MŚ w Libercu: Czwarte miejsce Polaków

Nieprawdopodobny skok Japończyka Takanobu Okabe na 135 metr dał Azjatom brązowy medal MŚ w konkursie drużynowym. Kosztem...Polaków!!! Kamil Stoch, Łukasz Rutkowski, Stefan Hula i Adam Małysz byli o włos od sprawienia sensacji. Wygrali Austriacy.

Adam Małysz: Fajnie, że Kuettel wygrał ?

Głośno nikt o tym nie mówił przez całe mistrzostwa, ale każdy kto obejrzał wszystkie treningi na średniej czy dużej skoczni w Libercu po cichu, z lekkim uśmieszkiem niedowierzania mruczał pod nosem słowo "medal". Bo polscy skoczkowie, choć bez błysku, to jednak skakali w Czechach równo i daleko. Mało było kompletnie zepsutych prób, nie były to loty na wygrywanie czy medale indywidualne, ale dawali nadzieję na konkurs zespołowy.

I nikt się nie pomylił. Stoch, Rutkowski, Hula i Małysz skoczyli przynajmniej bardzo przyzwoicie. Gwiazdą dnia i polskiej ekipy był Hula. 23-latek ze Szczyrku skakał jako trzeci z Polaków i...wygrał swoją serię! Poszybował na 127 metr i pokonał m.in. Thomasa Morgensterna. W tym momencie Polacy awansowali z piątego na drugie miejsce. Jako ostatni w naszej ekipie skakał Małysz.

121 metrów w pierwszej serii dało Polakom trzecią lokatę. Wyprzedzili ich jeszcze Norwegowie. - Mam do siebie trochę pretensji o ten skok - kręcił głową najlepszy dotąd polski skoczek. - Kurczę, nie dało dalej odlecieć, choć się starałem. Koledzy byli dziś w mistrzowskiej formie, mnie do niej, niestety, brakowało.

Gdyby Małysz był w optymalnej dyspozycji Polacy byliby w Libercu wicemistrzami świata. I to nie jest ani żart, ani ponura kpina.

Miedzy seriami cała czwórka spotkała się na chwilę w szatni. Za dużo rozmów nie było, chwila radości z tego trzeciego miejsca i obietnica (w duchu), że w drugiej będzie podobnie. - Każdy chciał powtórzyć pierwszy skok, ale nie mówiliśmy o tym, żeby się nie drażnić. Jeden nie wtrącał się drugiemu, każdy po swojemu przygotowywał się do walki o medal - opowiadał Małysz.

Druga seria rozpoczęła się od skoku Stocha. Czwarty zawodnik z małej skoczni wylądował na świetnym - jak się wydawało - 126 metrze. Niestety, tylko się wydawało. Następni skakali dalej - Norweg Bardal powiększył przewagę, a Fin Matti Hautamaeki (131,5 m) zepchnął Polaków z podium.

A potem przyszła druga, decydująca chyba seria. Po skoku Rutkowskiego (123 m) Polacy spadli aż na piąte miejsce, a dystans do podium wydłużył się niemiłosiernie. Po próbie najmłodszego z Polaków zmieniły się warunki na skoczni, przestało wiać w plecy i od razu odbiło się to na odległościach. Cios w bijące z medalową nadzieją polskie serca zadał 38-letni Okabe. 135 metrów zapewniło Japończykom bezpieczną przewagę. Austriacy od samego początku byli poza zasięgiem wszystkich, nikt również nie był w stanie dogonić skaczących równo, choć bez błysku Norwegów - ale na trzecią lokatę nadzieja była. Okabe ją zgasił. - Nie, no, normalnie to tego Okabe trzeba udusić - śmiał się później Małysz.

Trzecia seria spowodowała, że miny jeszcze bardziej nam zrzedły - Czech Jakub Janda, ku uciesze kilkutysięcznej publiczności zepchnął Polaków aż na szóste miejsce. Pozostał skok Małysza.

Widać było, że polski mistrz spiął się w sobie. I...skoczył najdalej ze wszystkich. Lepiej nawet od Gregora Schlierenzauera, który w drodze po bezapelacyjne złoto uzyskał 123 metry. Ale niestety, skok Małysza, nie dał Polsce nic więcej niż czwarte miejsce. I tak najlepsze w historii występów w MŚ. Do brązowego medalu zabrakło 9,1 pkt czyli pięciu metrów i jednej noty wyższej o pół punktu. Dlatego radość była spora, uśmiech duży, choć pomieszany razem z niedosytem.

Ze skwaszoną miną ze skoczni uciekał Harri Olli, który drugim, fatalnym skokiem zaprzepaścił szanse Finów na brązowy medal. To najbardziej przegrany zawodnik MŚ w Libercu - w konkursie na średniej skoczni prowadził po pierwszej serii. A potem spadł na 13. miejsce! Wczoraj pogrzebał szanse drużyny.

Polscy skoczkowie zostawili - sobie i nam - nadzieję. Że medal w drużynie w końcu zdobędą.

Łukasz Rutkowski : Cieszę się, bo to naprawdę dobre miejsce. Ale też szkoda. Niedużo zabrakło. Jest i radość i niedosyt. Wierzyliśmy w jakąś niespodziankę, bo na treningach skakaliśmy dobrze i równo.

Kamil Stoch : Jakbym przed mistrzostwami powiedział komuś: "słuchaj, w Libercu dwa razy będę czwarty to chyba kazałby mi się w głowę stuknąć! A to osiągnąłem, więc bardzo się cieszę. Zabrakło jeszcze jednego takiego skoku, jak miał Stefek. Szczęścia po prostu troszkę... W drugiej serii nie szliśmy do szatni po skoku, tylko czekaliśmy na dole, co będzie. Medal był blisko, ale tego podium jest nam coraz bliżej.

Stefan Hula : Każdy skoczył, ile mógł. Moje oba skoki były dobre, drugi też. Był krótszy, ale jechaliśmy z niższego rozbiegu. Zły byłem, ale tylko na siebie, bo zepsułem parę treningów i nie wystartowałem w konkursie indywidualnym. Nie ma co gdybać, ile zabrakło. Cieszmy się tym, co jest.

Adam Małysz : To, co zrobił Stefek w obu skokach było wyśmienite. Naprawdę, gratuluję mu. Po pierwszym, dobrym skoku, ciężko jest oddać drugi, podobny. A on tego dokonał. To było mistrzostwo. Szkoda mi swojego pierwszego skoku, ale nie miałem szans. Spychało mnie na bulę, próbowałem ulecieć jak najdalej, ale się nie dało. W Sapporo zajęliśmy piąte miejsce, ale tam Robert Mateja zepsuł swój skok i dlatego nie było medalu w drużynówce. A tu walczyliśmy do końca, każdy zasługuje na pochwałę. Choć niedosyt zostanie... No, ale zbliża się olimpiada i zobaczymy, co tam będzie.

Austriacy o przerwaniu skoków: To skandal! - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.