Skoki narciarskie. Klimowski: mamy maszynę, mamy spokój

- Mamy maszynę praktycznie identyczną, jak tak, którą kombinezony mierzy FIS - mówi Zbigniew Klimowski, ?krawiec? polskich skoczków narciarskich, asystent Łukasza Kruczka. Sezon 2015/2016 rozpocznie się już 20 listopada w Klingenthal. Relacje na żywo w Sport.pl

Łukasz Jachimiak: Łukasz Kruczek mówi, że wszyscy jesteście zadowoleni z ostatniego, zagranicznego zgrupowania przed sezonem, a pan może powiedzieć, czy do zimy jesteście też przygotowani sprzętowo?

Zbigniew Klimowski: W Oberhofie naprawdę poszło nam bardzo fajnie. I obiekt był gotowy, i pogoda zadziwiająco dobra. Treningi nam się tak udały, że jesteśmy po nich spokojni. A to ważne przed pierwszymi konkursami. Kwestie sprzętowe ten spokój tylko zwiększają. Cieszymy się, że od lata obowiązuje nowy sposób mierzenia kombinezonów i jesteśmy na pomiary na górze skoczni przygotowani w stu procentach. Element strachu, który z tym pomiarem się wiązał, mamy wyeliminowany, bo mamy maszynę praktycznie identyczną jak ta, którą kombinezony mierzy FIS. I za każdym razem, gdy tylko dostajemy uszyty kombinezon, sprawdzamy wszystko.

Od kiedy macie tę maszynę?

- Odkąd tylko dowiedzieliśmy się, że nowy pomiar wejdzie, staraliśmy się o taki sprzęt. Najpierw dostaliśmy niezłą maszynę, a teraz już od jakiegoś czasu korzystamy z jeszcze dokładniejszej. Problem może wystąpić tylko wtedy, kiedy do kontroli zawodnik podejdzie trochę ją lekceważąc. Ale chłopaki już doskonale wiedzą, jak mają stawać do pomiaru, aby wszystko było zgodne z przepisami. Podczas pierwszych letnich konkursów głowy cały czas mieliśmy na górze skoczni, ciągle się martwiliśmy czy wszystko będzie dobrze, czy mierzący nie będą nam zawodników odsyłać, nie pozwalając im skoczyć. Teraz już wiemy, że będzie dobrze.

Domyślam się, że kupić takiej maszyny nie można tak jak kupujecie np. materiał na kombinezony. Skąd więc ją macie?

- Rzeczywiście nie jest to rzecz po prostu dostępna na rynku. Zrobił ją dla nas człowiek, u którego zamawiamy wiązania. Maszynę mamy ze Słowenii. Nie jest to tani sprzęt, ale musieliśmy zainwestować. Korzystają z niego wszystkie nasze trzy grupy.

Skoro maszynę macie od Słoweńca, to pewnie nie tylko wy taką macie.

- Liczymy się z tym, że inni również się przygotowali. Na pewno coś we własnym zakresie zrobili w tym kierunku Austriacy, bo to widzieliśmy. Ale to nie problem - niech wszyscy też mają spokój, skoro my go mamy. Ważne, że jest sprawiedliwie. Ze zmian się cieszymy, prosiliśmy FIS, żeby ktoś stawał do kontroli na górze skoczni, mówiliśmy, że rywale manipulują przy kombinezonach, nieuczciwie zyskując przewagę, nawet ich nagrywaliśmy i pokazywaliśmy dowody. Na mistrzostwach świata w Falun doprosiliśmy się o dodatkowego kontrolera na górze i to, że przeciwnicy nie mogli naginać przepisów, od razu nam pomogło zdobyć medal w konkursie drużynowym. Teraz rzeczywiście w każdym miejscu i w każdym momencie każdy będzie miał tylko trzy centymetry luzu.

Przed startem Letniej Grand Prix opowiadał mi pan, że chodzi na górę skoczni i pilnuje zawodników, żeby trzymali ręce przy sobie, bo zabronione jest dotknięcie kombinezonu poniżej bioder. Wszyscy już się do tego przyzwyczaili?

- I do tego, i do sposobu stawania do kontroli. Skoczkowie już doskonale wiedzą, jak popracować ramionami, żeby troszeczkę kombinezon poszedł do góry w trakcie kontroli, a po niej odrobinę się w kroku obniżył. Ale my i tak im o tym ciągle przypominamy. Oni nie mogą się poczuć zbyt pewnie i muszą pamiętać o każdym szczególe, bo nawet odrobina zyskanej czy straconej powierzchni nośnej przekłada się na odległość skoku. Generalnie jest naprawdę bardzo dobrze, chłopcy szybko wszystko załapali, dlatego nie mieliśmy problemów z dyskwalifikacjami.

W Letniej Grand Prix nie, ale przed nią w Pucharze Kontynentalnym i FIS Cupach zdyskwalifikowano Macieja Kota, Krzysztofa Bieguna, Bartłomieja Kłuska i Łukasza Podżorskiego.

- Wtedy jeszcze nie mieliśmy maszyny, poza tym dopiero zapoznawaliśmy się z nowymi wytycznymi od FIS-u. Problemy miały wówczas wszystkie reprezentacje, te zawody niższej rangi potraktowano jak poligon doświadczalny.

Uszyliście i pomierzyliście już kombinezony na pierwsze starty w sezonie?

- Każdy zawodnik ma już w tej chwili dwa dobre kombinezony startowe. Część miała już je na początku października, podczas mistrzostw Polski. Teraz uszyliśmy kolejne, w Oberhofie dwaj zawodnicy jest testowali i też jesteśmy zadowoleni. Jak zwykle zawodnicy wybierali kolory, oceniali, który materiał ma najbardziej pasujące im właściwości, mówili też, jaką grubość kombinezonu chcą mieć, bo tu jest minimalny wybór, bowiem przepisy mówią, że materiał może mieć grubość do czterech do pięciu mm. Gotowe mamy też buty i wiązania, a serwismeni przywieźli z Austrii narty. W 99 proc. sprawy sprzętowe są załatwione, mamy spokój na kilka pierwszych tygodni sezonu.

Narty znów będziecie mieli na różne warunki? Wyposażacie się nie tylko w tradycyjne, ale i takie na wiatr z tyłu chyba od mistrzostw świata w Val di Fiemme w 2013 roku?

- To prawda, wtedy przekonaliśmy się, że narta na wiatry z tyłu naprawdę coś daje. Jest trochę inna, inaczej wyważona, bardziej agresywna. Zawodnicy zawsze mają takie narty, one jeżdżą z nami przez cały sezon. Rzadko się zdarza, że chłopaki z nich korzystają, ale nie powiem, że się nie zdarza.

Sezon bez imprezy głównej będzie czasem testowania nowinek? Kombinacje dotyczące kombinezonów FIS postanowił ukrócić, ale na pewno nie oznacza to końca wyścigu o przechytrzenie rywali?

- Wiadomo, że wszyscy szukają nowych rozwiązań i wszyscy się nawzajem obserwują. My też robimy jedno i drugie.

Jaką nowinkę szykujecie na pewno pan nie zdradzi, ale może chociaż dowiemy się czy znów szukacie jakiejś przewagi w wiązaniach?

- Nie powiem, to pełna tajemnica.

W jakiej fazie testów jesteście?

- Jeszcze nie w zaawansowanej. Raz stosowanie tego wychodzi nam na plus, raz na minus. Jesteśmy dobrej myśli, ale potrzebujemy czasu, zawodnicy muszą się do tego przyzwyczaić.

Kiedy możecie to zastosować w zawodach?

- Ten sezon nie jest priorytetem, dobrze byłoby przygotować sobie coś super na następne zimy. Musimy uciekać, bo jak staniemy, to stracimy kilka lat, ale też trzeba wiedzieć, kiedy uciekać jest najkorzystniej.

Nie chodzi o powrót do sprawdzania tzw. żółwika? Maciej Kot opowiadał mi, że szczególnie Kamil Stoch próbował przyzwyczaić się do ochraniacza na kręgosłup, którego stosowanie powiększa kombinezon, ale ani on, ani żaden inny z waszych podopiecznych nie czuł się z tym dobrze.

- Próbowaliśmy, testowaliśmy, ale nie bez powodu w Pucharze Świata skacze z tym chyba tylko dwóch zawodników. Jednym z nich jest Andreas Kofler, drugim już nawet nie pamiętam kto [próbowali tego również Gregor Schlierenzauer i krócej Wolfgang Loitzl]. Zawodnicy relacjonowali, że z ochraniaczem leci się wolniej. Na pewno nie będziemy tego już testować, to zaburza technikę. Mamy to do dyspozycji, ale na razie odpuszczamy, zajmujemy się czymś innym.

Obserwuj @LukaszJachimiak

Zobacz wideo
Czy Kamil Stoch będzie w czołowej trójce sezonu?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.