agencja Wyborcza.pl

Dynamit w nogach

Skoki bardzo się zmieniły od pańskich czasów, ale widzi pan jakieś podobieństwa w skokach siostrzeńca?

Wszyscy mówią, że Tomek ma podobne odbicie. Dynamikę, szybkość. Coś w tym jest. Ma dynamit, nogi szybkie i sprawne. Jeśli się go dobrze poprowadzi. Ale to nie tylko Tomek, mamy teraz dwóch trzech juniorów z wielkim talentem. Akurat teraz wyskoczył Tomek.

Jak jest z tymi chipami, które mają być testowane w Turnieju Czterech Skoczni? Polska kadra je przymocuje do nart?

To nie jest obowiązek. Firma która to testowała od dłuższego czasu zgłosiła się w tej sprawie do FIS już w lecie. Udostępniają za darmo do testów, kto chce, niech założy. Problem polegał na tym, że chętny jakieś tam wyniki dostawał potem, ale całą bazę miała ta firma i FIS. W dzisiejszych czasach, walki o każdy drobiazg w skokach, dawanie komuś takiego materiału. Kto by się na to zgodził? Dlatego teraz to ma działać inaczej: dane zostają u nas, chyba że ktoś się zgodzi na to, żeby dostała je również firma produkująca chipy. Do własnej informacji, nie mogą tego użyć. FIS planuje, żeby w przyszłości dane były ogólnodostępne, na grafikach telewizyjnych. Moim zdaniem tego już będzie za dużo dla widza. Porównania, komplikacje. Ale zobaczymy co z tego wyjdzie.

Czyli Stefan Horngacher zgodzi się na to, żeby chipy były na nartach, ale nie zgodzi się na przekazanie danych komukolwiek? Bo FIS chciał wykorzystywać wybrane dane w transmisjach już podczas igrzysk w Pjongczang.

Z góry było wiadomo, że tak będzie: ekipy wezmą, ale pod warunkiem że nikt poza nimi nie będzie miał dostępu do danych. Ale pamiętajmy, to jest faza testów. Na razie dane mają pomagać drużynom i zostaną do ich wiadomości. Czy w przyszłości będą też pomagać widzom zrozumieć skoki, to się okaże. Gdy latem zaproponowali ten pierwszy wariant, nie było chętnych. Teraz zmienili warunki, chętni są. Może jeszcze będzie jakiś kompromis. 

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.