Zakopane: miasto przeżyło

Górale oszacowali, że przed Pucharem Świata ceprów przybywało pod Tatrami jakieś tysiąc osób na godzinę. A w niedzielę, już po zawodach, ubywało ich z jeszcze większą prędkością

Zakopane: miasto przeżyło

Górale oszacowali, że przed Pucharem Świata ceprów przybywało pod Tatrami jakieś tysiąc osób na godzinę. A w niedzielę, już po zawodach, ubywało ich z jeszcze większą prędkością

Zakopiańczycy nie obawiali się, mimo alarmujących doniesień prasy, że miasto zostanie sparaliżowane i bardziej będzie przypominało oblężoną twierdzę niż kameralny kurort. Bo ilość turystów pod Tatrami jest wprost proporcjonalna do sumy dutków w góralskich kieszeniach.

Trzy dni, dwie noce

Miejscowy magistrat zwołał na tydzień przed zawodami konferencję prasową, na której władze oświadczyły, że miasto jest w stanie przyjąć 70 tys. gości, a okoliczne wioski drugie tyle.

- To będzie drugi Sylwester - cieszył się Jan Gluc, wiceburmistrz Zakopanego. - I dzięki temu wszyscy tu coś zarobią.

Centrum Informacji Turystycznej "Polskie Tatry" podawało już wtedy, że w samym Zakopanem miejsc noclegowych nie da się znaleźć, a na wolne pokoje o niższym standardzie można jeszcze natrafić na obrzeżach miasta. A tu nagle w piątek na zakopiańskich dworcach - kolejowym i autobusowym - pojawili się pośrednicy oferujący zakwaterowanie.

- W Zakopanem mamy 70 tysięcy zarejestrowanych miejsc noclegowych. Czyli tych kwaterodawców, którzy płacą podatki - wyjaśnia Piotr Bąk, burmistrz miasta. - Ale są też tacy, którzy nie zgłosili działalności.

I to właśnie oni nagabywali kibiców przybywających do Zakopanego w przeddzień zawodów. - Pół Zakopanego jest puste - twierdził jeszcze w piątek jeden z pośredników.

W sumie organizatorzy oszacowali, że pod Tatry na weekend zjechało 60 tys. fanów skoków narciarskich. Specjalnie na konkursy PŚ przyjechało 500 kibiców nocnym pociągiem ze Szczecina. - Jechaliśmy 16 godzin, ale nie żałujemy. Nie moglibyśmy sobie darować, że opuściliśmy zawody w Polsce, w których startował Adam Małysz - tłumaczyli.

Nastroje były dużo bardziej szampańskie niż podczas powitania Nowego Roku. Bo impreza na Krupówkach trwała trzy dni i dwie noce. Ciszej robiło się gdzieś o trzeciej w nocy, ale ledwo wstało słońce, kibice znów powracali na ulicę. Znalezienie wolnego miejsca w którymś z tutejszych lokali graniczyło z cudem. Na Krupówkach, głównym deptaku miasta, praktycznie non stop trwało wielkie przyjęcie. Raczono się alkoholem i chóralnie śpiewano. Przebojem numer jeden było "Polska, biało-czerwoni", dużą popularnością cieszył się też "Hej, hej, sokoły". Przy okazji zjechali na Krupówki przeróżni kuglarze, z połykaczami ognia na czele. - Moja knajpka prawie się nie zamykała. Miejsca były non stop zajęte, a utarg bardzo duży. W dodatku ludzie zachowywali się bardzo przyzwoicie. Jakbym miał dziesięć takich weekendów, to zarobiłbym na cały rok - stwierdził właściciel jednej z restauracyjek przy Krupówkach.

No i handlarze. W Zakopanem można było wyposażyć się w pełen rynsztunek kibica: flagę szturmówkę, biało-czerwoną czapę w kształcie cylindra, szalik w takich samych barwach (10 zł), trąbkę doustną i na sprężone powietrze, baloniki - oczywiście w kolorach białym i czerwonym. Nie brakowało też pamiątek związanych z Adamem Małyszem. Były więc kubki z Adamem (po 15 zł), kartki pocztowe z Adamem (3 zł), znaczki na te kartki również z Adamem, kalendarze z Adamem, film wideo z Adamem i breloczki z Adamem. Co bardziej praktyczni mogli zaopatrzyć się w ocieplające wkładki do butów, we wszystkich możliwych numerach.

Dla niektórych kibiców przyjazd na PŚ był pierwszą w ogóle wizytą w Zakopanem. Ci robili sobie zdjęcia na tle Giewontu, wyjeżdżali na Gubałówkę, kupowali oscypki. - Gdyby nie Małysz, pewnie jeszcze długo byśmy się w Zakopanem nie pojawili - przekonywali.

Wybaczyli prezydentowi

Władze Zakopanego ucieszyły się, że pobyt w loży w honorowej zapowiedziało tak wiele bardzo ważnych osób, z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim na czele, który objął honorowy patronat nad zawodami. W zapomnienie odeszły incydenty z poprzednich lat. Podczas ostatniej kampanii prezydenckiej rada miejska oficjalnie poczuła się urażona "incydentem kaliskim" i wystosowała apel w tej sprawie. Kwaśniewski nie pojawił się w Zakopanem podczas uniwersjady, bo gdzieś zaginęło dla niego zaproszenie. W 1993 r. na uniwersjadzie przywitała prezydenta na Wielkiej Krokwi grupa osób lokalnego "Tygodnika Podhalańskiego" z nieprzychylnym mu transparentem.

W miniony weekend żadnych wrogich napisów nie było. Witały go oklaski pomieszane z gwizdami. Prezydent przespacerował się wśród kibiców, miał na sobie szalik z napisem "Leć, Adam, leć". Tak ubrany bardzo chętnie pozował do zdjęć.

- Uważam, że zgotowano mi w Zakopanem bardzo gorące przyjęcie. A to, co było w przeszłości, to drobne incydenty - powiedział Aleksander Kwaśniewski w niedzielę w Zakopanem. - Chciałbym tu bywać częściej, dlatego myślę o budowie w Zakopanem ośrodka prezydenckiego z prawdziwego zdarzenia. Można by w nim przyjmować zagranicznych gości.

Niedzielny konkurs skoków zamierzał oglądać także premier Leszek Miller, ale nie pozwoliły mu na to sprawy wagi państwowej. W specjalnym sektorze "0" z wygodnymi fotelikami i kocami pojawiła się także cała sejmowa komisja sportu i rekreacji, komendanci główni policji, straży pożarnej i straży granicznej. Nie zabrakło ludzi sportu z prezesem PKOl Stefanem Paszczykiem na czele. Była też delegacja komitetu organizacyjnego mistrzostw świata w lotach narciarskich w Harrachovie. Przyjechała nawet spora część członków Rady Polityki Pieniężnej, z którymi spotkał się prezydent na nieoficjalnych rozmowach. Prezydent odwiedził też wczoraj siedzibę TOPR. Ratownikom obiecał rozwiązanie ich problemów finansowych.

Bartłomiej Kuraś, Zakopane

Copyright © Agora SA