Bereś i Skoczylas: Strzał w sedno albo nawet jeszcze lepiej

Nasz Adam Małysz skoczył właśnie na pocztę, wyszedł z niej telemarkiem i nagle jak się nie wywróci.

Bereś i Skoczylas: Strzał w sedno albo nawet jeszcze lepiej

Nasz Adam Małysz skoczył właśnie na pocztę, wyszedł z niej telemarkiem i nagle jak się nie wywróci.

Na szczęście wszystko to już działo się poza strefą ocenianą przez sędziów jako upadek. W pierwszej chwili nasz Małysz pomyślał, że potknął się o swój zaginiony trenażer. Bo też to coś przypominało trenażer do złudzenia. Ale to był tylko prezes Polskiego Związku Narciarskiego Paweł Włodarczyk. Z trenażerem miał jednak tyle wspólnego, że każdy skok Małysza szczerze cieszył go - jak szesnasty zegarek czerwonoarmistę.

- Adamie, jakże się cieszę! Właśnie kompletujemy reprezentację na Igrzyska Olimpijskie w Salt Lake City i wyznaczamy jej zadania. Zapowiedziałem już w mediach, że twoim celem będzie zdobycie co najmniej szóstego miejsca. Dobrze, że cię widzę, bo trochę się boję, czy nie za wysoko postawiłem poprzeczkę. Zapomniałem wszak dodać, że co najmniej szóstego miejsca w co najwyżej jednym konkursie skoków. Bo są dwa, nieprawdaż? Zwróć uwagę, drogi Adamie, że w ogóle nie wspomniałem o twym celu, jakim mogłoby być zakwalifikowanie się do ścisłego, trzydziestoosobowego finału, czy o tym, żebyś nie zgubił nart w tej trudnej drodze za Wielką Wodę. Ale cóż, taki już jestem ułan z zawadiacką fantazją. Lubię grać va banque. Pociągają mnie wielkie wyzwania. Przedarłbym się przez niedostępną dżunglę w oranżerii Ogrodu Łazienkowskiego. Pobiłbym rekord nurkowania bez aparatu tlenowego w mojej wannie (gdybym się nie bał do niej wskoczyć). Zdobyłbym dach świata, gdyby nie to, że w moim wieżowcu winda się popsuła.

Niestety, układanie składu reprezentacji to kwestia kompromisu. Znalazło się w niej tylko 29 sportowców i od nikogo, poza tobą, nie oczekujemy medali. To gruby błąd! Jak się dobrze wyznaczy cel, to sukces murowany. Gdyby to zależało tylko ode mnie

Łyżwiarzowi Pawłowi Zygmuntowi, wicemistrzowi Europy na 10 km, powiedziałbym, że jak założy lewą łyżwę na lewą nogę, a prawą - na prawą, to już może chodzić w glorii. Dorocie i Mariuszowi Siudkom (parze łyżwiarzy figurowych i byłym srebrnym medalistom Europy) surowo zaleciłbym, żeby unikali wszelkich podskoków i innego dźwigania się, bo się mogą naderwać. A już na pewno niech wystąpią w ciepłych walonkach, bo nie ma nic ważniejszego niż zdrowie. I wysłałbym drużynę bobsleistów. Co prawda nie ma u nas ani jednego toru bobslejowego, ale co to szkodzi. Dobrałoby się kogoś ze służb odśnieżających w tym roku Polskę. I kazałbym im stanąć na szczycie toru w Salt Lake City i czekać na wiosnę.

Mówiąc to, odszedł czym prędzej do wyznaczania kolejnych ambitnych celów polskich olimpijczyków.

*

Jeżeli jeszcze gdzieś w Polsce jest człowiek, który podobnie jak prezes Włodarczyk nie liczy na medal olimpijski Adama Małysza, proszony jest o jak najszybsze zgłoszenie się do centrali. Czeka ciocia i etat prezesa w Polskim Związku Narciarskim.

W końcu prezes musi się czymś różnić od zwykłych ludzi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.