Turniej Czterech Skoczni. Sędzia Pilch: Zawodnicy nie są najważniejsi

Aż trzy godziny trwała w niedzielę w Oberstdorfie walka z naturą, na jaką zawodników skazali organizatorzy 63. Turnieju Czterech Skoczni i przedstawiciele Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Po skokach 11 z 50 startujących w końcu postanowiono przełożyć konkurs otwierający imprezę na poniedziałek (relacja na żywo w Sport.pl od godz. 17.30). - Sędziowałem międzynarodowe zawody przez 17 lat i, niestety, muszę przyznać, że nie zawsze skoczkowie są najważniejsi - mówi Jerzy Pilch.

Obfite opady śniegu i szalejący nad Schattenbergschanze wiatr nie skłoniły ani gospodarzy obiektu, ani przedstawicieli FIS do szybszego podjęcia decyzji o przełożeniu konkursu. - To nie my decydujemy. My jesteśmy skoczkami - stwierdził po wszystkim Kamil Stoch. Podwójny mistrz olimpijski w niedzielę miał wystartować po raz pierwszy w tym sezonie (4 grudnia przeszedł operację stawu skokowego), a zamiast tego wynudził się, czekając na cud, który się nie zdarzył. Jaki był sens trzymania jego i innych zawodników w ciągłej gotowości, gdy prognozy pogody mówiły, że nie ma szans na rozegranie choć jednej serii w przyzwoitych, bezpiecznych warunkach?

- Z doświadczenia wiem, że czasem wieje i wieje, a kiedy wydaje się, że już nic z tego nie będzie, to nagle - nie wiadomo dlaczego - się poprawia i można konkurs rozegrać. Podobnie było 23 grudnia w Wiśle, na mistrzostwach Polski - mówi Jerzy Pilch, próbując wytłumaczyć tych, którzy stoją za niedzielną decyzją z Oberstdorfu.

Były sędzia słusznie zauważa, że wbrew logice, nadziei na poprawę pogody nie tracili kibice. - Bawili się, czekali, nikt nie wychodził ze stadionu, więc dla tych ludzi organizatorzy musieli spróbować uratować imprezę - tłumaczy.

A co ze skoczkami, czyli teoretycznie najważniejszymi postaciami konkursu? - Niestety, muszę przyznać, że oni nie zawsze są traktowani tak, jak powinni - mówi Pilch. - Bywa, że na FIS są bardzo duże naciski ze strony organizatorów, swoje robi też telewizja. Międzynarodowe zawody sędziowałem od 1992 do 2009 roku i choć skupiałem się tylko na orzekaniu, to wiem, jak to działa. Sprawa jest prosta: kto płaci, ten wymaga, a telewizje płacą, żeby przy okazji transmisji zarobić na reklamach. Ze skoków, a zwłaszcza z wielkich imprez w skokach, każdy chce coś mieć - dodaje.

Pilch w swojej karierze sędziował m.in. na MŚ w Predazzo w 2003 roku i w konkursach Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 1999/2000. - Na TCS szczególnie widać, ile znaczy telewizja, bo ona szczególnie dba o opakowanie właśnie tej imprezy. Na niej się czuje, że nikt nie chce ustąpić, że robi się wszystko, żeby konkursy przeprowadzać zgodnie z planem. Czasem, jak w niedzielę, niepotrzebnie, ze szkodą dla zawodników i widzów - kończy były sędzia.

Miały być skoki, a został tylko wiatr i śnieg. Nieudany konkurs w Oberstdorfie

Więcej o:
Copyright © Agora SA