Adam dociągnie do olimpiady

Widziałem, jak Adam cieszył się po pierwszym skoku, jaki był wyluzowany. To był Małysz ze swoich najlepszych lat - podkreśla Jan Szturc, szkoleniowiec KS Wisła Ustronianka, pierwszy trener Adama Małysza

Supergigant przedstawia: The Very Best of Adam Małysz

Piotr Zawadzki: Miał Pan czas na świętowanie sukcesu Adama?

Jan Szturc: Nie za bardzo. W sobotę i niedzielę były akurat rozgrywane w Zakopanem międzynarodowe zawody Lotos Grand Prix. Na skoczni był jednak ustawiony telebim. Muszę się przyznać, że moja uwaga była podzielona między konkurs w Sapporo a występy zawodników na Średniej Krokwi. Jestem jednak podwójnie zadowolony, bo Małysz wygrał, a moi zawodnicy zdobyli pięć medali. A po zawodach, jak zwykle, wysłałem Adamowi SMS-a z gratulacjami.

Rzadko się zdarza, aby w mistrzostwach świata zawodnik wygrywał z taką przewagą jak Adam.

- To były skoki jak marzenie. Odpowiednia prędkość na progu, idealne wybicie, nienaganny lot. Adam przez cały sezon utrzymywał się w bardzo dobrej formie, czasem brakowało mu tylko szczęścia. W Sapporo dla wszystkich były równe warunki i dlatego mógł walczyć o zwycięstwo. Cieszę się z jego złota, tym bardziej że dzięki niemu zapomnimy o tym czwartym miejscu na dużej skoczni. A ono bolało.

Pan też miał przed druga serią uczucie, że Adamowi nic złego już nie może się przytrafić?

- A tak, wierzyłem, że to już tylko formalność. Widziałem, jak Adam cieszył się po pierwszym skoku, jaki był wyluzowany. To był Małysz ze swoich najlepszych lat.

Wszyscy teraz zadają sobie pytanie, jak długo jeszcze potrwa kariera Adama?

- Tak długo, póki skakanie będzie go cieszyło. Myślę, że do igrzysk w Vancouver Adam dociągnie.

Małysz skończył już jednak 30 lat. Niewielu jest zawodników, którzy w tym wieku utrzymują się w elicie. Co skoczkowi z upływem lat dokucza najbardziej?

- U każdego sportowca nasilają się przeciążenia organizmu. Skoczkom narciarskim szczególnie dają się we znaki ćwiczenia ze sztangą, a także coraz dalsze lądowania. Odzywa się kręgosłup, stawy kolanowe. Myślę, że nasz sztab szkoleniowy wie, co robić. Jeśli Adam wyrazi gotowość startowania do 2010 r., to w którymś z najbliższych sezonów powinien wyluzować. Nie, żeby go całkiem odpuścić, ale właśnie potraktować luźniej.

Wszyscy znowu mówią o skokach narciarskich, ale przecież problemów Wam nie brakuje.

- U nas w Beskidach, gdzie wychował się Małysz, ciągle mamy kłopot z obiektami. Od pięciu lat słyszymy w Polskim Związku Narciarskim tylko obiecanki, że będzie lepiej. Brakuje szczególnie skoczni do szkolenia podstawowego. W Beskidach stoją obiekty o przestarzałych profilach. Na dodatek igelit na nich jest sprzed 20 lat. Gdzie indziej w Europie został już dawno wycofany, a u nas nadal na nim trenujemy. Dla młodych zawodników to niebezpieczne, bo narta się go nie trzyma. Moim marzeniem jest 60-metrowa skocznia igelitowa. Najlepiej z wyciągiem, żeby chłopcy nie musieli za każdym razem drałować z nartami pod górę.

Ma Pan w klubie chłopców o równie wielkim talencie i determinacji co Adam Małysz?

- Kilku w rocznikach 1993-94. W tym wieku nie można jednak przesądzać, czy ktoś zostanie mistrzem. Oni muszą dopiero nabrać siły, nauczyć się techniki. Przypominam sobie Adama jako 14-latka. Był słaby fizycznie i wcale nie błyszczał na tle rówieśników. Wystrzelił dopiero później.

Czy po sukcesie w Sapporo Małysza stać na zwycięstwo w Pucharze Świata?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.