Skoki narciarskie na rozdrożu

Międzynarodowa Federacja Narciarska chce wprowadzić od nowego sezonu zmiany w regulaminie, które ,mają poprawić bezpieczeństwo. - Niektóre przepisy są durne i nie powinno ich się wdrażać, a często nie pyta się nas o zdanie a jedynie je komunikuje - mówi Adam Małysz. Podobnego zdania jest wielu skoczków. Jeśli ich głos nie zostanie wysłuchany, może dojść do wzorowanego na amerykańskich lock-outach strajku zawodników.

Dzięki trwającej od sześciu lat współpracy związku z firmą Lotos, PZN prowadzi swój sztandarowy projekt "Narodowego Programu Rozwoju Skoków Narciarskich". Firmie zależy na promocji, a taką dają jedynie sukcesy na międzynarodowych imprezach. W tym roku nie było ich mało, ale wszyscy spodziewali się medalu drużynowego podczas mistrzostw świata w lotach w Planicy. Zajęcie czwartego miejsca, kilka lat temu traktowano by jako sukces, tym razem odebrane zostało jako porażka. - Poczekamy jeszcze cztery lata, by drużyna też osiągnęła lepszą pozycję. Stać nas na to by lepiej wyglądać - uważa Paweł Olechnowicz, prezes zarządu grupy Lotos.

Sukces polskich skoków zależny jest jednak dalej od formy Małysza. Ten na razie deklaruje chęć występu w najbliższym sezonie. - Mam cichą nadzieję, że z tego roku zrobią się dwa, a potem może nawet cztery. Jeśli uda się zorganizować w 2015 mistrzostwa w Zakopanem będziemy namawiać Adama do występu - mówił podczas podsumowania sezonu 2009/10 Apoloniusz Tajner, prezes PZN.

Decyzja Małysza zależeć może od tego, w jaką stronę pójdą skoki. W tej chwili zawodnik nie ukrywa, że nie jest usatysfakcjonowany nowymi pomysłami Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. FIS ma zamiar skrócić narty względem wysokości skoczka oraz wprowadzić ograniczenie w myśl, którego kombinezony nie będą mogły być nie tylko szersze ale i węższe niż 6 cm. - Skracają nam narty, zwężają kombinezony, wszystko idzie teoretycznie w kierunku bezpieczeństwa, a widzieliśmy ostatnio na mamucie w Planicy szybkości 106 km/h, jeszcze rok temu nie przekraczała 100. Gdzie tu jest bezpieczeństwo? Wydaje mi się, że wielu zawodników jest podobnego zdania i trzeba będzie z tym coś zrobić. Tak nie może być, że trzyma się nas na odległość od tych decyzji. Mamy przedstawiciela - Andreasa Kuettela, ale jego pozycja jest niedopracowana i niewiele może zrobić - uważa Małysz.

W tej sytuacji głos skoczków zostaje przez FIS pominięty. Jeśli propozycje przejdą przez komisję ds. skoków, zdominowany przez przedstawicieli sportów alpejskich kongres przyjmie je bez mrugnięcia. Tajner również jest przeciwny takiej formie wprowadzania regulacji, ale zdaje sobie sprawę z bezsilności względem FIS. - Najbardziej wiążąca jest opinia tych którzy cierpią na skoczniach i się na tym znają, ale nasze zdanie nie ma znaczenia. Kongres kilkukrotnie blokował decyzje generalne, a to o czym mówimy to są szczegóły. Jeśli przejdą na poziomie komisji to kongres tego nie zatrzyma bo tam delegaci się na tym nie znają. Wprowadzanie ograniczeń jest beznadziejne. Zespoły będą musiały wozić ze sobą krawców, my właściwie trenerów do tego szkolimy - tłumaczy prezes PZN.

Na razie opinie zbiera Kuettel, który chce przedstawić je na kongresie. Zawodnicy liczą, że pojawią się wtedy chętni do dyskusji. Może jednak dojść nawet do, wzorowanego na amerykańskich lock-outach, strajku skoczków. - Już raz tak było, że na skoczni Vikelsund podczas mistrzostw w lotach, że zeszliśmy z rozbiegu bo warunki były tak niebezpieczne. Techniczny poprosił nas o spotkanie, kilku zawodników poszło na nie i dostali odpowiedź, że kto chce startować na rozbieg - wspomina Małysz. - Nie pamiętam, by decyzje FIS-u były dla nas korzystne. Wprowadza się tylko ograniczenia, które wymuszają na nas wielkie zmiany. Niektóre przepisy są durne i nie powinno ich się wdrażać, a często nie pyta się nas o zdanie a jedynie je komunikuje.

Hannu Lepistoe sprawdza nowe narty dla Adama Małysza ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA