PŚ w skokach. Śnieg zamroził Polaków

- Bez paniki i wykonywania nerwowych ruchów - mówi prezes PZN Apoloniusz Tajner po kiepskiej dla polskich skoczków inauguracji sezonu w Klingenthal

Miało być pięknie. Ostatnie treningi przed rozpoczęciem sezonu zimowego na skoczni w Wiśle-Malince wypadły obiecująco. Oglądał je Adam Małysz i ocenił, że nie tylko dwukrotny mistrz igrzysk w Soczi Kamil Stoch, ale także Maciej Kot, a może jeszcze Dawid Kubacki i Piotr Żyła są gotowi sprostać światowej czołówce w Pucharze Świata.

Do Klingenthal na inaugurację sezonu trener Łukasz Kruczek zabrał siedmiu zawodników, a prezes Tajner przekonywał, że czterech z nich, tych samych, których wskazywał Małysz, ma szansę rywalizować o miejsce w czołowej dziesiątce. - Pozostali, czyli Klemens Murańka, Jan Ziobro i Bartłomiej Kłusek, powinni powalczyć o miejsca w drugiej - mówił Tajner. Kruczek też zapowiadał, że zawodnicy kadry skaczą tak równo jak nigdy dotąd. Problemem było tylko to, czy sprostają wyzwaniu utrzymania w zawodach formy z treningów.

Nie potrafili. W sobotnim konkursie drużynowym w Klingenthal na swoim poziomie skoczył tylko Ziobro, a reszta (Stoch, Kot i Murańka) wypadła przeciętnie. Polska zajęła szóste miejsce, Kruczek ocenił występ na trzy z plusem, wyróżniając Ziobrę.

Gdyby skoki z konkursu drużynowego zamienić na wynik indywidualny, Stoch byłby na 16. pozycji, Ziobro na 21., a tuż za nim Kot i Murańka na miejscu 24. Polacy stracili do liderów - Niemców i Słoweńców - po 10 m i więcej w każdej próbie. - Jutro będzie lepiej - zapowiadał Stoch.

I rzeczywiście - lider drużyny w konkursie indywidualnym skakał dalej. Pozostali Polacy zakończyli jednak niedzielny konkurs "lekką katastrofą", jak ocenił ich występ Kruczek.

Kłusek przepadł w kwalifikacjach i w kolejnym konkursie w Kuusamo zastąpi go Stefan Hula. Ziobro znalazł się w zawodach tylko dzięki temu, że zdyskwalifikowano Słoweńca Roberta Kranjca. Ale szczęścia nie wykorzystał, tak jak pozostali Polacy. Skakali słabo już w serii treningowej, a potem w konkursie. Murańka, Kot, Ziobro i Kubacki nie awansowali do serii finałowej. Warunki na skoczni były trudne, wiatr zmienny, 21-letni Norweg Daniel Andre Tande wygrał pierwszy raz w karierze, w obu skokach przekraczając granicę 140 m. Ale tuż za nim byli najlepsi skoczkowie ubiegłego sezonu: Słoweniec Peter Prevc i Niemiec Severin Freund, trudno więc mówić o konkursie zupełnie loteryjnym.

Skąd tak słaby występ Polaków na inaugurację? - Niemcy, Słoweńcy i Norwegowie trenowali już na śniegu, co dało im pewność w konkursie, możliwość skakania swobodnego, na miarę talentu - komentuje Tajner. - Niestety nasi tej możliwości nie mieli, stąd spięcie i słabe skoki. Ale zdania nie zmieniam, naszych zawodników stać na znacznie lepsze miejsca.

Jedyny na miarę oczekiwań był na razie pierwszy skok Stocha, który był piąty po pierwszej serii z wynikiem 138 m. - Czerpałem z tego lotu wielką radość, ale drugi [125 m] też nie był taki zły - powiedział skoczek. - Przekonałem się, że do czołówki brakuje mi niewiele, popełniam małe błędy, które drogo kosztują, ale ze spokojem czekam na drugi konkurs w Kuusamo, by zrobić kolejny krok do przodu.

Inni Polacy byli bardzo niezadowoleni. Piotr Żyła (117,5 m i 39. miejsce) powiedział, że musi wszystko przemyśleć. A nie był najgorszy: Kot zajął 46. miejsce (113 m), a Murańka ostatnie (91,5 m). Jako jedyny nie doleciał do granicy 100 m. Ziobro był 34., tuż za Kubackim.

- Naszym skoczkom bardzo potrzebne są dwa-trzy spokojne treningi na śniegu - przekonuje Tajner. Rozmawiał z Kruczkiem po konkursie, trener chciał zostać z drużyną w Klingenthal, żeby poćwiczyć, ale skocznia została zamknięta. Zaśnieżono ją na dwa konkursy inaugurujące sezon, dalej jednak skakać na niej się nie dało. Kadra wróciła do Polski, gdzie nie ma zaśnieżonej skoczni. W środę Polacy lecą do Kuusamo na kolejne zawody sezonu.

- W kadrze nie ma nerwów, jest spokój. Dwa lata temu po nieudanym starcie zimy było trochę paniki, ale teraz trener i zawodnicy są znacznie bardziej doświadczeni - mówi Tajner. - Wiedzą, co zrobili źle, mają świadomość, że trzeba zachować spokój, potrenować na śniegu, by złapać luz, pewność, a wraz z nią pojawią się wyniki na miarę ich możliwości. Więcej nikt przecież nie oczekuje.

Tajner uważa, że różnica między skoczkami Kruczka a Niemców, Słoweńców czy Norwegów nie jest wielka, ale trudne warunki na skoczni w Klingenthal, niskie prędkości najazdów powodowały, że drobne błędy Polaków zaowocowały dużymi stratami do czołówki.

Gdy Polacy będą startowali w Kuusamo, w Wiśle pojawi się firma, która zaśnieży obiekt im. Adama Małysza. I po powrocie z Finlandii skoczkowie będą już mogli ćwiczyć na śniegu, zapominając o złym początku.

Stoch jest optymistą, on nawet w kosmicznym sezonie olimpijskim zaczynał zimowe starty przeciętnie. W 2013 roku w Klingenthal był 37., w Kuusamo 10., w Lillehammer 20. i znów 10. Ale w końcu zaczął skakać znacznie dalej i rywale oglądali już głównie jego plecy.

Czy przygotowałeś się do sezonu skoków narciarskich? [QUIZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.