PŚ w Klingenthal. Czterej śpiący zamiast siedmiu wspaniałych

Kilka dni temu Apoloniusz Tajner przekonywał, że każdy z siedmiu polskich skoczków wybranych do startu w weekend inaugurujący Puchar Świata jest w formie na pierwszą ?20?. Sobota w Klingenthal przypomniała, że prezes Polskiego Związku Narciarskiego bywa przesadnym optymistą. Drużyna Łukasza Kruczka po bezbarwnym starcie zajęła szóste miejsce w konkursie drużynowym. W niedzielę zawody indywidualne. O 12.15 kwalifikacje, o 14 konkurs. Relacja na żywo w Sport.pl

Solidne skoki Kamila Stocha i Piotra Żyły, powrót Macieja Kota do niezłej formy i rewelacyjna momentami postawa Dawida Kubackiego - tym wszystkim kibice polskich skoków cieszyli się latem. A zawodnicy i trenerzy zapowiadali, że równie dobrze będzie od początku zimy.

W sobotę, w pierwszym dniu nowego sezonu Pucharu Świata, siedmiu naszych ludzi oddało w sumie 22 skoki - każdy po dwa treningowe, a czterej wybrani przez Kruczka do konkursu drużynowego jeszcze po dwa w zawodach. Ani jedna z tych 22 prób nie była taką, która wzbudziłaby szczególne emocje.

Kubacki, który ma tej zimy udowodnić, że po zmianie trenera (z kadry A od Kruczka trafił do prowadzonej przez Macieja Maciusiaka kadry B) i poprawie techniki stał się czołowym zawodnikiem świata, konkurs tylko oglądał, bo na treningach miał dopiero 59. (109,5 m) i 50. (117 m) wynik. Najrówniejsi byli Stoch (25. i 16.) i Murańka (dwukrotnie 22.), ale obaj skakali tak, jak powinien to robić najwyżej trzeci i czwarty zawodnik do drużyny. Liderów nie było, Kruczek nie wybierał jednego z kilku dobrych wariantów, tylko zestawiał kadrę z tych, którzy prezentowali się najwyżej przyzwoicie.

W efekcie w zawodach przegraliśmy ze wszystkimi liczącymi się drużynami, licząc nawet słabszych zwykle od nas Czechów. A gdyby nie dyskwalifikacja Norwegii za nieprzepisowy kombinezon Andersa Fannemela, zapewne zajęlibyśmy siódme, nie szóste miejsce.

Pozycja Polski nie ma w sumie wielkiego znaczenia. Gorzej, że z 22 oddanych przez naszych zawodników skoków tylko siedem było co najmniej na granicę punktu K (125 m) i że nie doczekaliśmy się ani jednego polskiego lądowania na 130. metr, podczas gdy najlepsi dolatywali w okolice 140. metra.

Oczywiście to i tak lepszy start niż ten sprzed roku, gdy wobec kontuzji Stocha - która ostatecznie wykluczyła go z Pucharu Świata aż do Turnieju Czterech Skoczni - drużyna nie awansowała do drugiej serii, kończąc na dziewiątym miejscu, tylko przed Rosją, Włochami i USA. Ale gdyby z formą orłów Kruczka było tak, jak twierdził Tajner, zaprezentowaliby się podobnie jak przed dwoma laty, gdy w jednoseryjnej "drużynówce" (drugą odwołano z powodu złej pogody) otarli się o podium, zajmując czwarte miejsce ze stratą tylko 2,5 punktu do trzeciej Japonii i 7,2 pkt do drugich Niemiec.

Dzień po tamtej inauguracji Krzysztof Biegun sensacyjnie wygrał konkurs indywidualny, piąty był Żyła, szósty Kot, a dziewiąty Ziobro. W niedzielę na takie wyniki nie mamy co liczyć. Śpiących będzie trzeba budzić trochę dłużej.

Obserwuj @LukaszJachimiak

Do którego skoczka narciarskiego jesteś najbardziej podobny? [PSYCHOTEST]

Więcej o:
Copyright © Agora SA