Turniej Czterech Skoczni. Sędzia Guńka: Stoch dostaje najwyższe noty, bo zasługuje. Oby tak było też w Austrii

- Kamil ma to, czego innym brakuje: w powietrzu zamiera w bezruchu. Kraftowi prawie zawsze za tę fazę skoku dawałbym pół punktu mniej niż Stochowi - mówi Ryszard Guńka. Polski sędzia międzynarodowy nie dziwi się, że w dwóch pierwszych konkursach 65. Turnieju Czterech Skoczni najwięcej punktów od arbitrów dostał Stoch. Wysokim notom Polak zawdzięcza prowadzenie w imprezie

Obserwuj @LukaszJachimiak

Łukasz Jachimiak: Kamil Stoch 57,5 i 57,5 oraz 56,5 i 56,5 - domyśla się pan, co to za liczby?

Ryszard Guńka: oczywiście, to noty, jakie Kamil dostał od sędziów w konkursach w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen. Uważam, że wysokie i zasłużone.

Z noty 591,2 pkt wypracowanej w tych startach Stoch od sędziów dostał w sumie 228 punktów. O dwa więcej niż Stefan Kraft, który traci do niego 0,8 pkt na półmetku Turnieju Czterech Skoczni, o trzy więcej niż Daniel Andre Tande, trzeci w TCS. Polak jest najwyżej oceniany ze wszystkich zawodników. To rzadka sytuacja, warta zauważenia.

- Zgadzam się, że rzadka, choć Kamil będąc w swojej najwyższej formie już dostawał najwyższe noty. Tak było w obu olimpijskich konkursach w Soczi. On w optymalnej dyspozycji jest czysty technicznie i ma bardzo czyste lądowanie.

Ale bywało i tak, że przez noty przegrywał, np. z Kraftem. Austriak to równie dobry stylista?

- Bardzo dobry, w ogóle trudno powiedzieć, że ktoś ze ścisłej czołówki skacze brzydko. Ale Kamil ma to, czego innym brakuje - on w powietrzu praktycznie zamiera w bezruchu, nie robi żadnych przyruchów, jest przeciągnięty, panuje nad nartami, wszystko idzie płynnie. Kraft też leci ładnie, ale jemu prawie zawsze za tę fazę skoku dawałbym o pół punktu mniej niż Stochowi. Choć oczywiście najważniejsze są elegancki telemark i spokojny odjazd. Na to się patrzy szczególnie, bo przy takich skokach jak 143 m Kamila w Ga-Pa lądowanie telemarkiem jest naprawdę wyczynem.

Czego brakuje Stochowi do not marzeń, czyli "20"?

- Jedna narta troszkę mu przez cały lot wisi, bywa, że przy lądowaniu troszkę ta narta mu kantuje, tak jak w drugiej serii w Ga-Pa. Tego nawet czasem w telewizorze nie widać. Ale z wieży sędziowskiej da się zauważyć.

Jak to, przecież narzekacie, że wieże na skoczniach są przestarzałe i widzicie z nich za mało?

- Ale widzimy plecy, bo jesteśmy dość wysoko. Lądowanie przy nowym systemie wiązań jest dla zawodników niekomfortowe, bo jest bardzo krótki sznurek. Oni chcą zrobić wypad ładnie, z kolanem, no i bywa, że wtedy kantuje im narta albo troszkę odjeżdża na bok. Przy dawnym typie wiązań tego problemu nie było. My z wieży to wyłapujemy, bo wieża sędziowska jest przeważnie umieszczona między 60. a 80. metrem. Stamtąd widać czy lądowanie jest za szerokie, jeśli chodzi o tyły, czy narta kantuje. To możemy dobrze ocenić. Ale bywa, że dwie skocznie mają jedną wieżę, więc jest ona bardzo oddalona. Tak jest np. w Lillehammer. Tam jeszcze dodatkowo czasem pojawia się mgła i są bardzo duże problemy, żeby wszystko dobrze zobaczyć. Niby wprowadzili nam monitory do oglądania powtórki telemarku, ale te monitory nie zawsze działają, co któryś skok się zacinają i trzeba uwierzyć swojemu odczuciu i doświadczeniu.

W Innsbrucku i Bischofshofen wieże są dobrze ustawione?

- W Innsbrucku trochę przeszkadza kolejka. Ale generalnie nie ma co narzekać, tam wszystko da się dobrze zobaczyć.

Nie boi się pan, że w Austrii Stoch może jednak dostawać niższe noty od Krafta, bo sędziowanie będzie trochę pod faworyta gospodarzy mającego dobre widoki na wygranie imprezy?

- Sędziowie powinni być niezależni, austriacki sędzia będzie tylko jeden.

Polskiego nie będzie ani jednego?

- Nie będzie. W tym roku mamy dużo sędziowań na całym świecie, na początku Pucharu Świata byliśmy praktycznie wszędzie, będziemy też na mistrzostwach świata w Lahti, gdzie będzie nas reprezentował Kazimierz Bafia, już wiemy, że będziemy również za rok na igrzyskach olimpijskich w Pyeongchang, gdzie pojadę albo ja, albo pojedzie Tadeusz Szostak. Na pewno lepiej by było, gdybyśmy w Innsbrucku i Bischofshofen mieli swojego człowieka. Wiem, że tłum ludzi, tysiące gardeł i flag za Austriakami którzy zawsze walczą o zwycięstwo to problem dla sędziów. Takie rzeczy jednak trochę na nas wpływają. Ale wierzę, że Kamila nie skrzywdzą, że dalej będzie doceniany jak w niemieckiej części turnieju. W ogóle widać, jak nasi popracowali nad techniką, bo wysokie noty dostają i Żyła, i Kot, i Hula, i Kubacki.

Myśli pan, że noty sędziowskie w tej edycji TCS mogą się okazać tak ważne, jak w sezonie 2005/2006? Wtedy Janne Ahonen był w sumie lepszy od Jakuba Jandy o 2,5 metra, a ostatecznie obaj zostali zwycięzcami, bo Czech dostał od sędziów o 4,5 pkt więcej.

- Janda wtedy dostawał nawet "20", idealnie się wykładał na nartach, przepięknie lądował, to był ideał. I z dynamiką, i ze stylem. Nikt nie miał do sędziów pretensji. Generalnie my się co roku na wiosnę spotykamy, analizujemy wszystko, omawiamy każdą idealną notę. Zdarzają nam się błędy, ale nie karygodne. Trenerzy i zawodnicy zbyt wiele pretensji do nas nie mają. Problem jest w sumie tylko z takimi skoczkami, którzy oszukują przy lądowaniu. Niektórzy się na to nabierają. Na szczęście w Oberstdorfie i Ga-Pa nie widziałem takich ewidentnych pomyłek. Proszę zauważyć, że w Garmisch-Partenkirchen Markus Eisenbichler dostał w drugiej serii po 17 i 17,5 punktu, mimo że skakał u siebie. Dostał tyle, bo na tyle sobie zasłużył. Oby tak sprawiedliwie było do końca.

Sport 2017. Co nas czeka w tym roku?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.