Puchar Świata w Wiśle. Rafał Kot: Horngacher wszystkiego pilnuje

- Swoje trzeba wywalczyć, Tandemu miejsce na podium się należało - mówi Rafał Kot. Były fizjoterapeuta kadry polskich skoczków nie chce roztrząsać błędu sędziów, którzy w Bischofshofen źle zmierzyli odległość Norwega, przez co to Tande, a nie Maciej Kot zajął trzecie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni. - Hannu Lepistoe dzwonił do mnie z gratulacjami i mówił, że czas Maćka dopiero przyjdzie - dodaje ojciec skoczka. Czy już w polskich konkursach Pucharu Świata? W piątek w Wiśle od godz. 18 kwalifikacje. Relacja na żywo w Sport.pl

Obserwuj @LukaszJachimiak

Łukasz Jachimiak: stęsknił się pan za skokami?

Rafał Kot: Pewnie, że tak. Dla nas, kibiców, kolejny konkurs Pucharu Świata mógłby się odbyć już dzień po Bischofshofen. Ale chłopakom tydzień odpoczynku bardzo się przydał. Trener Stefan Horngacher poprosił, żeby się po turnieju wyciszyli. Mieli odpocząć. I dobrze, bo gdyby się udzielali na prawo i lewo, to kłóciłoby się to z tym, że mają się zregenerować przed polskimi konkursami. Gdyby byli dostępni dla mediów, to przecież by nic innego nie robili, tylko rozmawiali.

Trener postanowił zawodników nie tylko wyciszyć, ale też "wygłodzić". To dobrze, że w piątek w Wiśle minie tydzień od ostatnich skoków, jakie oddali?

- Ze skokami wszystko jest dobrze, nie było potrzeby robić zajęć na skoczni, więc w takiej sytuacji warto było złapać trochę świeżości i głodu skakania. Oczywiście zawodnicy trenowali, ale zajęcia były zindywidualizowane. Ci ze Szczyrku i Wisły ćwiczyli razem, ci z Zakopanego też. Spotykali się na salach.

Do Maćka dotarło, że Daniel Andre Tande w rundzie finałowej w Bischofshofen najpewniej wylądował nie na 117. metrze, jak zmierzono, tylko o około pięć metrów bliżej, i że gdyby nie błąd sędziego, to Norweg byłby w końcowej klasyfikacji TCS czwarty, a pański syn trzeci?

- Nie ma co tego roztrząsać, bo to jest rzecz nie do cofnięcia. Tu jest tak jak z meczami piłkarskimi, o których się rozmawia po fakcie. Dużo się czasem mówi, że na wynik wpłynął niesłusznie podyktowany karny czy gol, który padł ze spalonego. Szkoda na to nerwów. U nas można zrobić poprawkę, ale natychmiast, w ciągu kilkunastu minut po konkursie. Teraz nie mamy już o czym dyskutować.

Najlepiej chyba trzymać się tego, co na gorąco mówił Maciek - że Tande miał pecha i że na podium TCS chciałby wskoczyć dzięki swoim wynikom, a nie dlatego, że rywal miał problemy ze sprzętem.

- Oczywiście, żaden ambitny zawodnik nie cieszyłby się w pełni, gdyby tylko czemuś takiemu zawdzięczał miejsce na podium. A już na pewno zupełnie by się nie cieszył, gdyby teraz na papierze przyznano mu wyższą pozycję. Swoje trzeba wywalczyć. Tandemu miejsce na podium się należało. Skakał w turnieju bardzo dobrze, nawet mnie cieszy, że jeden pechowy skok nie zniweczył całkiem jego dorobku.

Skoro on skakał bardzo dobrze, to jakimi słowami opisze pan postawę naszych zawodników?

- Oni skakali zaskakująco dobrze (śmiech). Nie spodziewałem się aż tak wielkich wyników. W każdej rozmowie przed turniejem podkreślałem, że nie będzie można zepsuć żadnego skoku i obawiałem się czy naszym chłopakom uda się utrzymać najwyższą dyspozycję przez te wszystkie dni na wszystkich skoczniach. Kamil z roli faworyta wywiązał się w stu procentach i to nie jest zaskoczenie, ale Piotrek i Maciek sprawili niespodzianki.

Jak będzie teraz w Wiśle i za tydzień Zakopanem? Forma chyba nie ucieknie?

- Ciężko cokolwiek powiedzieć, bo jest tak, że u siebie się chce wygrać za wszelką cenę. Dla kibiców, dla siebie, żeby błysnąć przed nimi. To jest dodatkowa presja. Myślę, że nasi już umieją sobie z tym radzić. Bardziej się martwię pogodą. W Wiśle warunki mają być bardzo loteryjne. Wszystkie prognozy pokazują, że będzie wiało, nawet jeszcze mocniej niż w Innsbrucku, gdzie rozegrano tylko jedną serię. Nadzieja w tym, że w górach pogoda zmienia się szybciej niż gdzie indziej. Może jakoś ten wiatr przejdzie bokiem. Ale jak będzie wiało, to będzie loteryjnie, jak w Innsbrucku, gdzie podium wyglądało najdziwniej w sezonie.

Skoro mówimy o Innsbrucku, to proszę powiedzieć czy Maciek opowiadał panu o ostrej reakcji trenera Horngachera w dniu treningów i kwalifikacji?

- Nie wiem co się stało, ale znam podejście Stefana do zawodów. Jest bardzo dobre - do wszystkich startów skoczek ma być maksymalnie skoncentrowany, dopiero później ma być do dyspozycji mediów. To bardzo słuszna strategia.

Po kwalifikacjach grupka polskich dziennikarzy rozmawiała z Maćkiem, gdy po pięciu minutach trener do nas podszedł i przerwał wywiad, w nerwach używając nawet najbardziej popularnego polskiego przekleństwa. Z jednej strony to dziwi, z drugiej chyba pokazuje, że trener myśli za zawodnika, że nie pozwala go męczyć?

- Dokładnie o to chodzi, Horngacher wszystkiego pilnuje. Czasem jak jest sukces, to zainteresowania mediów jest trochę za dużo. Każdy chce coś nagrać, a trener musi uważać, żeby zawodnik nie przesadził, żeby miał wolną głowę.

Hannu Lepistoe wspominał w rozmowie ze Sport.pl, że wymieniliście uwagi po Turnieju Czterech Skoczni. Fin zadzwonił do pana z gratulacjami?

- Tak, był bardzo zadowolony, mówił, że widzi, że Maciek jest mocny i że ciągle jeszcze wszystko w tym sezonie przed nim. Cieszy się, bo Maciek to jego sportowy wnuk. To Hannu bardzo mocno przekonywał i w końcu przekonał prezesa Tajnera, by mój syn zadebiutował w Pucharze Świata już jako 16-latek. Teraz w Maćka wierzy jak my wszyscy, którzy Maćkowi kibicujemy. A skoro on mówi, że mój syn będzie jeszcze mocniejszy i że jego czas dopiero przyjdzie, to trzeba nam na to cierpliwie czekać.

Zobacz wideo

Poznajcie piekną i wysportowaną dziewczynę Macieja Kota!

Copyright © Agora SA