Adam Małysz: Jest normalnie. Po zawodach długo posiedzieliśmy. Zeszło się na skoczni - ceremonia, konferencja, zwykłe sprawy. A jak wróciliśmy, to trener zrobił zebranie. Takie samo jak zawsze. Omówił konkursy, skoki chłopaków, podziękował im za walkę. Została jeszcze Planica, tam też trzeba będzie zrobić swoje.
- Ciężko to wytłumaczyć. Chociaż kiedy po MŚ w Lahti przyszła obniżka formy, to mówiłem, że wystarczy jeden dobry skok i Kamil wróci do swojej najlepszej dyspozycji, że chłopaki też są już na takim poziomie, że mogą bardzo szybko wyjść z problemów. Tak naprawdę oni wszyscy skakali dobrze i w Oslo, i w Trondheim. Ale nie bardzo dobrze, bo jakiegoś małego szczegółu, jakiegoś drobnego punkciku im brakowało. Do tego doszedł pech do pogody, trafiali na zły wiatr. Trzeba było spokoju. Zaczekali na okazję do dobrego skoczenia, wykorzystali, odbili się z tego i efekt widzimy.
- To prawda, nowe buty Kamilowi pomogły, ale tak naprawdę to jest jedna z wielu rzeczy, które się złożyły na jego powrót do walki o Kryształową Kulę. I wcale nie najważniejsza. On się bardzo mocno koncentrował na tym, co sam może zrobić, poprawić. Omawiali to ze Stefanem. Oczywiście, że sprzęt pomógł, ale uwierzcie, sama zmiana butów by nie wystarczyła.
- Na Michala Doleżala. Ale z kombinezonami już nic nowego nie wymyślaliśmy (śmiech).
- W piątek skoczył na mamucie 146 metrów, bo nie skoncentrował się na tym, co ma zrobić, zapomniał o wyznaczonych zadaniach. Zrobił to drugi raz dzień po dniu, więc wiedział, że podpadł. Jak tylko Piotrek chce pójść za mocno, jak tylko mu się popuści, jak się go nie dopilnuje, to przychodzą nieudane skoki. Fajnie, że to są pojedyncze skoki, że z pomocą Stefana on szybko reaguje, zdecydowanie się poprawia.
- Moim zdaniem z Kraftem nie dzieje się nic złego. Chociaż on na mamucie trochę wykręca nartę i właśnie tę nartę powietrze mu złapało z góry i pociągnęło. Ale że on tyle skoczył w takiej sytuacji? Za to ma mój wielki szacunek. Na pewno w Planicy będzie groźny. Walka z Kamila z nim będzie pewnie do ostatniej chwili, do ostatniego skoku ostatniego konkursu.
- Myślę, że teraz nie da się wskazać faworyta. Walka będzie wielka. Tym bardziej, że Kamil znów uwierzył w swoje dobre skoki, znów wie, że potrafi. I skoki wychodzą mu jeden za drugim.
- Na pewno dobrze jechać wcześniej. Nawet i bez historii z belkami trudniej czekać do końca, słyszeć reakcje kibiców. Robisz swoje, wywierasz presję - tak jest korzystniej.
- Na miejscu wszyscy dziennikarze pytali mnie, dlaczego Kamil nie chodzi na próbne skoki, dziwili się, że rezygnuje z okazji do sprawdzenia warunków, do przetestowania jeszcze czegoś. To jest indywidualna sprawa, ale na pewno mamut jest trudny, na nim są duże przeciążenia, po dalekich lotach mięśnie bolą. W Vikersundzie mieliśmy latanie w piątek, sobotę i niedzielę, teraz w Planicy będą loty od czwartku do niedzieli. To bardzo duże obciążenie na koniec sezonu, zmęczenie będzie odgrywało rolę. Jeśli skaczesz dobrze, to chyba warto zacząć odpuszczać niektóre serie, żeby złapać trochę świeżości.
- Przyszły do mnie chłopaki i mówią: "chodź z nami, bo Kamila jeszcze na skoczni nie ma i brakuje nam czwartego do prezentacji". Najpierw powiedziałem: "no gdzie, chłopaki, jak to będzie wyglądało?", ale nie odpuścili. Poszedłem, dużo osób się pośmiało, a my mieliśmy dodatkowe rozluźnienie.
- W poniedziałek lecimy z Norwegii do Polski, we wtorek jest trening, bo nie ma żadnego odpuszczania, chłopaki są w trybie zawodów, muszą się skoncentrować, zrobić na sali trening podtrzymujący. A w środę ruszamy samochodami do Planicy.
- Nie, wszyscy samochodami. Do Planicy nie jest aż tak daleko, żeby lecieć.
- Na pewno nie możemy powiedzieć, że nie mamy się czego bać. W lotach do końca nie można być niczego pewnym. W niedzielę Andreas Wellinger prowadził po pierwszej serii, a skończył na 18. miejscu, choć przecież ma świetną formę, był przez całe Raw Air najbardziej stabilny, wydawało się, że wygra turniej. Chwilę wcześniej skok zepsuł Kraft, chyba jeszcze większy pewniak. To najlepsze dowody, że nie ma rzeczy pewnych. Musimy być do samego końca skoncentrowani i do ostatniego skoku walczyć o swoje. Przewagę mamy dużą, ale przed powrotem do Pucharu Świata po MŚ w Lahti ona była jeszcze większa i wtedy wszyscy byli przekonani, że wygramy Puchar Narodów. A po Oslo i Trondheim była już panika, wielu dziennikarzy do mnie dzwoniło i chciało, żeby skomentował, co to będzie, jak stracimy i Puchar Świata, którego blisko był Kamil, i Puchar Narodów.
- Dokładnie tak to wygląda. Trzeba spokojniej na skoki patrzeć, być ostrożnym we wszystkich wypowiedziach i przewidywaniach. Jesteśmy mocni, będziemy walczyć. A wyniki zobaczymy na końcu.