Króla wciąż mamy, królowej też doczekamy?

Piąty tytuł mistrza świata, czwarta Kryształowa Kula - takich radości dostarczył nam Adam Małysz, którego końca sukcesów nie widać

- Na skoczni Miyanomori popłakałem się ze szczęścia. Bo mnie szybciej łzy płyną z radości niż ze smutku. Zawsze chciałem być sportowcem, który po skończeniu kariery nie będzie anonimowy - wykrztusił 30-latek z Wisły po wygranej w Sapporo, gdzie wrócił na szczyt narciarskich skoków.

Mistrz z Kryształową Kulą

Niebywale podniosły był moment, kiedy triumfującego Polaka z nartami w rękach porwali na swoje chude ramiona i oprowadzali po zeskoku Simon Ammann i Thomas Morgenstern. 26-letni Szwajcar to podwójny złoty medalista olimpijski z Salt Lake City i mistrz świata z dużej skoczni w Sapporo. 21-letni Austriak ma dwa złote medale z igrzysk w Turynie (indywidualnie i w drużynie) oraz drużynowe złoto z Sapporo. W tym sezonie jak dotąd zdominował PŚ. W Sapporo obaj okazali uznanie wielkości i niepowtarzalności starszego od nich Małysza. Na skoczni Miyanomori Polak w niebywałym stylu wrócił na najwyższe podium po czterech latach medalowej posuchy.

Wydawało się, że po słabych MŚ w Oberstdorfie w 2005 roku i kiepskiej olimpiadzie w Turynie w 2006 roku Adam spadł z piedestału bezpowrotnie. Choć nikt oficjalnie tego nie powiedział ani nie chciał takiej myśli dopuścić - dla wielu "koniec" Małysza stał się faktem. Tak jak legenda się rodzi, tak i kiedyś się kończy. Ale ta Małysza - trwa. Wielki wojownik i jeszcze większy sportowiec po raz kolejny się odrodził. Ogromna w tym zasługa starszego, sympatycznego, uśmiechem kryjącego zakłopotanie Fina Hannu Lepistö. To wielki wychowawca legendarnego Matti Nykänen wyciągnął zniechęconego Małysza z niebytu.

Lepistö - w rodzinie skoków można go porównać do Leo Beenhakkera, przywrócił Adamowi blask, zmienił system treningowy. Zamiast krótkich zgrupowań i ciągłych treningów wprowadził zasadę: tydzień w domu, tydzień poza nim. Sporo odpoczynku, żadnego pośpiechu, nerwów.

Małysz był pełen obaw, jak dogada się z zimnym Finem, jak będzie przebiegała współpraca z o wiele starszym trenerem, szybko przekonał się, że "to jest to". Lepistö jest jak dobroduszny dziadek, który wszystko już widział, który już wszystko wie, który już wszystko przeżył i który chętnie się tym wszystkim podzieli, ale i wysłucha sugestii. - Moje dni jako trenera są już policzone. Polska to mój ostatni przystanek. Praca z Adamem to wielki zaszczyt. Niewielu trenerów miało przywilej z nim pracować. Cieszę się, że dostałem szansę, by na koniec swojej kariery prowadzić taką sportową osobowość - mówił.

Małysz "odpalił" na początku roku. Wygrał dziewięć z 13 ostatnich konkursów i dogonił Norwega Andersa Jacobsena w PŚ, choć w pewnym momencie tracił do niego już 359 punktów. Kropkę nad i postawił w Planicy, gdzie lata się najdalej na świecie. I gdzie nigdy nie wygrał. No to w marcu triumfował w piątek, sobotę i niedzielę. Na podium stał ze szklącymi się oczami. - Śniegu mi napadało - żartował wtedy.

Łyżką dziegciu w beczce miodu jest stracona - przez Roberta Mateję - szansa na medal w konkursie drużynowym MŚ w Sapporo oraz przedłużające się oczekiwanie na skoki na miarę możliwości Kamila Stocha.

Justyna - nowa królowa?

Rok w biegach narciarskich był wyjątkowy z jednego powodu. Otóż specjalnie dla najlepszej polskiej biegaczki, medalistki olimpijskiej z Turynu, została stworzona specjalna grupa "Team Kowalczyk". Trenerem jest Aleksander Wierietielny. Prywatny sponsor Józef Pawlikowski-Bulcyk z Poronina wykłada pieniądze na jednego z najlepszych serwismenów świata, Szweda Ulfa Olssona. Są samochody, nie ma problemów z dojazdami, przejazdami i sprzętem. Opiekę medyczną zapewnia dr Robert Śmigielski. Efekty przyszły bardzo szybko. Polka już trzy razy w tym sezonie stawała na podium w PŚ.

Kowalczyk należy już do ścisłej, światowej czołówki. Początek 2007 roku miała kiepski - na MŚ dopadła ją infekcja, którą wyleczyła dopiero w czerwcu. W Sapporo nie odegrała większej roli i razem z trenerem przeprosiła za to, że zawiedli. Obiecali jednak poprawę - sezon PŚ Polka skończyła na ósmym miejscu. Teraz ma być już tylko lepiej.

- Przed Justysią jeszcze wiele lat biegania, wiele wielkich imprez i sporo medali do zdobycia. Najpierw jednak musi nauczyć się stawać na podium w zawodach Pucharu Świata, potem przyjdzie czas na mistrzostwa czy igrzyska - mówił po brązowym medalu Kowalczyk w Turynie trener Wierietielny.

Na koniec 2007 roku Polka pokazała, że oswaja się z podium... Jest nadzieja, że już niedługo 24-latka (urodziny 23 stycznia) z Kasiny Wielkiej zostanie polską królową nart.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.