Łukasz Kruczek: Kamil ma problem do rozwiązania. Nieduży, ale czas ucieka. To jest problem z ułożeniem głowy w locie. I to nie jest żadna przenośnia. Chodzi o fizyczne ułożenie głowy. Kamil trochę za agresywnie idzie do przodu jak na tak małą skocznię i potem brakuje wysokości, żeby odlecieć. To jest mała różnica, ale na tej skoczni to bardzo dużo. Kamil musi delikatnie podnieść głowę.
Tak, wierzymy w to. Musi puścić wszystko swobodnie, postawić na jedną kartę i skoczyć tak, jak ma to zakodowane.
Jeśli chodzi o warunki, to byliśmy na takie nastawieni. Myślę, że takie dziesięć dni nas tu czeka. Choć akurat na sobotę prognozy są lepsze. Zresztą sesja kwalifikacyjna już była w niezłych warunkach. Ale tutaj najdrobniejsze różnice w warunkach będą decydowały.
Na pewno jest wśród faworytów. Ale tutaj na małej skoczni trzeba i skoczyć daleko, i ładnie wylądować. Telemark będzie rozstrzygał.
Pytanie, czy ten luz, który pokazał w piątek, będzie miał również w konkursie. Oba piątkowe skoki miał bardzo ładne. W czwartek było gorzej. Do piątku nie wiedział, gdzie jest, jeśli chodzi o formę, nie miał presji wyniku. Teraz ją pozna. Będzie wśród tych liczących się w walce o medal. Ale nie ukrywa, że ma po wypadku spory problem z robieniem telemarka.
Ósmy w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Stoch od przyjazdu do Falun wykonał na obiekcie HS-100 cztery próby i ani razu nie doleciał nawet do granicy 90 metrów. Czy to zwiastuje jutro w konkursie poważne problemy dwukrotnego mistrza z Soczi? - Wy, dziennikarze, macie większą nerwówkę niż ja - żartował. Ale zaraz dodał, że musi wszystko dogłębnie przemyśleć. Czytaj więcej >>