Wilkowicz: Skoczkowie w dół, biegaczki w górę. Medalowy fenomen polskiego narciarstwa [PODSUMOWANIE SEZONU]

To był najgorszy od dawna pucharowy sezon polskiego narciarstwa. Kontuzje, problemy, czasem pech. Ale nawet w kryzysie narciarstwo pozostaje medalowym fenomenem naszego zimowego sportu

W niedzielnym dreszczowcu w Planicy Kamil Stoch spadł w drugiej serii z drugiego miejsca poza podium. I tak się skończyła polska pucharowa zima, od jakiej się już zdążyliśmy odzwyczaić w narciarstwie klasycznym: każde miejsce na podium w skokach i biegach było w sezonie 2014/2015 na wagę złota. A indywidualnie zajmował te miejsca tylko Stoch. Trochę jak w czasach, gdy polskie narciarstwo równało się: Adam Małysz. W drużynowych zawodach na podium udało się jeszcze stanąć Justynie Kowalczyk i Sylwii Jaśkowiec, w sprincie w Otepaeae. Dla Justyny to był pierwszy sezon bez indywidualnego podium od 10 lat. Dla Kamila - pierwszy w karierze sezon, w którym zdobył mniej niż poprzedniej zimy.

Polakom wiatr w plecy

Największe polskie gwiazdy narciarstwa walczyły w ostatnich miesiącach z własnymi słabościami, z buntującym się organizmem. Stoch zaczął sezon później przez uraz stawu skokowego. Kowalczyk zakończyła zimę operacją kolana, a wcześniej po drodze do mistrzostw świata w Falun było kilka ostrych zakrętów, gdy ciało odbierało sobie ten dług, który Justyna zaciągnęła wcześniej, w sezonie mistrzostw świata w Val di Fiemme i - zwłaszcza - sezonie olimpijskim. Pech też zrobił swoje: wśród zawodników, którzy przez cały sezon mieli najgorsze warunki, jeśli chodzi o wiatr, było aż trzech Polaków: właśnie Stoch, Piotr Żyła oraz Jan Ziobro (wyliczenia @SkiJumpInsights). Justyna z kolei kilka razy męczyła się na źle posmarowanych nartach.

Wrócił zapał

Może to, co się stało, było nieuniknione. Ostatnie trzy lata były w narciarstwie klasycznym mordercze: Val di Fiemme 2013, Soczi 2014, Falun 2015. Co rok mistrzowska impreza, obciążona psychika i mięśnie, poczucie, że nadchodzi najlepszy moment kariery i trzeba to wykorzystać. Kamil Stoch powiedział swego czasu, że sezony MŚ w Val di Fiemme i igrzysk w Soczi traktuje właściwie jak jeden, tyle że dwa razy dłuższy. Tu nawet na chwilę nie wolno było zwolnić tempa, ani w przygotowaniach, ani w wyścigu o najlepszy sprzęt. W tych dwóch latach Stoch z czterech indywidualnych złotych medali zgarnął trzy, do tego medal z drużyną i Kryształową Kulę. W sporcie, z którego, jak się wydawało, dominatorzy poznikali, Stoch ma już to, za czym okrzyknięty geniuszem skoków Gregor Schlierenzauer będzie musiał jeszcze gonić, jeśli mu wystarczy sił. Ma to, czego nie dogonił nigdy choćby Janne Ahonen. I choć psychika była gotowa do walki o więcej w zakończonym właśnie sezonie, to ciało po tym dwuletnim pościgu wymusiło odpoczynek. Kontuzja, odwlekany powrót, w końcu zabieg stawu skokowego. A w przypadku Justyny Kowalczyk doszły jeszcze problemy osobiste. Ona po złocie igrzysk w Soczi i niezdecydowaniu: kończyć karierę czy nie, wróciła do nart jako do punktu oparcia, który pozwoli przejść przez kryzys. Dopiero podczas zimowych startów wrócił dawny zapał do pracy i przekonanie, że jednak warto w sporcie zostać. Nawet do igrzysk w Pjongczang.

Skoczkowie w dół, biegaczki w górę

Różnica polega na tym, że w skokach mieliśmy przez całą zimę wrażenie, że w kadrze za plecami Kamila Stocha coś zgrzyta. A w biegach kobiet: że za plecami Justyny Kowalczyk tworzy się coś nowego, z przyszłością. W kadrze skoczków tylko Aleksander Zniszczoł pobił ostatniej zimy życiowy rekord pucharowych punktów. Bliski swoich rekordowych 485 punktów był Piotr Żyła, zdobył 474 pkt, ale w 31 konkursach, a do rekordu sprzed dwóch lat wystarczyły mu 24. Jan Ziobro z 312 pkt w rekordowym sezonie olimpijskim spadł ostatniej zimy o kilka poziomów, do 55. Dawid Kubacki też potrafił już zdobywać w sezonie kilka razy więcej punktów niż obecne 35. I wreszcie Maciej Kot, przypadek najbardziej bolesny: brak zrozumienia z trenerem Łukaszem Kruczkiem i ledwie 17 pkt przez całą zimę. A bywało już 460.

W biegach natomiast każda z Polek ze sztafety poza Justyną ustanowiła tej zimy swój rekord punktów. A Maciej Staręga wprawdzie punktów miał mniej niż przed rokiem, ale za to właśnie w zakończonym sezonie był w zawodach PŚ najwyżej, na siódmym miejscu.

Dziesięć lat z medalami

I najważniejsze: i w skokach, i w biegach mimo problemów gwiazd udało się znowu zdobyć medale na najważniejszej imprezie. Pod tym względem narciarstwo pozostaje fenomenem polskiego sportu zimowego. Od 2005 i MŚ w Oberstdorfie nie zdarzyła się mistrzowska impreza, z której narciarze nie przywieźliby medalu. Licząc od igrzysk w Turynie, MŚ w Falun były już ósmą z rzędu wielką imprezą z Polakami na podium.

Teraz przyszedł czas, jak go nazwała Justyna Kowalczyk, remontu zdrowia. A razem z nim czas układania kadr na nowo. Po świętach PZN ogłosi nazwisko nowego trenera w biegach, wszystko wskazuje na to, że z zagranicy. Macieja Kota czeka szczera rozmowa z Łukaszem Kruczkiem, by już nie zgubić w kolejnym sezonie skoczka z talentem i charyzmą. Przyszły sezon jest pierwszym od 2011/2012 bez mistrzostw i igrzysk. Dla Kamila Stocha to być może dobry moment, by z formą celować w Turniej Czterech Skoczni, tego trofeum mu jeszcze brakuje. A dla Justyny Kowalczyk: by wrócić na Alpe Cermis już bez bagażu z ostatnich lat. Przełom roku, Turniej i Tour de Ski, to będzie zapewne w przyszłym sezonie czas największych emocji.

Więcej o:
Copyright © Agora SA