PŚ w skokach: Polacy w Engelbergu poskaczą jak natchnieni?

Skocznia w Engelbergu kojarzy się polskim kibicom ze znakomitym weekendem w sezonie 2013/2014, w którym nasi skoczkowie odnieśli dwa zwycięstwa. Kibice czekają na powtórkę.

Polscy skoczkowie zaliczyli w tym sezonie najlepszy start w historii swoich występów Pucharze Świata. Najlepiej widać to po klasyfikacji Pucharu Narodów, w której nasi zawodnicy potrzebowali zaledwie sześciu konkursów, by osiągnąć połowę swojego dorobku z całego zeszłego sezonu. Tymczasem w ostatnich chudych latach polscy kibice w utęsknieniem czekali na zawody w Engelbergu, które od kilku sezonów są synonimem zwyżki formy biało-czerwonych. Zastanawiamy się, czy w tym stwierdzeniu jest choćby ziarenko prawdy.

Najlepszy weekend w historii

Skocznia Titlis w Engelbergu od wielu lat uznawana jest w Polsce za obiekt, na którym polscy skoczkowie rozpoczynają marsz w górę klasyfikacji Pucharu Świata. Już Adam Małysz pięciokrotnie stawał tam na podium, a to co się stało w sezonie 2013/2014 przerosło oczekiwania wszystkich. Zwycięstwo i wyrównanie rekordu skoczni w wykonaniu Jana Ziobry i drugie miejsce Kamila Stocha, było drugim w historii przypadkiem, w którym polscy skoczkowie ustrzelili dublet w Pucharze Świata. Tuż za nimi na szóstym i siódmym miejscu znaleźli się Piotr Żyła i Klemens Murańka. Punkty zdobywali także Dawid Kubacki i Maciej Kot. Był to zdecydowanie najlepszy konkurs w historii polskich skoków, a Polacy zgromadzili w sumie 280 punktów do klasyfikacji generalnej. Niewiele gorzej było w drugim konkursie, w którym najlepszy okazał się Kamil Stocha, a trzecie miejsce przypadło zwycięzcy z dnia poprzedniego Janowi Ziobro. W drugiej serii zobaczyliśmy wszystkich naszych zawodników. Tak znakomitą dyspozycję biało-czerwonych starano się tłumaczyć faktem, że skocznia Titlis przed modernizacją swoim profilem przypominała przestarzałą Wielką Krokiew, którą nasi skoczkowie doskonale znają. Znakomite wyniki podopiecznych Łukasza Kruczka na szwajcarskiej skoczni sprawiły, w kolejnych sezonach wszyscy jak mantrę powtarzali zdanie o spokojnym wejściu w sezon i włączeniu się do rywalizacji w Engelbergu. Jak było w rzeczywistości? Średnio.

Brak potwierdzenia w kolejnych sezonach

Biorąc pod uwagę statystyki z ostatnich trzech sezonów można zauważyć, że magia Engelbergu zadziałała tylko dwa razy - pierwszy i ostatni, właśnie we wspomnianym 2013 roku. W czterech ostatnich konkursach rozgrywanych na skoczni Titlis, polscy skoczkowie prezentowali się niezwykle przeciętnie. W pierwszym szwajcarskim konkursie sezonu 2014/2015 żaden z naszych skoczków nie zdołał nawiązać do wyników sprzed roku, co więcej Polakowi nie udało się nawet zająć miejsca w czołowej dziesiątce, a najlepszym rezultatem była dwudziesta lokata Jana Ziobro. Dwudziesta czwarta pozycja przypadła Piotrowi Żyłę, a cztery miejsca niżej sklasyfikowany został Dawid Kubacki. W drugim konkursie było jeszcze gorzej, bo w finałowej serii znalazł się tylko Piotr Żyła, który zajął 15 miejsce - najlepsze od trzech lat dla Polaka w Engelbergu.

W poprzednim sezonie w obu konkursach punktowało tylko po dwóch biało-czerwonych. Niestety były to bardzo niewielkie zdobycze. W pierwszym konkursie Kamil Stoch był dwudziesty, a drugim najlepszym Polakiem był dwudziesty siódmy Andrzej Stękała. W drugim konkursie było jeszcze gorzej, bo Stoch zdobył tylko pięć punktów za dwudzieste szóste miejsce, a Maciej Kot podpisał listę startową drugiej serii zajmując ostatnią trzydziestą pozycję.

Jak widać, wspominanie o wspaniałym ,,efekcie Engelbergu" wiążącego się wielką poprawą należy roztrząsać raczej w kategoriach skokowych zabobonów aniżeli faktów. Jak pokazały niedawne konkursy w Lillehammer, w których najlepszą dotąd pozycją Polaka było trzecie miejsce Adama Małysza - wszystko zależy od dyspozycji zawodników. Jeżeli forma jest na najwyższym poziomie nie ma znaczenia na jakim obiekcie się rywalizuje.

Copyright © Agora SA