Skoki narciarskie. Leć, Noriaki, leć!

- Marzę o złotym medalu olimpijskim - mówił Noriaki Kasai, który w czerwcu skończy 42 lata. Jeszcze rok temu ktoś mógł wziąć to za bredzenie wariata. W sobotę Japończyk został wicemistrzem olimpijskim, a z Kamilem Stochem przegrał o 1,3 pkt. I zapowiada, że to nie były jego ostatnie igrzyska.

Kasai na dużej skoczni w Soczi oddał dwa fenomenalne skoki. Po pierwszej serii był drugi, przegrywał tylko z Kamilem Stochem. Kiedy Polak wylądował swoją drugą próbę przez kilka minut nie było wiadomo, kto wygrał konkurs. Organizatorzy skrupulatnie liczyli wszystkie punkty i w końcu na tablicy przy nazwisku Stocha pokazała się cyfra "1". Ale Kasai i tak szalał z radości. Na podium nie wszedł, a wskoczył, najwyżej z wszystkich. To były jego siódme igrzyska. Zapowiada, że wcale nie ostatnie.

Dziura, przez którą Małysz nie wygrał IO

10 lutego 2002 roku Kasai zaliczył występ w swoich czwartych w karierze igrzyskach olimpijskich. Na skoczni normalnej wylądował na 85. metrze, po chwili upadł, rozorał nartami zeskok i pożegnał się z zawodami. Przed skokiem kończącego pierwszą serię Małysza sensacyjnie prowadził Simon Ammann. Szwajcar osiągnął 98 m, od sędziów otrzymał za styl 57,5 pkt i w sumie uzyskał notę 133,5. Za nim plasował się Sven Hannawald, który skoczył o metr bliżej, od sędziów dostał 57 pkt i miał ich łącznie 131. "Orzeł z Wisły", od którego cała Polska oczekiwała pierwszego dla nas złota i w ogóle medalu zimowych igrzysk od 30 lat, poszybował najdalej. Niestety, 98,5 m nie tylko nie dało mu prowadzenia na półmetku zawodów, ale faktycznie pozbawiło go szans na zwycięstwo. - Po upadku Noriakiego zeskok nie został wyrównany dokładnie, wpadłem w jakiś dół i ratowałem się przed upadkiem - wspomina Małysz. Efekt zaniedbania dyrektora konkursu Waltera Hofera to tylko 52,5 pkt dla Polaka od sędziów i trzecie miejsce. Tak nisko nie został oceniony żaden inny zawodnik z "30", która awansowała do rundy finałowej. W niej Małysz mógł już tylko bronić zajmowanej pozycji, co zrobił.

Zobacz wideo

Skoki żoną i dziećmi

- Mam nadzieję, że zmieni zdanie i będziemy walczyć ze sobą na igrzyskach w Soczi - mówił Kasai dwa lata temu, kiedy Małysz kończył karierę. Właśnie Polaka Japończyk uznaje za najlepszego zawodnika, z którym walczył na skoczniach całego świata. A trzeba podkreślić, że ostatni samuraj rywalizował ze wszystkimi największymi tego sportu.

W Pucharze Świata debiutował w grudniu 1989 roku w kanadyjskim Thunder Bay, a w swoim drugim konkursie w życiu, w tym samym miejscu, 18. pozycję zajął wspólnie z Mattim Nykaenenem. Kiedy kilka dni później zdobywał swoje pierwsze punkty w PŚ, zajmując dziewiąte miejsce w amerykańskim Lake Placid, legendarny Fin po raz ostatni wskoczył na podium, plasując się na drugiej pozycji. Kilka miesięcy wcześniej (luty 1989 roku) Kasai jako debiutant na mistrzostwach świata (zajmował miejsca w szóstej "dziesiątce") oglądał w Lahti, jak swój drugi i ostatni w karierze tytuł mistrza świata zdobywa Jens Weissflog, a po kilku latach, rewolucji w przepisach i wprowadzeniu stylu V, oklaskiwał Niemca, który na igrzyskach w Lillehammer (1994 rok) po raz drugi został mistrzem olimpijskim.

Na norweskie igrzyska Kasai pojechał jako niespełna 22-letni, ale już utytułowany zawodnik i wraz z kolegami zdobył srebrny medal w konkursie drużynowym. Był to jego drugi krążek wielkiej imprezy, po złotym z mistrzostw świata w lotach narciarskich, wywalczonym w marcu 1992 roku w Harrachovie. Na kolejny medal Kasai czekał do roku 1999, kiedy został wicemistrzem świata w drużynie. Sezon 1998/1999 był jego najlepszym w karierze. Tak jak w latach 1992/1993 zajął trzecie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni i trzecie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, ale znacznie częściej stawał na podium poszczególnych konkursów - 14 razy, w tym sześciokrotnie na najwyższym stopniu.

- Nigdy nie zdobyłem Pucharu Świata, nie byłem mistrzem olimpijskim, nie jestem jednym z wielkich mistrzów. Ale kocham to, co robię, skoki są dla mnie wszystkim, są moją żoną i moimi dziećmi - stwierdził kiedyś Kasai. Po podsumowaniu jego już 25 sezonów w Pucharze Świata widać, że Japończyk rzeczywiście nigdy nie należał do dominatorów. Oczywiście, uzbierał przez te lata budzącą szacunek liczbę 48 miejsc na podium (na 445 występów) i 16 zwycięstw w PŚ, potrafił błysnąć na wielkiej imprezie, zdobywając medale we wszystkich trzech konkursach mistrzostw świata w 2003 roku, ale nigdy nie deklasował swoich rywali. Nawet wtedy, w Val di Fiemme, miano bohatera brązowemu medaliście obu konkursów indywidualnych i wicemistrzowi świata w drużynie odebrał Małysz, który wygrał zawody indywidualne zarówno na skoczni dużej, jak i na normalnej, bijąc przy tym rekordy obu obiektów. Mimo to w świecie skoków wszyscy kłaniają się Japończykowi.

Ryż i hamburgery

- Widziałem, jakim szacunkiem cieszy się w Sapporo, jaki ma posłuch u młodych zawodników, których czasami trenuje i dla których jest bardzo surowy. Może sobie na to pozwolić, bo wszyscy doceniają pracę, jaką sam wykonuje. Dla skoczka już 30 lat to dużo, im jest starszy, tym więcej sił musi włożyć w trening - mówi prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner. - Można mówić, że Japończycy są długowieczni, więc takim zawodnikom jak Kasai czy wcześniej Takanobu Okabe łatwiej wytrwać tak długo. Ale Noriaki jest niezwykły. Zawsze imponował mi spokojem i determinacją - dodaje Małysz.

O swojej recepcie na długowieczność Kasai mówi tak: - Dużo trenuję, dbam o siebie, jem ryż i ryby, ale z niczym nie wolno przesadzać. Dlatego czasami pozwalam sobie na hamburgera.

Taką kaloryczną bombą uczcił swój przedostatni triumf w Pucharze Świata. 28 lutego 2004 roku wygrał w Park City, mając 31 lat, osiem miesięcy i 22 dni. Został wtedy najstarszym w historii zwycięzcą konkursu tej rangi.

Po tegorocznym zwycięstwie w Kulm Kasai został najstarszym triumfatorem w historii PŚ. Ma 41 lat i siedem miesięcy. Za nim są: Okabe (w marcu 2009 roku wygrał w Kuopio, mając wtedy 38 lat, cztery miesiące i 12 dni), Małysz (w styczniu 2011 roku triumfował w Zakopanem, będąc w wieku 33 lat, jednego miesiąca i 18 dni) oraz Jan Matura (w styczniu 2013 wygrał w Sapporo, miał wtedy 32 lata, 11 miesięcy i 22 dni).

Ale nestor skoków może się pochwalić też kilkoma innymi rekordami. Jako jedyny startował w siedmiu igrzyskach olimpijskich. Na mistrzostwach świata reprezentował swój kraj już 11 razy, walczył w 23 edycjach Turnieju Czterech Skoczni, a w Pucharze Świata wystąpił w największej liczbie konkursów Pucharu Świata. Jest rekordzistą pod względem zwycięstw, które dzieli najdłuższy odstęp czasu - Japończyk pierwszy raz na najwyższym stopniu podium stanął prawie 22 lata temu - 21 marca 1992, na mamuciej skoczni w Harrachovie. Wcześniej był nim Małysz - 14 lat i 10 miesięcy.

Po Soczi Pyeongchang?

Jeszcze dwa lata temu wielu wieściło, że Kasai szybko skończy karierę. A przynajmniej, że powinien. Krytykom usta zamknął w Planicy. W ostatni weekend sezonu 2012/2013 Kasai był świetny. W pierwszym konkursie indywidualnym na półmetku zajmował trzecie miejsce, wyprzedzając o 0,5 pkt czwartego Żyłę. W finale mimo znakomitego lotu na 215,5 m nie obronił się przed atakiem Polaka i spadł na czwartą pozycję. Do podium zabrakło mu zaledwie 3,4 pkt.

W Planicy Japończyk był też czwarty w ostatnim konkursie sezonu, a w rozegranej między zawodami indywidualnymi "drużynówce" zanotował zdecydowanie najlepszy wynik z całej stawki. W ten sposób wstał po kolejnej porażce. W 1998 roku dla niego był nią brak miejsca w drużynie Japonii, która zdobyła olimpijskie złoto w Nagano. Na ubiegłorocznych MŚ w Val di Fiemme nie załapał się do mieszanego zespołu, który wywalczył złoto mistrzostw świata. Bardzo możliwe, że obniżkę formy spowodowała kontuzja kolana, jakiej doznał pod koniec stycznia w krajowych zawodach w Sapporo.

- Chciałbym, żeby skoki znów stały się u nas tak popularne jak w latach 90., kiedy odnosiliśmy największe sukcesy - mówi mistrz. Kto wie, czy w takiej sytuacji Kasai nie zdecydowałby się na to, co zresztą żartując już zapowiada, a więc na start na igrzyskach w koreańskim Pyeongchang w 2018 roku.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.