MŚ narciarstwo klasyczne. Mistrzostwa Norwegii z Polką na ogonie

- Jest kiepsko i nie chodzi tylko o rozczarowanie wynikiem. Coś nam nie wyszło - powiedział trener Aleksander Wierietielny po porażce Justyny Kowalczyk z czterema Norweżkami w biegu łączonym. Kamil Stoch zepsuł drugi skok

Ściągnij aplikację Sport.pl i śledź relację na żywo w swoim telefonie z kolejnych biegów MŚ w narciarstwie klasycznym

- Justyna była zmęczona - stwierdził trener Wierietielny. Polka przegrała bieg łączony (7,5 km klasykiem plus 7,5 km łyżwą) nie tylko z Marit Bjoergen (ta wywalczyła dziesiąty w karierze złoty medal MŚ) i Therese Johaug. Na mecie szybsze były także Heidi Weng i Kristin Steira.

Rozstrzygnięcie jest o tyle niespodziewane, że w trzech ostatnich imprezach mistrzowskich w narciarstwie klasycznym Kowalczyk zawsze zdobywała medal w biegu łączonym.

Wydawało się, że do Val di Fiemme przyjechała w wyśmienitej formie. Szczupła, wyszykowana, podbudowana pierwszym i drugim miejscem w biegach PŚ w Davos tuż przed najważniejszą imprezą sezonu. Cztery dni po starcie w Szwajcarii, już we Włoszech, Polka jak błyskawica przeszła eliminacje sprintu klasykiem, od Bjoergen była szybsza o ponad pięć sekund. Później miała najlepsze czasy w ćwierćfinale i półfinale. Wszystko szło zgodnie z planem. Runął w finale - Kowalczyk popełniła błąd, gdy była z tyłu, chciała się przesunąć do przodu, spanikowała i się przewróciła. Na metę przybiegła ostatnia. Była zrozpaczona.

- Od tego sprintu wszystko się zaczęło - mówi trener Wierietielny. - Bardzo mocno przeżyła upadek i potrzebuje czasu, żeby się otrząsnąć. Nie tylko ona, zespół też. Ciężko się pozbierać, ale Justyna podniosła się z kolan na trasie. To ambitny sportowiec, więc bardzo się szarpnęła i dogoniła grupę. Kosztowało ją to wiele zdrowia. W sobotę przed biegiem łączonym narzekała, że wciąż ma "zakwaszone" plecy i nie czuje się najlepiej przed klasykiem, czyli pierwszą częścią biegu łączonego.

Zobacz wideo

Pogratulowała wszystkim Norweżkom. Przyznała, że była od nich słabsza. - Walczyłam bardzo mocno - mówiła. - Po sprincie byłam zawiedziona, bo go zepsułam. W łączonym nie potrafiłam wykrzesać z siebie nic więcej. Moja technika dowolna nie jest perfekcyjna, a jednak utrzymałam się za Norweżkami. Forma z Davos mi nie uciekła. Gdybym uprawiała lekkoatletykę czy pływanie i parę dni przed imprezą główną wygrałabym z najlepszymi rywalkami o pół basenu, to na mistrzostwa przyjechałabym z szerokim uśmiechem i pewnością, że wygram wszystko. W biegach narciarskich jest wiele zmiennych: różne trasy, pogoda, narty itd. Dlatego, jeśli się nie popełniło żadnych głupot na trasie, to wynik trzeba przyjąć z pokorą. Na trasie walczyłam o przeżycie, starczyło na piąte miejsce.

Na MŚ w 2009 i 2011 roku oraz igrzyskach w Vancouver Kowalczyk wywalczyła dziewięć medali. W Val di Fiemme sukcesem będzie jeden.

- Wiadomo, na co od początku się tutaj przygotowywaliśmy - mówiła Justyna. Chodziło jej o sobotni bieg 30 km klasykiem. W finale igrzysk w Vancouver wyszarpała złoto Bjoergen na ostatnich metrach. Z dziesięciu ostatnich biegów na MŚ i igrzyskach Marit wygrała siedem. Kowalczyk, Johaug i Szwedka Charlotte Kalla - po jednym.

- Nie mam żadnych obaw przed sobotnim startem, to będzie bieg klasykiem. W łączonym mieliśmy połowę dystansu łyżwą, a to robi wielką różnicę - mówiła Justyna, która ma wolne od startów do czwartku. Trener Wierietielny zdecydował, że nie pobiegnie we wtorkowej dziesiątce łyżwą. Nie ma sensu się szarpać i narażać na kolejny ból piszczeli, skoro to ostatni start techniką dowolną na MŚ. Kowalczyk nie miałaby szans na medal - argumentował trener, który pracuje z biegaczką od ponad 12 lat.

Zamiast tego będzie trenować na trasach rekreacyjnych, których nie brakuje w okolicy. - W czwartek na drugiej zmianie sztafety "przepali się" na pięciokilometrowej pętli przed sobotą - powiedział trener. - Ważne, by dbała o zdrowie. Już ma kaszel. Mówi, że po sprincie bolało ją gardło, ale taki powysiłkowy kaszel powinien ustąpić po kilku godzinach. A trwa już dwa dni. Obawiam się, że tak jak te mistrzostwa zaczęliśmy, tak samo możemy skończyć.

- Trener nie panikuje, on tak czasami myśli - uśmiechała się Kowalczyk. - Na szczęście na razie jestem zdrowa i mam nadzieję, że tak zostanie. Mam nadzieję, że na samym końcu nie zawiedzie psychika.

Z zupełnie innych powodów niż Justyna medal przegrał Kamil Stoch.

Rywale nie byli od niego zdecydowanie lepsi, ale lider reprezentacji nie sprostał wyzwaniu w konkursie na skoczni HS 106. Skok treningowy miał rewelacyjny, po pierwszej serii wyprzedzał go tylko Norweg Anders Bardal. W drugim skoku Stoch popełnił jednak niewielki błąd i spadł na ósmą lokatę. Tytuł zdobył Bardal. - Kamil popełnił błąd, który zdarzał mu się tutaj na pierwszych treningach. Spóźnił odbicie, a po wyjściu z progu przykurczył górną część ciała. Zaczęło go skręcać i musiał walczyć o każdy metr. W takich sytuacjach zwykle jest problem z lądowaniem i tak było tym razem - mówił trener kadry Łukasz Kruczek. - Traktuję to jak potknięcie, które bardzo dużo kosztowało.

W tym sezonie jego podopieczni skaczą lepiej niż w poprzednim. Od grudniowych zawodów w Engelbergu punkty PŚ regularnie zdobywa czterech skoczków, a bywało, że więcej. Jeszcze kilka lat temu oprócz Adama Małysza nie punktował nikt. Zdarzało się, że Polacy przepadali w kwalifikacjach.

Teraz Stoch jest piąty w klasyfikacji generalnej PŚ z szansami na podium na koniec sezonu. Maciej Kot kręci się blisko czołowej dziesiątki. Piotr Żyła, Dawid Kubacki czy Krzysztof Miętus lądują w drugiej bądź trzeciej.

- Nie ma tylko wisienki na torcie, czyli zwycięstw. Jesteśmy tego świadomi. Być może brak takich sytuacji miał wpływ na konkurs w Predazzo? Ale sezon się jeszcze nie skończył - mówił Kruczek. - To się w końcu ziści.

W czwartek zawody indywidualne, w sobotę konkurs drużynowy na dużej skoczni.

Zobacz wideo

Z biegu na 10 km zrezygnowała Justyna Kowalczyk ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.