Skoki narciarskie. Rafał Kot: Raw Air wymaga końskiego zdrowia, psychiki mistrza oraz świetnego fizjoterapeuty

Mata magnetyczna, laser, ultradźwięki - te rzeczy mogą się okazać kluczowe w startującym w piątek w Norwegii 10-dniowym maratonie skoków narciarskich Raw Air. O pułapkach zastawionych na zawodników w Oslo, Lillehammer, Trondheim i Vikersundzie rozmawiamy z byłym fizjoterapeutą kadry, Rafałem Kotem. Relacja na żywo z piątkowego prologu w Oslo w Sport.pl o godz. 17

Obserwuj @LukaszJachimiak

Skoczkowie chwilę odpoczęli po mistrzostwach świata w Lahti i wracają do rywalizacji w Pucharze Świata. Sezon skończą maratonem. Od 10 do 19 marca będą startować codziennie w Norwegii. W tym czasie odbędą się cztery konkursy indywidualne i dwa drużynowe, ale do klasyfikacji Raw Air zostaną wliczone jeszcze serie kwalifikacyjne. Te będą nazywane prologami. Na łączną notę zawodników w pierwszej edycji turnieju złożą się wyniki ze wszystkich kwalifikacji/prologów oraz konkursów indywidualnych w Oslo, Lillehammer, Trondheim i Vikersundzie. Liczone będą też indywidualne wyniki każdego skoczka osiągnięcie w zawodach drużynowych w Oslo i Vikersundzie. Kilka dni po Raw Air - od 23 do 26 marca - na finał sezonu skoczkowie zjadą do Planicy, gdzie odbędą się dwa konkursy indywidualne i jeden drużynowy.

Łukasz Jachimiak: przez sześć lat był Pan fizjoterapeutą kadry naszych skoczków, ale z takim wyzwaniem jak Raw Air się Pan nie mierzył - jak zawodnicy mają znieść norweski turniej?

Rafał Kot: Nasi są przygotowani do całego sezonu, w tym do Raw Air. Stefan Horngacher dawno temu ujął ten turniej w swoim programie. Ale nie będę się wymądrzał, przekonując, że nic nas nie zaskoczy. Jestem ciekaw, jak chłopaki to wytrzymują. Na pewno w historii skoków nie było tak trudnej imprezy. Tu będzie trzeba skakać przez 10 dni z rzędu, a mamy marzec, czyli końcówkę sezonu. Bardzo męczącego, z Turniejem Czterech Skoczni, z mistrzostwami świata i z poprzedzającym je dłuższym niż zwykle pobytem w Azji, co wszystkich zmusiło do zmiany stref czasowych. Raw Air zapowiada się na imprezę ekstremalną.

Współczuje Pan Łukaszowi Gębali, który jest teraz fizjoterapeutą naszej kadry?

- Na pewno jestem w stanie sobie wyobrazić, jak dużo będzie miał pracy. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy, on będzie bardzo zmęczony tym turniejem. Ale jest na tyle doświadczonym i dobrym fizjoterapeutą, że sobie poradzi. Zwłaszcza że dostanie pomoc od doktora Aleksandra Winiarskiego.

Co tak naprawdę obaj mogą zrobić, żeby pomóc skoczkom?

- Każdy wie, że fizjoterapeuta robi masaże, ale chyba jeszcze ważniejsze jest, by zadbał o odpowiednią suplementację diety. Zakwasy są procesem biochemicznym. Masaż może przyspieszyć resorpcję tego procesu, ale jeżeli dołożymy do niego odpowiednią suplementację, odpowiednio zbilansowane płyny z elektrolitami, to przyspieszymy wszystko razy dwa.

Dużo sprzętu wożą ze sobą sztaby medyczne skoczków?

- Trochę tego jest. Ja zawsze zabierałem ze sobą laser, matę magnetyczną, ultradźwięki. To podstawowe sprzęty. Poza masażem zapewniają relaksację, laser i ultradźwięki przydają się też do leczenia urazów. Oby w Norwegii były w użyciu jak najrzadziej, ale nie mam złudzeń - będą potrzebne. Dla wszystkich zawodników przyjdą tam gorsze chwile. Nawet ci z końskim zdrowiem i mistrzowską psychiką będą potrzebowali sporo szczęścia, żeby przetrwać Raw Air w dobrym stanie. Na Titanicu wszyscy byli przecież zdrowi, ale szczęścia im zabrakło.

W turnieju normą będzie skakanie kilka godzin po podróżach. Godzinka na takiej macie pomoże się choć trochę zregenerować?

- Skoro regeneracja będzie bardzo krótka, to będzie też bardzo ważna. Każdą godzinę trzeba będzie wykorzystać maksymalnie. Horngacher o to dba, wpoił chłopakom, jak to robić. Muszą być ciągle skoncentrowani i dobrze nastawieni psychicznie. Obok zmęczenia fizycznego presja psychiczna będzie potworna. Zawody codziennie, wszystko się liczy, nie można sobie pozwolić na żaden słabszy skok, bo regulamin mówi, że kwalifikacje to prologi i noty z nich liczą się tak jak te z zawodów. Obciążenie będzie wielkie.

Nasi skoczkowie są w o tyle dobrej sytuacji, że sporo w tym sezonie wygrali. Dla tych, którzy mają słaby sezon Raw Air będzie turniejem na dobicie?

- Oczywiście, niektórych czeka wielka męczarnia, niektórzy już nawet z niej zrezygnowali [w Oslo nie pojawił się czwarty w klasyfikacji generalnej PŚ Domen Prevc, który zgubił formę i przedwcześnie wyjechał z MŚ w Lahti]. My mamy zawodników dobrze przygotowanych, zdrowych, podbudowanych sukcesami. Im ten turniej będzie łatwiej znieść. Maciek był teraz przez kilka dni w domu, widziałem, że jest nastawiony optymistycznie. Cieszył się bardzo ze złota MŚ w drużynie, ale od razu nam zaznaczył, że na świętowanie będzie czas dopiero po sezonie. Nasi zawodnicy są gotowi, żeby walczyć o najwyższe miejsca w kolejnej imprezie tej zimy.

Zobacz wideo

Organizatorzy Raw Air chcieliby przyćmić Turniej Czterech Skoczni. Historii i wyjątkowego czasu rozgrywania imprezy Niemcom oraz Austriakom mogą tylko pozazdrościć, ale tam jest osiem punktowanych serii, tu aż 16, skala trudności jest dwa razy większa?

- To jest Turniej Czterech Skoczni do kwadratu. I dlatego, że serii punktowanych jest dwa razy więcej, i z tego powodu, że w TCS pierwsza "10" może sobie pozwolić na odpuszczenie kwalifikacji, czyli może odpocząć, a tu nie.

Dla fizjoterapeutów Turniej Czterech Skoczni był do tej pory najtrudniejszym punktem w kalendarzu?

- Tak, zawsze był bardzo intensywny. Trzeba było się natrudzić, żeby zapewnić zawodnikom odpowiednią regenerację, relaks, masaże, zabiegi fizykoterapeutyczne. Równie trudno było jeszcze tylko na koniec sezonu, w Planicy. Tam zawsze wychodziło zmęczenie. A do tego skocznia jest bardzo duża, dużo dłuższe są najazd i faza lotu, dlatego napięcie mięśni jest dużo większe. Jak się to skumuluje z faktem, że zawodnik ma w nogach kilkadziesiąt startów, a w głowie myśl, że to ostatni weekend, to robi się ciężko.

Tym razem mamy ostatnie dwa tygodnie sezonu z Turniejem Czterech Skoczni do kwadratu, który się skończy trzema dniami lotów na największej skoczni świata w Vikersundzie, a kilka dni później będą cztery dni lotów w Planicy. Szaleństwo?

- Trudno to nazwać inaczej. Na zawodników zrzucono wszystko, co najtrudniejsze. Nikt nie wie, jak oni to zniosą. Jestem w miarę spokojny o naszych. A inni? Jakieś dramaty na pewno zobaczymy. Myślę nawet, że już w Norwegii zapadną wszystkie rozstrzygnięcia, że przed Planicą będzie pozamiatane.

Na sześć indywidualnych konkursów przed końcem sezonu Kamil Stoch w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata wyprzedza Stefana Krafta o 60 punktów. W Norwegii odbędą się cztery indywidualne starty - spodziewa się Pan, że to wystarczy, by rozstrzygnęła się walka o Kryształową Kulę?

- Myślę, że w Planicy już wyścigu Kamila z Kraftem nie będzie.

Kamil się obroni?

- Chciałbym.

Rozumiem to jako "boję się, bo Kraft jest bardzo mocny".

- Tak, będzie bardzo ciężko, bo Austriak jest na fali. Ale większe szanse wytrzymania Raw Air daję Kamilowi.

Dlaczego?

- Bo jest bardziej doświadczony i naprawdę świetnie przygotowany.

Pamięta Pan, że Kraft nie schodzi z podium od 29 stycznia? W Pucharze Świata na "pudle" był siedem razy z rzędu, na MŚ w Lahti wygrał oba indywidualne konkursy, najwyższą notę miał też w "drużynówce". Z drugiej strony Austriak przechodził kryzys podczas Turnieju Czterech Skoczni, w drugiej części przegrał z chorobą.

- No właśnie. Moim zdaniem Kamil jest mocniejszy psychicznie, a to w najbliższych dniach będzie bardzo ważne.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.