Adam Małysz mówi, dlaczego ufa Hannu Lepistoe

Tyłek mi spadał podczas konkursów na Wielkiej Krokwi przy wybiciu z progu. Wiedziałem, że muszę to poprawić, ale tak bardzo jestem emocjonalnie związany z zakopiańską publicznością, że nie potrafiłem się skoncentrować - tłumaczy Adam Małysz, który w piątek był ósmy, a w sobotę 12.

"Jest lepiej, już nie kończę kariery ?

Bartłomiej Kuraś: - Występy w Zakopanem i tak były najlepsze w całym sezonie, ale mieliśmy nadzieję że będzie dużo lepiej.

Adam Małysz: - Ogólnie jestem zadowolony, bo czuję poprawę w moich skokach. Wiem, jaki popełniam błąd. Staram się go korygować, ale jeszcze nie za każdym razem potrafię. Chciałoby się lepiej, więcej, dalej, ale na razie jest jak jest.

To co poszło nie tak?

- Po pierwsze, przeziębiłem się w drodze z Finlandii do Zakopanego. Pod Tatrami mój stan zdrowia jeszcze się pogorszył. Mam zajęte zatoki, mocny katar i ból gardła. Dlatego przed drugim konkursem musiałem zażyć antybiotyk. To z pewnością miało negatywny wpływ na mój start.

Coś jeszcze?

- Tyłek mi spadał podczas konkursów na Wielkiej Krok przy wybiciu z progu. Jak tylko podnoszę ten tyłek, to od razu mam inną parabolę lotu i dalej ląduję. Tak jak na oficjalnym treningu przed zawodami w Zakopanem, kiedy osiągnąłem 136 metrów. Wiedziałem, że powinien tak lecieć, ale rozproszyłem się i nie potrafiłem tego całkiem poprawić podczas samych startów.

Kibice rozpraszali?

- Tak. Jestem bardzo emocjonalnie związany z zakopiańską publicznością. Nawet nie spodziewałem się, że znowu aż tylu kibiców przyjdzie, bo słyszałem, że bilety gorzej się sprzedawały. Kiedy znów zobaczyłem te tłumy, to spiąłem się, by wypaść jak najlepiej. Chyba za bardzo chciałem. Dzwoniłem do Finlandii do Hannu Lepistoe po radę. A on mi na to, żebym sobie wyobraził, że nie skaczę w Zakopanem, żebym o tym zapomniał, bym myślał, że to tylko kolejna próba w kierunku poprawy moich skoków, bo wtedy będę spokojniejszy i łatwiej można się skoncentrować. Ech, łatwo mu powiedzieć... W Zakopanem nie potrafię odrzucić emocji. To ponad moje siły.

Lepistoe coś jeszcze doradzał?

- Na odległość trudno jest skutecznie radzić i coś pomóc. Mówił jeszcze, że muszę po prostu w siebie uwierzyć, bo nadal mam umiejętności do dalekiego skakania. Znów zaczynam w to wierzyć.

Kiedy następne spotkanie z Hannu Lepistoe?

- Prawdopodobnie w Wiśle po próbie przedolimpijskiej zaplanowanej na najbliższy weekend w kanadyjskim Vancouver, gdzie w przyszłym roku mają się odbyć igrzyska. Dokładnej daty jeszcze nie ustaliliśmy. Czekam na decyzję Polskiego Związku Narciarskiego w sprawie przyszłej pracy Hannu w Polsce. Poza tym on jest związany do końca stycznia, zatrudniła go stacja telewizyjna.

Kiedy PZN podejmie decyzję w tej sprawie?

- Chciałbym, żeby jak najszybciej.

Jaka będzie rola trenera kadry Łukasza Kruczka, gdy zostanie zaangażowany Hannu Lepistoe?

- Nie uważam, żeby Łukasz Kruczek był złym trenerem. Ciągle słucham jego uwag, pozostajemy kolegami. Jestem teraz z całą kadrą na zgrupowaniu i chciałbym, by tak pozostało do końca sezonu. Łukasz powinien pozostać trenerem kadry. Tyle że ja już jestem tak doświadczonym zawodnikiem, że też potrzeba mi kogoś bardzo doświadczonego, by mógł mi skutecznie doradzić. Widzę różnicę w programie szkoleniowym polskiej kadry pod wodzą Łukasza a metodami Hannu. W tym sezonie na zgrupowaniach kadry słyszałem: "spróbuj tak skoczyć, a potem może inaczej, to może w końcu coś zaskoczy". A od Hannu Lepistoe usłyszałem, że mam robić dokładnie tak i tak, a jak się nie dostosuję, to mogę pakować się do domu. Hannu po prostu wie, czego chce.

Ale w duecie Kruczek - Lepistoe ktoś będzie musiał podejmować ostateczne decyzje w sprawie metod treningowych Adama Małysza. Kto to powinien być?

- Na pewno Hannu Lepistoe. PZN powinien zrobić wszystko, by tak się stało. Chcę, by Hannu jeździł ze mną na konkursy. Ale nie wyobrażam sobie, bym miał być całkiem odłączony od kadry. Na zawody powinniśmy jeździć wszyscy jako jedna ekipa.

Tyle że PZN publicznie twierdzi, że Lepistoe będzie jedynie konsultantem, a nie trenerem.

- Pierwszy raz słyszę o konsultancie. Mnie prezes Apoloniusz Tajner zapewnił, że jeżeli jest taka potrzeba, jeśli Hannu zgodzi się, to będzie mnie trenował, będzie ze mną jeździł na zawody. Hannu tego chce i ja też.

Czyli prezes Tajner przyznał się tym samym do błędu, bo przecież po ostatnim sezonie nie przedłużył kontraktu z Lepistoe.

- Zawsze uważałem, że Hannu Lepistoe jest bardzo dobrym trenerem, który w dodatku potrafi przyznać się do winy. Pod koniec ubiegłego sezonu powiedział mi szczerze, gdy zacząłem słabiej skakać, że popełnił błąd w przygotowaniach. Ale twierdził też, że wie co zrobić, by w następnym sezonie to zmienić. Miał już opracowany na ten sezon cały plan powrotu do wysokiej formy. Jak mogę nie ufać takiemu człowiekowi? Przecież to dzięki niemu po słabszych startach znów się odrodziłem i zostałem mistrzem świata. Niestety, działacze nie dali mu szansy w tym sezonie. Wielka szkoda. Przyszła najwyższa pora, by naprawić ten błąd. Zresztą mogę dodać, że w obecnym sezonie nie tylko ja proszę o radę Hannu Lepistoe. Są też inni skoczkowie ze światowej czołówki, którzy szukają u niego pomocy. Nie chcę podawać nazwisk, by nie wywoływać niesnasek.

Adam Małysz właściwie już zdecydował o powrocie pod opiekę Hannu Lepistoe, opuszczając przed zakopiańskimi zawodami zgrupowanie polskiej kadry i wyjeżdżając do Finlandii.

- No tak. Nie mogłem już dłużej czekać, nie było na co. Zresztą miałem naciski ze strony menedżera i sponsorów, że muszę coś zrobić, by poprawić swoje skoki. Stąd decyzja o wyjeździe do Hannu.

A jeśli PZN będzie zwlekał z umową z Hannu Lepistoe?

- To by była dla mnie bardzo trudna sytuacja, bo przecież zacząłem już na nowo pracować z Hannu Lepistoe. Gdyby jednak działacze byli przeciwni sformalizowaniu naszej współpracy, razem z moim menedżerem postanowiliśmy, że na własną rękę będziemy kontynuować szkolenie z Finem.

W ciągu najbliższych dni zostaną wznowione treningi?

- Nie od razu, bo z powodu choroby muszę położyć się na kilka dni do łóżka, by wyzdrowieć. Lekarz zalecił mi też zażywanie antybiotyków, bym mógł polecieć do Kanady.

Czyli wyjazd do Kanady na próbę przedolimpijską jest niepewny?

- Mam nadzieję, że wyzdrowieję. Bardzo bym chciał wybrać się do Kanady, by poznać skocznię przyszłej olimpiady. Podglądałem już nawet ten obiekt w telewizji z relacji zawodów w kombinacji norweskiej i wydaje mi się bardzo podobny do skoczni w mojej Wiśle. Jeśli na miejscu okaże się, że faktycznie tak jest, to świetnie by się złożyło, że tuż pod domem będę miał w roku przedolimpijskim skocznię o podobnych parametrach. To pomogłoby mi przygotować się do olimpiady.

To może kiedyś doczekamy się olimpiady w Wiśle?

- To już za bardzo wybiegamy w przyszłość. Choć nie ukrywam, że chciałbym, by w Polsce odbyła się duża impreza narciarska.

Kiedyś Zakopane kandydowało do organizacji igrzysk...

- Teraz mam na myśli mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym. Już postanowiłem, że bardzo mocno zaangażuję się w promocję Zakopanego jako gospodarza MŚ, bo na razie zimowa stolica Polski przegrywa rywalizację o tę imprezę z ośrodkami z bogatszych krajów. Moim zadaniem miastu pod Tatrami, jego władzom i przede wszystkim tutejszej publiczności po prostu należy się taka impreza, za tą niesamowitą atmosferę, jaką potrafią tu stworzyć podczas zawodów. Dlatego dziś jasno deklaruję, że zrobię wszystko, by taka impreza odbyła się w Zakopanem. Choć ja już pewnie na niej nie wystartuję.

Zakopiańska publiczność pewnie zastanawia się, co będzie za rok na Wielkiej Krokwi.

- Sam się nad tym zastanawiam. Zapowiedziałem już, że będę startował przynajmniej do olimpiady w 2010 roku. Więc za rok w Zakopanem na pewno wystąpię. Ale tutejsza publiczność musi się już przyzwyczajać do myśli, że może to być, jeśli nie ostatni, to jeden z moich ostatnich występów na Wielkiej Krokwi. Dlatego będę chciał odwdzięczyć się Zakopanemu organizacją mistrzostw świata za te wspaniałe chwile, które tu przeżyłem.

Serwis o Adamie Małyszu na Sport.pl - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA