Turniej Czterech Skoczni. Kruczek: Stoch jest gotowy, niczego nie przyspieszamy na siłę

- Kamil nie miał żadnych wątpliwości, czy nie wraca na skocznie za wcześnie. W ostatniej próbie na treningu odpalił tak, że można już takimi skokami rywalizować na przyzwoitym poziomie - mówi Sport.pl trener kadry skoczków Łukasz Kruczek. Relacja na żywo z kwalifikacji Oberstdorfie w sobotę od 16.30 w Sport.pl, transmisja w Eurosporcie.

Paweł Wilkowicz: Wydawało się, że dla Kamila Stocha Turniej Czterech Skoczni jest już stracony. I nagle w Wigilię on sam ogłasza: jadę! Miało wyjść tak bajkowo?

Łukasz Kruczek: Ja planowałem, że ta niespodzianka się pojawi dopiero teraz, gdy wyjdą listy startowe do kwalifikacji w Oberstdorfie. Ale Kamil chciał inaczej, chciał dać swoim kibicom prezent na Gwiazdkę. A jeśli ktoś uważnie słuchał, gdy dzień przed Wigilią, na koniec mistrzostw Polski w Wiśle, ogłaszałem skład na Turniej, to mógł się domyślić scenariusza. Bo mówiłem, że zostaje dzika karta dla Kamila, na wypadek gdyby dołączył na któryś konkurs. A gdy to mówiłem, Kamil miał już kupiony bilet na samolot.

Czyli wy wiedzieliście już od jakiegoś czasu, że się uda?

My przede wszystkim od początku staraliśmy się nie przesadzać z optymizmem, nie rozbudzać nadziei, bo to byłoby dodatkowym obciążeniem. A Kamil wyraźnie dawał cały czas do zrozumienia, że wróci, tylko gdy będzie już gotowy, że żadne przyspieszanie nie wchodzi w grę. Planowaliśmy jego powrót na Turniej, ale potem było wyczekiwanie: uda się czy nie uda? Najpierw czekanie na to, czy Kamil już jest zdrowy i może skakać. A potem: gdzie i kiedy może skoczyć, żeby to sprawdzić. Po ostatnich badaniach, sześć dni temu, było jasne, że pora, by w tym tygodniu wrócił na skocznie. Ale obiekt w Wiśle był zablokowany przez mistrzostwa Polski, w Zakopanem skocznia niegotowa, do tego zaczęło wiać, były problemy z utrzymaniem śniegu, robiło się krucho z czasem. Na szczęście mistrzostwa Polski odbyły się bez problemów, to dało nadzieję, a w Wigilię od rana ekipa w Wiśle pracowała na skoczni, żeby mogły być skoki, żeby Kamil mógł skoczyć.

I jakie to były skoki?

Pierwszy ostrożny, potem coraz śmielej. W ostatnim tak odpalił, że już można takimi skokami rywalizować na przyzwoitym poziomie. Nie było w tych skokach żadnych zaburzeń, więc następne mu odpuściliśmy. Niech jeszcze trochę się oszczędza, każdy dzień działa na jego korzyść.

On nie miał żadnych wątpliwości, czy nie wraca za wcześnie?

Żadnych, on był od dawna głową na skoczni. Naprawdę, niczego nie przyspieszamy na siłę. Gdyby się nie udało zorganizować tego wigilijnego treningu w Wiśle, to bałbym się Kamila zabierać. Mimo że mieliśmy informacje, że Jakub Wolny po swojej kontuzji wrócił bez strachu, bez problemów, i to nas zachęcało do prób z Kamilem. Ale gdyby nie było wspomnianego treningu, Kamil pewnie poćwiczyłby jeszcze w Polsce albo pojechał do Ramsau i dołączył do nas później.

Poprzedni powrót Kamila na skocznię po urazie stawu skokowego, ten na początku grudnia, okazał się przedwczesny, i pewnie dlatego wiele osób uważa obecny powrót za ryzykowny.

To nieporównywalne sytuacje, wtedy nie była jeszcze zniwelowana przyczyna kłopotów, a teraz już jest po zabiegu. Jest z nami na Turnieju Czterech Skoczni doktor Winiarski, który się cały czas Kamilem zajmował. I już tu na miejscu w Oberstdorfie ponownie oglądał nogę Kamila, żeby zobaczyć, jak ona się ma po zajęciach na skoczni. Bo Kamil od dawna już nie miał problemów po treningach poza skocznią. Problemy się pojawiały po włożeniu buta narciarskiego, bo nie jest to zbyt komfortowy sprzęt. Tu uciska, tam uciska. Ale tym razem nie było żadnych kłopotów. Może mu jeszcze będziemy odpuszczać niektóre skoki, zobaczymy. Czekamy jeszcze na zielone światło od doktora Winiarskiego, żeby Kamil mógł też wrócić do robienia dodatkowych treningowych rzeczy poza skocznią.

A jak podchodzicie do Turnieju Czterech Skoczni?

Traktujemy go jak zwyczajne cztery konkursy Pucharu Świata. Nie budujemy presji, chcemy, żeby się nam krzywa wyników z tego sezonu zmieniła. Bo ona już ostatnio lekko drgała, ale jeszcze nie było odbicia. Nie ułożył nam się początek i niestety nie ma drogi na skróty. Musieliśmy się trochę cofnąć, żeby na nowo nabrać rozpędu.

Brak Macieja Kota w składzie na Turniej był mimo wszystko zaskoczeniem.

Ale ze względu na to, że to jest duże nazwisko w naszych skokach, a nie ze względu na ostatnią formę. Ja oglądałem Maćka w poniedziałek, skakał fajnie, we wtorek, czyli w dniu mistrzostw Polski, był jeszcze na liście wyjazdowej, ale zawody mu nie wyszły. Zaczął w mistrzostwach wracać do gorszych skoków, dlatego pojedzie teraz na Puchar Kontynentalny, budować dobre skoki przy mniejszej presji. Maćka nie interesuje zbieranie punkcików, on chce się liczyć w walce o największe rzeczy i niech się do tego przygotuje.

A Kamil jaki ma teraz cel?

Ma budować swoją pozycję z myślą o mistrzostwach świata w Falun. Czyli zdobywać jak najwięcej punktów, pracować na wysoki numer startowy. Mistrzostwa świata na Północy oznaczają ryzyko zawirowań z wiatrem, najlepiej mieć numer bliski czołówki, zbliżone warunki.

Zdarzało się już, że skoczkowie po wypadkach, niedługo po wyjściu ze szpitala wracali na skocznie i wygrywali.

Pamiętajmy, że to nie jest powrót ze szpitala po upadku na skoczni, to jest powrót po kontuzji. Zawsze w takich sytuacjach powraca przykład Simona Ammanna który niedługo po upadku zdobył dwa złote medale w Salt Lake City. Ale on w szpitalu był na obserwacji, nie miał urazu. Kamilowi bliżej do Thomasa Morgensterna, który w poprzednim sezonie wrócił po upadku w Titisee Neustadt na Turniej i był wysoko [zajął w TCS drugie miejsce - przyp. P.W.]. Ale to też nie to samo, bo Thomas miał uraz palca, a Kamil kostki, czyli podstawowego sprzętu skoczka. To jest dla nas nowa sytuacja, uczymy się jej. I tak mamy szczęście, nasza grupa ma mało kontuzji, a przecież taki uraz mógł się też Kamilowi zdarzyć w ubiegłym roku. To dopiero byłaby bieda. A tak traktujemy to trochę jak lekcję, jak działać w przyszłości, jak zapobiegać, jak reagować. I liczymy, że Turniej będzie jakąś odmianą w tym sezonie. Jutro po południu mamy oficjalne treningi, potem kwalifikacje. Wreszcie jest zima, wjechałem dziś do Oberstdorfu przykrytego trzydziestoma centymetrami świeżego śniegu. Trudno dziś przewidzieć, jak powrót Kamila będzie wyglądał. Być może będzie trzeba czasu, krok po kroku. Ale jeśli się okaże, że Kamil od razu będzie mógł walczyć o największe cele, to przecież się nie pogniewam, prawda?

Co to był za rok dla polskich kibiców! Powspominaj i wygraj 500 zł [KONKURS]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.