Galernicy przestworzy - ostatni tekst dla Gazety z 14 grudnia 2003

Skoczkowie narciarscy szturmem wdarli się do sportowej arystokracji. Gazety pełne są szczegółów życia prywatnego mistrzów podniebnych lotów, coraz więcej wiemy o podbojach erotycznych Svena Hannavalda, cieszymy się, iż ustatkował się nieco rozrywkowy Andreas Goldberger, z przyganą czytamy o alkoholowych wybrykach Norwega Bjoerna Romoerena etc. Zachwycają nas ich szybkie samochody, ogromne premie pieniężne, media z całego świata ślą za swoimi idolami komentatorów i dziennikarzy, my też nie jesteśmy gorsi, bo mamy swego Małysza, krótko mówiąc - prawdziwe gwiazdy zimowego serialu o największej oglądalności, tacy to mają byczo!

Otóż nie! Przyglądając się temu, co wyprawia z tymi podniebnymi śmiałkami kapryśna, nieprzychylny pogoda w zderzeniu z bezlitosnymi prawami show-biznesu, zaczynam wręcz odczuwać wobec nich coś w rodzaju współczucia. Nie organizatorom, stacjom telewizyjnym i sponsorom, ale im właśnie!! Ileż razy, myślę sobie, można szykować się do zawodów, by za chwilę być wycofanym w pół kroku. Ileż razy trzeba podporządkowywać się żelaznym regułom zawodowego sportu i wypełniać zobowiązania wobec sponsorów nawet wówczas, kiedy odechciewa się wszystkiego, bo nie można stanąć do równej walki - grad, śnieg, deszcze, wichura nie pozwalają. Bilety są jednak sprzedane, prawa telewizyjne również, wiadomo - the show must go on! Na marginesie - gdyby mnie i moich partnerów z drużyny kilka razy, wszystko jedno dlaczego, sędziowie cofali po rozgrzewce do szatni przed decydującym meczem o medalu siatkarskich mistrzostw Europy - chyba bym zwyczajnie oszalał.

To nie żarty. Ostatnie dwa tygodnie Pucharu Świata bardziej chyba niż kiedykolwiek uzmysłowiły wszystkim, jak trudno czasami być gwiazdą, na jakie upokarzające niekiedy kompromisy trzeba schodzić. Jak niewielki dystans dzieli strzeliste, zapierające dech w piersi podniebne dokonania od posępnej roli galerników przestworzy, którzy ani satysfakcji, ani podziwu tłumów nie mają, bo w chmurach, wietrze i deszczu mieć nie mogą. Tylko uparcie robią swoje, bo taką mają robotę.

Ponieważ akurat w grudniu na dziesiątki sposobów odmieniamy słowo "solidarność" - bo minął 13, bo fiasko szczytu w Brukseli, a nam marzy się solidarna Europa - to ja, na swoją skromną miarkę, chciałbym wyrazić najwyższy podziw i wyrazy solidarności z tymi fantastycznymi śmiałkami, którzy z godnością dźwigają i tę pochmurną, ciemniejszą stronę gwiazdorskiego losu. Młodziutki Austriak Thomas Morgerstern, bohater dramatycznego wypadku podczas drugiego konkursu w Kuusamo, miałby w tej sprawie niejedno do powiedzenia.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.