Turniej Czterech Skoczni. Fenomenalny Jacobsen, świetny Kot, dobry Stoch

Maciej Kot piąty, Kamil Stoch szósty w noworocznym konkursie w Ga-Pa. - Czuję niedosyt. Mniejszy niż w Oberstdorfie, ale jest - uśmiechał się Stoch. Wygrał, tak jak dwa dni wcześniej Norweg Anders Jacobsen

Co gdzie kiedy? Plan Turnieju Czterech Skoczni

W pierwszej serii Stoch wylądował tylko o półtora metra bliżej od rekord olimpijskiej skoczni w Ga-Pa i pozbawił jakichkolwiek złudzeń o awansie do drugiej serii czterokrotnego mistrza olimpijskiego, Szwajcara Simona Ammanna, który dwa lata temu uzyskał tutaj 143,5 m. Nikt nigdy nie skoczył dalej. Stoch frunął, jakby miał w ogóle nie wylądować, jakby w tym nowym roku chciał raz na zawsze zapomnieć i zatrzeć wszystkie przykrości, które przyniosły mu listopadowe konkursy w Skandynawii, gdzie w trzech występach zdobył ledwie punkt i dwa razy nie kwalifikował się do czołowej trzydziestki. Nowy rozdział zaczął pięknie.

Zobacz wideo

Dlaczego Kamil nie był pierwszy?

Powiało mu pod narty (w lepszych warunkach w pierwszej serii skakał tylko Austriak Anders Bardal) i za to Polakowi odjęto prawie pięć punktów. Sędziowie dali tylko po 16 i 16,5 pkt. za styl, bo Kamil wylądował na dwie nogi. Dlatego Polak nie był liderem po pierwszej serii. Zajmował drugie miesjce ex aequo z Norwegiem Tomem Hilde, który skoczył od niego o prawie dziesięć metrów mniej, ale miał minimalny wiatr w plecy (0,07 m/s) i jeszcze jechał z niższej belki niż większość zawodników - za to też są dodatkowe punkty.

Prowadził Austriak Gregor Schlierenzauer, który też skakał z niższego rozbiegu niż Stoch (decyzję podejmuje przed skokiem trener danego zawodnika, zgłasza jury, które musi ją zaakceptować). Zawodnik jedzie z niższej belki i ma niższą prędkość na progu, ale jeśli jest w formie leci daleko i dostaje - w Ga-Pa - 3,8 pkt. (czyli tak jakby dodano do odległości dwa i pół metra). Austriak uzyskał 134 m i miał wysokie noty za styl. Dlatego prowadził o 2,8 pkt. przed Norwegiem i Polakiem.

Stoch skoczył w Ga-Pa jak kiedyś Adam Małysz, były rekordzista starej olimpijskiej skoczni, która została wysadzona w powietrze (ważące 800 gram ładunki wybuchowe podłożono w 28 miejscach) w kwietniu 2007 roku. W jej miejsce, za 14 mln euro, powstał nowiutki, bardzo funkcjonalny i nowoczesny obiekt na który pierwszego stycznia każdego roku przychodzi ponad 20 tysięcy kibiców.

Wielki wyczyn Jacobsena

We wtorek przeżyli niesamowite emocje. Konkurs trzymał w napięciu dosłownie do ostatniego skoku. Wygrał, nieoczekiwanie niesamowity i nieprawdopodobny Norweg Jacobsen, który dokonał - wydawałoby się - niemożliwego.

Pierwszy cud zdarzył się w pierwszym skoku. Jacobsen agresywnie wyszedł z progu, w powietrzu mocno nim bujnęło - jakby dostał nagły strzał z wiatru pod narty. Skorygował lot, ale tak nim rzuciło, że omal nie runął na zeskok. - Większość innych skoczków ląduje w takiej sytuacji - oceniał Maciej Kot. A Jacobsen zdołał osiągnąć 131 m i zajmował dziewiąty. Mało kto wierzył, że wygra - do Schlierenzauera tracił ponad dziesięć punktów.

W drugiej serii Norweg znokautował wszystkich. 143 m dało mu zwycięstwo. To jest niewiarygodny powrót 28-letniego Jacobsena do wielkiego skakania. Po MŚ w Oslo w 2011 roku ten hydraulik z zawodu stracił motywację do skakania, opuścił dwa zgrupowania i w maju ogłosił, że z powodu braku motywacji i wewnętrznej iskry mobilizującej go do wysiłku kończy karierę. Wytrzymał do lutego 2012 roku, wznowił treningi i przed tym sezonem wrócił do reprezentacji. Na Turnieju, który wygrał już w 2007 roku, zadziwia. Zrobił drugi krok, by powtórzyć wyczyn Svena Hannawalda, który w 2002 rok wygrał wszystkie cztery konkursy. Ani wcześniej, ani później nikomu to się nie udało, a Jacobsen skacze jak nakręcony.

Na podium zabrakło miejsca dla Stocha, który w drugiej serii skoczył zbyt nerwowo i spadł na szóste miejsce ex aequo z Dimitrijem Wassiliewem. W Oberstdorfie po pierwszej serii Kamil był piąty, później zepsuł skok i wypadł z dziesiątki. Teraz też nie utrzymał lokaty na podium. - Brakuje mi jeszcze stabilizacji i powtarzalności, ale jest coraz lepiej - mówił Kamil, który w klasyfikacji generalnej Turnieju jest siódmy.

Z życiowego sukcesu cieszył się za to Kot, który po raz pierwszy wskoczył do dziesiątki i to od razu na piąte miejsce. Pierwszy w sezonie punkt zdobył też Piotr Żyła - nigdy dotąd aż siedmiu Polaków nie miało punktów PŚ po noworocznych skokach w Ga-Pa i ledwie dziewięciu konkursach.

Trzeciego stycznia kwalifikacje, a dzień później zawody w Innsbrucku.

Klasyfikacja generalna TCS po dwóch konkursach

Skakali weterani

We wtorek każdy z kibiców dostał niemiecką chorągiewkę na patyku i okolice zeskoku wyglądały jak jedna wielka czarno-czerwono-złota flaga. Każdemu skokowi towarzyszyła skoczna muzyka - od popu, przez rock&roll po ciężki trash metal. Kiedy na belce siadał Niemiec huk od bębnów był taki, jakby pod obiekt zbliżała się godzilla.

Najlepiej z całej kadry Wernera Schustera skoczył Martin Schmitt (dziewiąte miejsce), który za niecały miesiąc skończy 35 lat. Kiedyś był wielkim rywalem Małysza, dwa razy wygrywał Puchar Świata i każda niemiecka gospodyni marzyła o takim zięciu.

Popularności nie stracił, choć od 2002 roku nie wygrał żadnego konkursu i ledwie trzy razy wdrapywał się na podium. Wciąż jest uwielbiany, a uśmiech nie schodzi z jego twarzy, głowa wciąż przyozdobiona jest fioletową czapeczką jednego z producentów czekolady. I to sponsor trzyma przy narciarskim życiu Schmitta.

W barwnym peletonie skoczków starszy jest tylko Japończyk Noriaki Kasai, który w czerwcu będzie miał 41 lat. Kiedy po raz pierwszy wygrywał w Ga-Pa w 1993 roku jego wtorkowego rywala w konkursie, Bułgara Władimira Zografskiego nie było na świecie. Urodził się siedem miesięcy później. Nie miał jednak żadnego respektu dla starszego o 21 lat Japończyka i wyeliminował weterana z konkursu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA