Apoloniusz Tajner, prezes PZN: Zacznijmy od tego, że to wszystko, co sobie trener Hankus zaplanował, mógł w tym sezonie zrealizować. Mógł wysyłać zawodniczki na te zawody, w których chciał, żeby wystartowały. Nie słyszałem o jakichś jego planach, które nie doszłyby do skutku. Ale mistrzostwa świata to już jednak inny przypadek. Panie trenerze, powiem szczerze: przecież nie o to chodzi, żeby przyjeżdżać po siódme, ósme miejsce w konkursie mieszanym, tylko o to, żeby te dziewczyny były w przyszłości gotowe walczyć o bardzo dobre miejsca. A do tego nie jest im potrzebny wyjazd na mistrzostwa świata, tylko lepsze przygotowanie. Trzeba wzmocnić dziewczyny psychicznie, trzeba postawić na zbijanie kilogramów. Startowały na mistrzostwach świata juniorów. Gdyby były bliżej najlepszych poziomem, to dalibyśmy im szansę.
- Nie mówię o miejscach, tylko o poziomie, o tym żeby dziewczyny nie traciły już do najlepszych piętnaście metrów. Niech się zbliżą do elity. W tym roku ich start jeszcze nie miał sensu. Ale za rok już może mieć, pojawiły się kolejne dwie zawodniczki, będzie rywalizacja. Ale trzeba jeszcze popracować, zadbać przede wszystkim o odpowiednią masę ciała. Otwiera się szansa w sezonie olimpijskim. Ale trzeba być gotowym, by ją wykorzystać. Uznaliśmy, że w Lahti było na to jeszcze za wcześnie. To nie był problem finansowy, ani problem planowania.
- Nie, ja powiedziałem jasno, że poziom jest zbyt niski, dziewczyny nie pokazały w mistrzostwach świata juniorów, że dystans do najlepszych zmniejszyły i dlatego uważam, że nie czas jeszcze na tak wielką imprezę.
- Ale dlaczego? Dlatego że mogliśmy być w ósemce podczas konkursu drużyn mieszanych? Dla tego siódmego, ósmego miejsca?
- Jeśli dziewczyny naprawdę marzą, to wiedzą od czego muszą zacząć. One też muszą pokazać, że traktują to zajęcie poważnie, a wtedy my będziemy mieć pewność, że warto dla nich więcej robić. Są bardzo dobrze wyszkolone technicznie, gotowe do dobrego skakania. Ale muszą być lżejsze, nie ma dyskusji. Cieszę się, że mamy w związku Adama Małysza, on się bardzo chce tym zająć i wie jak to zrobić. Naprawdę czujemy szansę na przyszłość.
- A czy to byłoby naprawdę fair i po sportowemu, gdyby Polki zostały wysłane i zajęły tutaj w konkursie mieszanym to siódme, ósme miejsce, dzięki temu że mamy takich mocnych chłopaków? Bo tak by wtedy było. To chłopcy wyskakaliby tym dziewczynom dobre miejsce, stypendialne. To nie byłaby zasługa naszych zawodniczek. I ja bym się obawiał, czy to nie będzie sygnał, że dobrze jest jak jest, niczego nie trzeba zmieniać. Czy ich nie zepsujemy w ten sposób. Ja uważam że trzeba jeszcze dużo zmienić, z myślą o przyszłości, a nie wysyłać sygnał, że wszystko jest ok.
- Bo mamy już pomysł, a Adam ma chęci, żeby tego doglądać. To naprawdę są dziewczyny gotowe technicznie do skoków po dobre miejsca. Ale trzeba dopilnować tych spraw o których mówiłem. Adam jest chętny do pomocy. Stefan Horngacher i jego sztab też chętnie pomogą. Trzeba tylko z tego korzystać. Ja już kadrę w kombinacji norweskiej do tego zachęcam. Trenera Hankusa też. Nie narzekajmy, tylko działajmy.
- A dla mnie to jest inna sytuacja. Maciek Kot jeździł, bo wielki trener, Hannu Lepistoe, dostrzegł w nim talent i determinację, zobaczył perspektywy. Tak jak Pavel Mikeska kiedyś uznał, że wielkim skoczkiem zostanie Adam Małysz, a nie Wojciech Skupień, nawet jeśli to nie wynikało wówczas z wyników. Dajmy sobie i tym dziewczynom jeszcze trochę czasu. Przybyły im teraz dwie konkurentki. Niech rywalizują i nabiorą determinacji.