PŚ w skokach. Dlaczego system punktów za wiatr jest tak kontrowersyjny?

Skoki narciarskie od zawsze były narażone na łaskę warunków atmosferycznych. Właśnie dlatego Międzynarodowa Federacja Narciarska zdecydowała się na wprowadzenie przeliczników rekompensujących wpływ wiatru na skok zawodnika. Wydaje się, że wniosło to sporo zamieszania, a skoki stały się mniej transparentne. Opinie na ten temat są jednak bardzo podzielone.

Follow @MajchrzakP

Pierwszym testem dla nowego systemu były zawody Letniego Grand Prix w 2009 roku. Próby kompensacji wpływu wiatru na skoki okazały się na tyle pozytywne, że FIS postanowił rozwijać nowy system, który na dobre zagościł w skokach tuż po Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver. Warunki mierzone są dla każdego zawodnika osobno i w rzeczywistym czasie oddawania skoku. Na dużych obiektach dokonuje się siedmiu pomiarów rozstawionych naprzemiennie po obu stronach zeskoku. Skoczek, który wychodzi z progu uruchamia fotokomórkę, która włącza czujniki. Te robią około 150 pomiarów, z których wyciągana jest średnia. Bardzo ważną kwestią jest również to, że system automatycznie wyłapuje osiągniętą odległość przez zawodnika. Można więc uniknąć sytuacji, w której skoczek miał niezwykle słaby wiatr na początku i nie doleciał do miejsca, gdzie ruch powietrza był bardzo korzystny. Dostaje wówczas tylko punkty za złe warunki atmosferyczne. Świetne rozwiązanie? Tylko w teorii.

Zamiana wiatru w liczby

- Idea przeliczników jest słuszna, ale wiele razy słyszeliśmy jak skoczkowie narzekali, że komputer sobie nie radzi. Często się zdarza, że zawodnicy mają zdecydowanie inne odczucia w powietrzu i nie zgadzają się z tym, co pokazuje się na ekranach. Można powiedzieć, że ten system jest dobry, ale tylko w sterylnych warunkach, jak wieje z przodu, albo z tyłu. Niestety, zupełnie nie radzi sobie w momencie, gdy wieje z boku. Podobna sytuacja miała miejsce w Oslo, gdzie wiatr odbijał się od trybun i tworzył zawirowania. - mówi komentator Eurosportu Igor Błachut. O ile Międzynarodowa Federacja Narciarska dokonała pewnych zmian w przepisach związanych z wiatrem w plecy, to kwestia bocznych podmuchów nadal pozostaje nie do końca rozwiązana, a Walter Hofer zawsze szuka wymijających odpowiedzi. Wielu ekspertów twierdzi również, że tych czujników jest po prostu za mało, a uśrednione pomiary nie oddają rzeczywistości. Włodarze FIS-u ciągle muszą też się zmagać z pytaniami o wpływ tylnego wiatru, który powoduje większe problemy, niż wiatr pod narty o tej samej sile. Właśnie dlatego w 2013 roku FIS postanowił wprowadzić korektę w przepisach, która o 21 procent zwiększyła kompensację punktową za podmuchy w plecy. Inicjatorem tych zmian był Miran Tepes, który przez cały sezon 2012/2013 skrupulatnie notował wszystkie skoki łącznie z siłą wiatru, a podczas posezonowej konferencji przedstawił swoje wnioski.

,,Jury meeting in progress''

Kibiców najbardziej irytuje przeciągnie konkursów, które z reguły są skazane na odwołanie. Trzeba jednak pamiętać, że organizatorzy i FIS są związani wielomilionowymi kontraktami sponsorskimi i prawami telewizyjnymi, które wymagają próby przeprowadzenia zawodów, jeśli pojawia się na to szansa. Właśnie dlatego skoczkowie i kibice raczeni są komunikatami o przesunięciu skoków, np. o kolejne 15 minut. Trzeba zauważyć, że FIS od kilku lat kieruje się zasadą, że konkurs skoków nie powinien trwać dłużej niż dwie godziny. Wymogły to stacje telewizyjne, których ramówka często była paraliżowana przez przeciągające się w nieskończoność transmisje. Dziś w skokach panuje niepisana zasada, że jeśli opóźnienie wynosi ponad godzinę, to kolejny komunikat będzie mówił o odwołaniu zawodów, chyba że warunki poprawią się na tyle, że bez przerw będzie można rozegrać jedną serię. Tajemnicą poliszynela jest również to, że przetrzymanie kibiców na skoczni zabiera im możliwość domagania się zwrotu kosztów za zakupione bilety.

Kibice woleli nieprzewidywalność

System pomiarów wiatru jest największym dokonaniem rządów Waltera Hofera, dlatego nie ma żadnych szans na odsunięcie go w cień. Organizatorzy zakładają, że element loteryjności konkursu został zachowany, bo system rekompensaty punków ustawiany jest na około 70-75% realnej wartości pomiarów. Nie przemawia to do końca do skoczków. - Dostajemy co prawda dodatnie punkty za złe warunki, ale jak ktoś poleci krócej, to otrzymuje również gorsze oceny od sędziów, choć w przepisach nie ma mowy braniu pod uwagę odległości przy wystawianiu not. Teoretycznie lepiej jest mieć odjęte punkty za wiatr - mówił niedawno Maciej Kot.

Kulminacja podczas Raw Air

Chociaż sezon 2016/2017 pod względem warunków na skoczniach był bardzo udany i na palcach jednej ręki da się policzyć zawody, w których wiatr grał główną rolę, to można odnieść wrażenie, że turniej Raw Air przelał czarę goryczy u kibiców. Chociaż silne podmuchy podczas norweskich konkursów są codziennością, to oczekiwania, które nałożyli na siebie sami organizatorzy, były ogromne. Chęć organizacji skoków przez dziesięć dni z rzędu była wystawiona na ciężką próbę. - Jeśli robi się turniej w marcu, w kraju położonym nad oceanem, to trzeba się liczyć z tym, że będzie wiało. Podmuchy często torpedowały konkursy i trzeba było mieć odrobinę szczęścia. Chyba największym pechowcem można nazwać Andreasa Wellingera, który przepadł w ostatnim skoku. Poniekąd mógł przegrać z presją, ale wiatr też swoje dorzucił, a system pomiarów tego odpowiednio nie zrekompensował - zauważa Igor Błachut.

Skaczmy pod dachem!

Niemal po każdych zawodach rozegranych w bardzo loteryjnych warunkach pojawiają się głosy namawiające do budowy krytych skoczni, na których nie występowałby czynnik loteryjności. Co jakiś czas na światło dzienne wychodzą takie plany. Jednym z najbardziej spektakularnych był projekt kompleksu zadaszonych skoczni w Ylitornio w Finlandii. Miały tam powstać obiekty o HS 140 i 207. Wszystko skończyło się na zapowiedziach i nigdy nie doszło do realizacji takiej inwestycji. Bardzo świeżym pomysłem jest niemiecki projekt krytych aren narciarskich w Wernigerode. W jego założeniach jest budowa dwóch skoczni narciarskiej, stoku do narciarstwa alpejskiego, toru saneczkowego oraz trasy do narciarstwa biegowego. Całość znajdowałaby się pod zadaszeniem. Koszty budowy takiego obiektu są jednak ogromne. Możemy być pewni, że w przyszłości takie monstrum gdzieś powstanie, tylko co to zmieni... Wszyscy będą go traktować jako miłą ciekawostkę, a w Pucharze Świata pozostanie 15 odkrytych skoczni, na których wiatr będzie mógł rozdawać karty.

Jakie są szanse na zmiany?

Po porażkach swoich faworytów kibice doszukują się prób manipulacji w rekompensowanych punktach. Chociaż często jest to tylko objaw frustracji, to trzeba przyznać, że FIS zostawia otwartą furtkę do takich dyskusji. Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji byłaby możliwość ciągłego oglądania grafiki z pomiarami wiatru (w czasie rzeczywistym). Jeśli nie w telewizji, to chociaż za pomocą Internetu. Wielu ekspertów coraz głośniej domaga się również całkowitego usunięcia systemu punktów za warunki, który według nich wypacza rywalizację.

Wszyscy są zgodni, że największym osiągnięciem Waltera Hofera jest możliwość zmiany belki w czasie zawodów. Daje to szanse na płynne rozgrywanie konkursów bez konieczności restartowania serii po kilkudziesięciu skokach. Od tej zasady jest jednak wyjątek, bo podczas ostatniej ,,drużynówki'' postanowiono anulować niemal całą pierwszą grupę. W sobotnie popołudnie warunki były bardzo loteryjne i wydaje się, że była to dobra decyzja. - FIS na pewno nie wycofa się z tego systemu. Nie sądzę, że ktoś stanie przed kamerami, uderzy się w pierś i powie, że coś nie wyszło. Mimo że system nie podoba się części kibiców, nie wpłynie to na Waltera Hofera. Co innego zdanie sponsorów. Jeśli reklamodawcy lub telewizje będą chciały zmian, to pewnie do nich dojdzie. Na razie możemy przypuszczać, że po sezonie wprowadzone zostaną jakieś małe korekty, które będą miały na celu dalsze usprawnianie systemu - dodaje Igor Błachut.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.