PŚ w Klingenthal. Szturc: Niemcy brylują, bo ich skocznie mają tory lodowe. Dobrze, że Stoch nie skakał

- Niemcy mają tory lodowe na skoczniach w Klingenthal, Oberwiesenthal, Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen. Trudno nie być wyskakanym, jak się ma takie możliwości treningu w warunkach podobnych do startowych - mówi Jan Szturc i ubolewa, że w Polsce ani jedna skocznia nie jest wyposażona w taki system. Trener współpracujący z kadrą Łukasza Kruczka ocenia, że inauguracja sezonu w wykonaniu naszych skoczków nie wypadła dobrze. - Ale już za tydzień w Kuusamo będzie lepiej - zapowiada.

Łukasz Jachimiak: Jest pan rozczarowany postawą polskich skoczków w konkursach otwierających nowy sezon Pucharu Świata?

Jan Szturc: Na pewno nie tak sobie tę inaugurację wyobrażaliśmy. Inaczej by się wszystko potoczyło, gdyby kłopotów ze zdrowiem nie miał Kamil Stoch. Niestety, piątkowa kontuzja nie pozwoliła mu wystąpić ani w sobotniej "drużynówce", ani w niedzielnym konkursie indywidualnym. Bez niego było widać, że na ten moment nie mamy zawodników, którzy mogą skakać tak, by jego nieobecność nie była bardzo widoczna.

Nawet bez Stocha nasz zespół powinien chyba wygrać rywalizację z Finlandią czy Szwajcarią i awansować do drugiej serii zawodów drużynowych?

- Teoretycznie każda czwórka, jaką wystawiłby Łukasz Kruczek, powinna się w czołowej "ósemce" znaleźć. Małym usprawiedliwieniem może być fakt, że to dopiero start sezonu, a na początku często układ sił jest trochę inny niż w najważniejszych punktach sezonu. Przecież my awans do drugiej serii przegraliśmy różnicą 0,1 punktu z Austriakami, którzy powinni - i w dalszej części tej zimy pewnie będą - plasować się dużo, dużo wyżej. Ale nie chcę naszych chłopaków rozgrzeszać. Spisali się poniżej oczekiwań. Byłem spokojny, że wejdą do drugiej serii. Poniżej swoich możliwości skoczyli Dawid Kubacki i Janek Ziobro, swoje zrobili Piotrek Żyła i Stefan Hula, ale - jak widać - to nie wystarczyło.

Indywidualnie Polacy też wypadli słabo.

- Zgadzam się. 29. miejsce Maćka Kota i 14. miejsce Piotrka Żyły to nasze jedyne punkty. Dobrze, że są, ale powinno ich być więcej. Piotrek powinien być w pierwszej "dziesiątce".

Zepsuł pierwszy skok, po którym był dopiero 19.?

- Zepsuł. Za bardzo skierował odbicie do przodu, nie wykorzystał swojej mocy. Drugi skok był już całkiem przyzwoity. A u Maćka było odwrotnie, dlatego po drugim skoku, który zbyt mocno skierował w górę, spadł z 26. miejsca. Szkoda, szkoda też, że nie zapunktowali Kubacki, Ziobro, Hula i Bartek Kłusek, ale sezonów z falstartem już kilka mieliśmy. Dwa lata temu zaczęliśmy wręcz fatalnie, martwiliśmy się, a później było mistrzostwo świata dla Kamila i brązowy medal dla drużyny. Teraz też będzie dobrze. Lepiej będzie już za tydzień w Kuusamo.

Nasi zawodnicy wyglądają na zmęczonych treningiem. Brakuje im świeżości i z czasem będą ją łapać?

- Dokładnie tak jest. Gołym okiem widać różnicę między Niemcami i naszymi zawodnikami. Tamci już złapali świeżość i swój najwyższy pułap. My dopiero będziemy się rozkręcać. Wierzę w trenera Kruczka, w jego tor przygotowań. W Pucharze Świata trzeba wytrzymać aż 35 konkursów, więc przed zawodnikami bardzo długi sezon. Paliwa musi im wystarczyć do marca, dlatego najwyższa dyspozycja powinna pojawić się nie wcześniej niż za miesiąc, na Turniej Czterech Skoczni.

Martwi się pan kontuzją Stocha?

- Szkoda, że nie mieliśmy lidera na otwarciu sezonu, z Kamilem na pewno mielibyśmy dużo lepszą pozycję w "drużynówce", a gdybać sobie możemy, co by było w zawodach indywidualnych - według mnie mogłoby być podium. Myślę, że Stoch pokaże się już w Kuusamo, bo Kruczek mówi, że Kamil już mógłby skakać, tylko jeszcze nie na swoim optymalnym poziomie. Dobrze, że teraz odpuszczono, to rozsądna decyzja. I bardzo dobrze, że uraz dotyczy kostki, a nie kolana. Kolana skoczkom dokuczają bardziej, trudniej je wyleczyć.

Zna pan plany kadry na najbliższe dni? Będzie miała gdzie potrenować?

- Jedynie skocznia w Klingenthal jest przygotowana do skakania. Przynajmniej jeśli chodzi o środkową część Europy, bo gotowe są jeszcze fińskie Kuusamo i Rovaniemi. Nasza kadra B we wtorek będzie trenowała w Klingenthal, prawdopodobnie zostanie tam też część kadry A. Jest też pomysł, by pojechać dzień wcześniej do Kuusamo i tam odbyć trening, ale na razie nie wiadomo, czy organizatorzy to umożliwią. Trochę spokojnych zajęć dobrze by chłopakom zrobiło. Brakuje im pewności, oskakania, bo ostatnio nie mieli wielu okazji, żeby poćwiczyć na skoczni.

Nie mieli, bo w kraju nie ma śniegu, a treningi na igielicie w tym momencie nie mają sensu ze względu na inną specyfikę takich zajęć?

- Igielit może być, ale nie z torami porcelanowymi, a tylko takie mamy w kraju. Zimą trzeba trenować na torach lodowych. Tyle że teraz w większości tych miejsc, gdzie skocznie są wyposażone w takie tory, są już też założone siatki, zeskok jest przygotowany pod śnieg. W tej chwili byłaby możliwość powrotu na porcelanę i igielit do Frensztatu w Czechach, bo tam na zimę nie zakładają siatek. Ale to nie wchodzi w rachubę, kadry A i B muszą przyzwyczajać się do warunków startowych, czyli do śnieżnego zeskoku i do torów lodowych.

Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner mówi o konieczności wyposażenia w taki system Wielkiej Krokwi. Jak dużo by się zmieniło, gdyby zakopiańska skocznia miała tory lodowe?

- Dzięki takiej inwestycji moglibyśmy spokojnie wchodzić w sezon zimowy, a nie - jak w tym momencie - przez miesiąc ćwiczyć bez zajęć na skoczni. Szerokie zaplecze nie skacze od października. Czekamy na śnieg, a widoków na zimę w Polsce nie ma. Czyli w końcu będziemy musieli wrócić na igielit. I to nie u nas, tylko choćby we Frensztacie. U nas się nie da, bo na zeskokach już pozakładano siatki.

Nie można założyć siatek dopiero po tym, jak już spadnie pierwszy śnieg?

- Siatki to takie drabinki z azotem, które układa się na całej skoczni. To trzeba założyć wcześnie, żeby sprawdzić działanie, upewnić się, że zimą system będzie funkcjonował, mroził. Bez problemów na zeskoku zakłada się to przy dodatnich temperaturach. Na mrozie na igielicie robi się lodowa tafla i bardzo trudno go dźwignąć, żeby podpiąć siatki. A trzeba by te igielitowe maty popodnosić, bo klamry do siatek znajdują się pod nimi. Dlatego już od miesiąca skocznie mamy wyłączone z użycia. Pewnie siatki można by było montować trochę później, ale po co, skoro nie mamy torów lodowych? W perspektywie najbliższych lat konieczne będzie zainwestowanie w nie nie tylko w Zakopanem, ale też w Wiśle-Malince i w Szczyrku. Popatrzmy na Niemców. Oni teraz brylują, bo tory lodowe mają w Klingenthal, Oberwiesenthal, Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen. Trudno nie być wyskakanym, jak się ma takie możliwości treningu w warunkach podobnych do warunków startowych. Jeżeli nie pójdziemy w tym kierunku, to będziemy zostawać w tyle.

Jak działa taki system, który widzieliśmy na rozbiegu skoczni w Klingenthal? To coś w rodzaju sztucznego lodowiska?

- Tak, to właśnie coś takiego. Można powiedzieć, że to strome lodowisko z wyfrezowanymi rowkami na narty. Jak słońce mocno świeci na te tory, to jest trochę obaw, że będą puszczać. Ale zazwyczaj rozbieg jest w cieniu. Nawet robi się go sztucznie, jak w Planicy, gdzie zawody rozgrywa się wiosną, zazwyczaj w bardzo dobrej, słonecznej pogodzie. My zimą musimy robić na swoich skoczniach tory śniegowo-lodowe. Śnieg przelewa się wodą, żeby to zamarzało i trzymało. Jak pogoda nie dopisuje, czyli jak jest dodatnia temperatura, to bardzo trudno taki najazd utrzymać. I koszta są dużo wyższe niż te, jakie wiążą się z utrzymywaniem torów lodowych, bo one się nie rozpływają nawet przy 20 stopniach Celsjusza.

Czesi mają tory lodowe na swoich skoczniach?

- Nie mają, ale do Klingenthal mają rzut beretem, do każdej z niemieckich skoczni z tym systemem jest im bliżej niż nam.

Zaskoczył pana Romana Koudelka, prowadząc czeską kadrę do szóstego miejsca w "drużynówce" i wygrywając konkurs indywidualny?

- Dobrze skakał pod koniec ubiegłego sezonu, a świetnie w ostatnich zawodach tegorocznej Letniej Grand Prix [pod koniec września wygrał w Hinzenbach, a na początku października był drugi w Klingenthal], dlatego nie dziwi mnie, że utrzymał formę. Ciekawe, jak długo będzie ją prezentował. Życzę mu, żeby jej nie zgubił i spokojnie czekam na to, co tej zimy pokażą liderzy naszej kadry.

Zobacz wideo

Stoch jak Małysz w 2001 roku, Żyła i Kot powalczą o "10"

Więcej o:
Copyright © Agora SA