Internauci drwią z pomysłu rewolucji w lotach: "Niewidzialna ręka oglądalności zmienia świat"

Międzynarodowa Federacja Narciarska przedstawiła niedawno rewolucyjne pomysły, które jej zdaniem miałyby uatrakcyjnić konkursy lotów narciarskich. Podział na cztery grupy w pierwszej serii i awans 24 zawodników do drugiej tury nie przypadł jednak do gustu czytelnikom Sport.pl, którzy drwią ze zmian zaproponowanych przez FIS.

Obradująca w miniony weekend w Zurychu podkomisja FIS ds. skoków zaproponowała, by zawodnicy z pierwszej dziesiątki klasyfikacji generalnej Pucharu Świata (lub letniej Grand Prix) obowiązkowo startowali w kwalifikacjach konkursów na mamucich skoczniach.

W pierwszej serii konkursowej wystąpiłoby 40 zawodników podzielonych na cztery grupy. Z każdej z nich do drugiej serii awansowałoby sześciu najlepszych, czyli w sumie 24. Do końcowej klasyfikacji byłyby liczone tylko punkty z drugiej serii, a gdyby warunki atmosferyczne uniemożliwiły jej przeprowadzenie - z pierwszej.

Internauci nie pozostawiają na takich pomysłach suchej nitki. Komentarze, jakie ukazały się pod tekstem, przeważnie dyskredytują inicjatywę FIS-u, a wśród reakcji dominują te ironiczne. Najwięcej pozytywnych reakcji wzbudził komentarz użytkownika "katorakta2" (pisownie oryginalna):

"Proponuję 14 grup po trzech skoczków, najlepsi z kazdej grupy oraz czterech z drugiego miejsca z najlepszym ilorazem iloczynu razy trzy do kwadratu podzielone przez ciężar rozrzuconego śniegu przy lądowaniu przechodzi dalej. zabierają ze soba jedną trzecia zdobytych w pierwszej rundzie punktów, jedną trzecią odkładają do banku, z którego w kolejnych zawodach moga punlkty wycofać, albo zbierac na przykład przez 3-4 zawody i wygrac bez skakania. Pozostałą 1/3 punktów zabiera hofer do dyspozycji według własnego widzimisię. czyli na przyklad jak austiak źle skoczył to może mu z tej puli kilka punktów dołożyć.

W drugiej rundzie skaczą każdy z każdym skok i rewanż w trzech osmiu grupach po dwóch i pół(zaqwodnik 'pół' oddaje po jednym skoku w dwóch różnych grupach i prawie nigdy nie da rady awansować chyba że hofer mu da albo wyciągnie z bankowej puli. do finału wchodzą zwycięzcy oraz dwóch z najgorszym bilansem punktowym. Finał zwykle nie dochodzi do skutku gdyż jest juz środek nocy i wtedy zaliczamy uśrednione wyniki pierwszych dwóch rund podzielone przez ilość prądu wyprodukowanego przez pobliski wiatrak".

W podobnym tonie wypowiedział się czytelnik pod nickiem "bekkouche": "Brakuje tie-breaków i międzylądowań". Z kolei "herp_derp" zauważył pewne analogie do sytuacji w Formule 1: "FIS chyba chce pobić FIA w kategorii najdziwniejszych, najgłupszych i najmniej potrzebnych zmian".

Trafnie pomysły federacji narciarskiej skomentował także "xswedc", którego zdaniem "Niewidzialna ręka oglądalności zmienia świat. Show ponad wszystko... Jeszcze tylko cheerleaderki, paru celebrytów i przestanie wiać nudą?".

Pojawiły się jednak i nieliczne głosy, które nie są aż tak krytyczne wobec FIS-u. Twierdzi tak m.in. użytkownik "pwiejacz", który zaproponował jednak pewne korekty w systemie rozgrywania zawodów:

"A ja myślę że to nie jest takie głupie tylko zbyt połowiczne aby miało sens. Chodzi o to że warunki na skoczni wraz z upływem konkursu się zmieniają. Po to jest potem ten cały skomplikowany system punktów. Zamiast stosować te wszystkie grupowania i rekompensujące punkty konkursy powinny się rozgrywać systemem pucharowym. Dwaj skoczkowie skaczą po sobie z tej samej belki i w podobnych warunkach wiatru - zwycięża ten lepszy i przechodzi do następnej rundy.

W pierwszej rundzie powinno skakać 32 skoczków, w drugiej 16, w trzeciej 8, a potem runda finałowa czterech najlepszych o kolejność na podium. Wcześniej do kwalifikacji losują kolejność, skaczą z tej samej niskiej belki i do konkursu awansuje tych z 32 najdłuższymi skokami bez względu na styl. Do tego mierzyć odległości do decymetra a nie do pół metra jak teraz".

Więcej o:
Copyright © Agora SA