PŚ w skokach. Skoki w głębokie rozczarowanie

- Dostają po głowie na początku, ale zagrożenia dla całego sezonu na razie nie widzę - mówi prezes PZN Apoloniusz Tajner. - Najpóźniej na Turnieju Czterech Skoczni będzie dobrze - przewiduje.

- Nakręciliśmy się bardzo, chyba nawet za bardzo, na te polskie sukcesy od początku sezonu - zauważa z kolei Adam Małysz. Przyznaje, że on, trenerzy, sami skoczkowie i rzesze kibiców ze smutkiem patrzą na to, co się dzieje na zawodach. Czterokrotny mistrz świata widzi u młodszych kolegów masę błędów, których się nie spodziewał. Nawet dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi Kamil Stoch popełnia ich więcej niż zwykle. - Kamil skacze zbyt agresywnie - ocenia Małysz. W związku z tym nie płynie w powietrzu, ale lot jest szarpany.

Maciek Kot? - Znów skacze tak jak ubiegłej, nieudanej zimy, zamiast tak jak w końcówce lata, gdy był rewelacyjny - mówi Małysz. Dawid Kubacki? - To nie ten sam zawodnik, który wygrywał na początku letniego Grand Prix. Spóźnia odbicie i potem w powietrzu nic już nie może zrobić - ocenia Małysz. Piotr Żyła? - Już nie mam siły powtarzać, żeby się nie denerwować. Z tego jego dziwacznego najazdu mogą się udać tylko pojedyncze skoki, ale na dłuższą metę to nic dobrego - przekonuje czterokrotny medalista olimpijski.

Jedyny polski triumfator Turnieju Czterech Skoczni uważa jednak, że nie ma powodu do żadnych nerwowych ruchów. - Trenerzy i zawodnicy są świadomi błędów, tylko nie mają gdzie i kiedy ich skorygować - dodaje. Im więcej skoków na śniegu, tym sytuacja będzie lepsza. Małysz uważa, że forma Polaków przyjdzie. - To wszystko siedzi w głowach chłopaków. Trzeba się uspokoić, wyeliminować błędy, ustabilizować i zły początek stanie się tylko wspomnieniem. Może się to nawet stać z dnia na dzień. Bo to nie jest głęboki kryzys - kończy.

Skoczkowie i ich kibice czekali na polski sezon. Kot miał wrócić do wielkiego skakania i potwierdzić swój nieprzeciętny talent. W Kubackim trener Kruczek widział kandydata na rewelację, bo jak mówił, "latem przełamał bariery i zrozumiał, czego trzeba, by wygrywać". Żyła ogłaszał, że "jest kopyto", czyli siła, forma i chęć do dalekich lotów. Klemens Murańka szykował się, by zrobić kolejny krok do przodu w drodze na szczyt. Solidnie prezentował się Jan Ziobro.

Ponad wszystkimi był jednak Stoch, zapewniający, że polska kadra nigdy nie była tak mocna jak dziś. Wielkie nadzieje na polski sezon dostrzegał także prezes Tajner obserwujący ostatnie przed startem Pucharu Świata treningi drużyny. Polacy skakali w nich równo i daleko, zaostrzając apetyt swój i kibiców. Treningi drużyny obserwował Małysz i on też uważał, że powinno być albo dobrze, albo bardzo dobrze.

Ale dobrze nie jest. Przejście ze skoczni o porcelanowym rozbiegu, na których skacze się latem, na zimowe zachwiało skoczkami Kruczka. Na inaugurację w Klingenthal drużyna była szósta, w konkursie indywidualnym solidnie skakał tylko Stoch, ale i on bez błysku. Prezes Tajner mówił, że Polakom trzeba treningu na śniegu. Przed wylotem do Kuusamo nic nie dało się zrobić, ale po powrocie Polacy trenowali na zaśnieżonej w końcu Wielkiej Krokwi. I znowu w ocenie Kruczka skakali bardzo dobrze.

Dlatego gdy lecieli na kolejne zawody do Lillehammer, w polskim bagażu ponownie nie zabrakło optymizmu. Jak szybko się zapalił, tak szybko zgasł, choć nie dlatego, że z powodu wiatru zawody przeniesiono z dużej skoczni na normalną. W sobotę odbyła się jedna seria. Było znośnie. W drugiej dziesiątce wylądowało dwóch Polaków: Stoch (15.) i Kot (18.), w trzeciej też dwóch - Hula (22.) i Murańka (23.). Żyła, Kubacki i zdyskwalifikowany Ziobro punktów nie zdobyli. W niedzielę warunki na skoczni były lepsze, udało się przeprowadzić dwie serie, w których na miarę oczekiwań skoczył tylko ten, na którego liczono najmniej. - Stefan Hula nie był pod presją, pewnie sam niczego wielkiego od siebie nie oczekiwał, wylądował więc na 10. miejscu - wyjaśnia Tajner.

Nikt poza nim punktów w niedzielę nie zdobył, poczucie głębokiego rozczarowania podkreślał zepsuty skok Stocha, który był tego dnia lepszy zaledwie od dwóch rywali. Próba całkowicie popsuta, po niezłym skoku w kwalifikacjach.

I znów to samo. Kadra wróciła do Zakopanego, gdzie we wtorek miała dwa treningi na Wielkiej Krokwi przed wylotem na zawody do Niżnego Tagiłu. Wszyscy skoczkowie Kruczka oddali po pięć skoków rano, próby Stocha i Murańki były tak dobre, że trener zwolnił ich z wieczornych zajęć. Reszta kadry skakała jeszcze potem przy sztucznym świetle. Ku pokrzepieniu serc Stoch przypomniał, że w Rosji skacze mu się dobrze, z Soczi wrócił z dwoma złotami olimpijskimi.

- Wiem, że to trochę dziwnie brzmi, że na treningach jest tak świetnie, a potem w zawodach dostajemy po głowie. Ale staramy się zachowywać spokój. To nie jest fikcja ani kłamstwo, że zawodnicy Kruczka są dobrze przygotowani do sezonu. Nawet bardzo dobrze, tyle że aby to pokazać w zawodach, potrzebują odpowiedniej liczby skoków na śniegu - mówi Tajner. - Początek wypada słabiutko, ale zagrożenia dla całego sezonu nie widzę. Nie będę obiecywał, że już w Niżnym Tagile, ale najpóźniej na Turnieju Czterech Skoczni Polacy zaczną skakać na miarę swoich możliwości. Nikt cudów od nich nie wymaga. Tyle tylko, żeby w zawodach pokazywali to co na treningach. Wtedy będzie dobrze - mówi były trener Małysza.

Dodaje, że polscy skoczkowie są sobą rozczarowani i to im nie pomaga. - Potrzebują pozytywnego impulsu, dobrego konkursu. On da im spokój w kolejnych - przekonuje Tajner.

Do Rosji jedzie ta sama siódemka zawodników, która startowała w Lillehammer.

Kwalifikacje dziś (transmisja Eurosport, godz 14.45), w weekend konkursy (Eurosport i TVP 1, sobota 15.45, niedziela 14.30).

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.