Skoki narciarskie. Piotr Żyła na szczycie. Brakuje mu jeszcze tylko szczęścia

W sobotę drugi, o 0,2 pkt od zwycięstwa. W niedzielę trzeci, 0,3 pkt od drugiego miejsca. I z takim wiatrem w pierwszej serii, przez który do podium musiał dolatywać z 10. pozycji. Piotr Żyła w Niżnym Tagile zaprezentował się świetnie, mimo że nie dopisało mu szczęście. W Pucharze Świata jest drugi, ale chyba już nie jest gorszy niż liderujący Ryoyu Kobayashi

Takiego weekendu w karierze Żyła jeszcze nie miał. Dwa starty i dwa podia. Dopiero szóste i siódme w karierze. On trwa już długo – za miesiąc minie 13 lat od debiutu skoczka z Wisły w Pucharze Świata. Za miesiąc Żyła skończy 32 lata. Wygląda na to, że wreszcie naprawdę zrozumiał, że to ostatnia chwila, by wykorzystać swoje wielkie możliwości.

Żyła mógłby być linoskoczkiem

Kilka dni temu w rozmowie ze Sport.pl Apoloniusz Tajner nie zgodził się z niedawną opinią Wernera Schustera. Austriacki trener kadry Niemiec stwierdził, że Ryoyu Kobayashi ma największą na świecie moc na progu. - Oczywiście ja stawiam, że nie ma na świecie lepszego zawodnika niż Piotrek jeżeli chodzi o dynamikę odbicia – przekonywał prezes Polskiego Związku Narciarskiego.

Dynamit w nogach, do tego niesamowita zwinność, gibkość, elastyczność - kibice od lat słyszą, że Żyła ma niesamowity potencjał. Kiedyś w rozmowie ze Sport.pl Piotr opowiedział o swoich możliwościach.

Na takiej linie z Żyłą nie mogli konkurować nawet Kamil Stoch i Adam Małysz. Ale też nawet Małysz nie był w stanie przekonać Żyły do zmiany dziwnych przyzwyczajeń w technice. A te od zawsze ograniczały dzisiejszego wicelidera Pucharu Świata.

Pierwszy przełom: koniec z garbikiem i fajeczką

Gdy w 2013 roku Żyła odniósł swoje jedyne w karierze pucharowe zwycięstwo (w Oslo), to uznał, że z „garbikiem i fajeczką” na progu może wszystko, że wcale nie musi dojeżdżać do progu klasycznie. Dopiero Stefan Horngacher dokonał tego, co wcześniej było niemożliwe. - Pamiętam pierwszy trening. Stefan mówi: „Zrób pozycję”. Pytam: „Jaką?”. „Normalną, tamtej już nie ma” – opowiadał nam Żyła przed startem sezonu 2016/2017, pierwszego pod wodzą Austriaka.

Tamtą zimę Żyła skończył z drugim miejscem w Turnieju Czterech Skoczni, z brązowym medalem mistrzostw świata wywalczonym w Lahti w konkursie indywidualnym, ze złotem MŚ w drużynie, z Pucharem Narodów, do którego przyłożył się, zdobywając w Pucharze Świata 634 punkty. Wówczas „generalkę” PŚ skończył na najwyższej w karierze, 11. pozycji.

Drugi przełom: Bo Pjongczang zabolał

W drugim sezonie pracy z Horngacherem było nieźle, ale wyraźnie gorzej. W PŚ Żyła był 16., z dorobkiem 403 punktów. Bardzo zabolało go, że na igrzyskach w Pjongczangu był tylko rezerwowym. Nie wystąpił ani w żadnym z dwóch konkursów indywidualnych, ani w drużynówce. Tam ominął go historyczny, olimpijski brąz.

Horngacher, Małysz, Tajner, Szturc – wszyscy są zgodni, że to zmobilizowało Żyłę. I do cięższej pracy, i do zmiany podejścia do sportu. - Nie wystartował w drużynie na igrzyskach w Pjongczangu, to był dla niego ważny moment. Jego psikusy zaczynają odchodzić, on staje się wyważony, skoncentrowany. Zazwyczaj był pierwszy na skoczni i ostatni z niej schodził. Poza skocznią zawsze pędził, nawet jadł najszybciej. A teraz Piotrek wolno chodzi, je najdłużej, do niczego się nie spieszy, na wszystko ma czas. Przemiana totalna. Myślę, że to bardzo dobrze – mówił nam Małysz w Wiśle, po pierwszych konkursach trwającego sezonu.

Okazuje się, że u siebie Żyła zanotował najgorszy występ, bo tam indywidualnie był szósty. Później przyszły miejsca trzecie i piąte w Kuusamo oraz drugie i trzecie w Niżnym Tagile. To daje mu już 285 punktów w Pucharze Świata. Czyli w pięciu startach tej zimy Żyła zgromadził już niewiele mniej punktów niż w całym poprzednim sezonie.

 Łeb w łeb z Forfangiem. Ale z Kobayashim też

A punktów mogło być jeszcze więcej, gdyby w Rosji Żyle troszeczkę pomogło szczęście. W sobotę do drugiego zwycięstwa w karierze naszemu skoczkowi zabrakło 0,2 pkt. O tyle wyprzedził do Johann Andre Forfang. W niedzielę Żyła był trzeci, tracąc do drugiego Forfanga 0,3 pkt.

Tak naprawdę i w niedzielę Polak mógłby odnieść zwycięstwo, gdyby nie miał pecha. W pierwszej serii Żyła miał bardzo niekorzystne warunki wietrzne, dlatego skończył ją na dopiero 10. miejscu.

W rundzie finałowej zaatakował znakomicie. W tej serii miał drugi wynik. Lepszy był tylko Kobayashi. Nieznacznie, o 1,9 pkt. Z imponująco wyglądającej przewagi 14,2 pkt nad Polakiem w całym konkursie Japończyk zdecydowaną większość wypracował sobie w pierwszej serii.

W Niżnym Tagile trójka Kobayashi, Forfang, Żyła odskoczyła reszcie, w niedzielę do tych zawodników dołączył jeszcze tylko Kamil Stoch. W sobotę zawodnicy z podium mieli prawie 10 punktów przewagi nad czwartym skoczkiem konkursu, w niedzielę czwarty Stoch miał prawie 10 punktów przewagi nad piątym Geigerem. Kobayashi jest najlepszy w gronie najlepszych, jako jedyny nie schodzi z podium, wygrał trzy z pięciu startów. Ale czy Żyła jest wyraźnie gorszy? W sobotę, w równych warunkach pokonał Japończyka, wyprzedził go o 2,2 pkt. W niedzielę w równych warunkach w drugiej serii stracił do niego 1,9 pkt. Zwycięstwa naprawdę nie są poza zasięgiem naszego wicelidera Pucharu Świata.

A w nim też wyraźnie widoczna staje się przewaga wymienionej czwórki nad resztą stawki. Prowadzący Kobayashi ma 420 punktów, dalej plasują się Żyła (285), Stoch (275) i Forfang (255), a dopiero wyraźnie za nimi jest kolejna grupka, niemiecka: Stephan Leyhe (191), Karl Geiger (177) i Andreas Wellinger (173).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.