MŚ w skokach. Chłopaki na medal

Trener Łukasz Kruczek zagrał va banque, Kamil Stoch skoczył genialnie, ale to dzięki bystrości Thomasa Morgensterna Polacy zdobyli pierwszy medal mistrzostw świata w drużynie - brązowy.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na smartfony

Kiedy na wielkim telebimie wyświetliła się nota Niemców, z polskich gardeł wydarł się jęk zawodu. Była o 0,8 pkt wyższa, Polska spadła na drugie miejsce. Na szczycie skoczni byli jeszcze Norweg Anders Jacobsen i Austriak Gregor Schlierenzauer. Jedyną szansą na medal dla Polaków był pech któregoś z nich. Nie zepsuli skoków i na zeskoku cieszyli się Austria, Norwegia i Niemcy.

A Polacy? Znowu to przeklęte czwarte miejsce! Jak na MŚ w Oslo w 2011 r. i dwa lata wcześniej w Libercu, gdzie zabrakło dwóch punktów.

- Byłem tak zły, że aż nie mogłem w to uwierzyć. Zrobiliśmy wszystko najlepiej, jak umiemy, i znowu mieliśmy zostać z niczym - opisywał emocje Kamil Stoch. - Spuściliśmy głowy, byliśmy przeraźliwie smutni, nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Każdemu przelatywały przez głowę różne myśli, tak mało zabrakło - dodał Dawid Kubacki.

Niemieckie 0,8 pkt to pół metra dalej w którymś z ośmiu skoków albo jeden maleńki punkcik więcej w którejś z 30 konkursowych not dla Polaków. Albo minimalnie krótszy skok czy słabsza nota któregoś z Niemców. Albo inny przelicznik wiatru, za który się odejmuje bądź dodaje punkty.

Trzy punkty, o które wyprzedzili Polskę Norwegowie, to ledwie dwa metry. Austriacy byli o 14,9 pkt przed nami. Jak się później okazało, zuchy Kruczka mogły wyprzedzić wszystkich rywali.

Po kwadransie oczekiwania na skoczków w mixed zone pojawiła się żona Kamila Stocha Ewa z żoną Stefana Huli Marceliną. - Mamy medal - powiedziały i poszły. Za chwilę przybiegł roztrzęsiony z emocji Grzegorz Sobczyk. Asystent Łukasza Kruczka wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. - W pierwszej serii Bardal jechał z 22. belki, a dodali mu 6,7 pkt, jakby jechał z 20. - mówił.

Sprawę zauważył i odkrył Austriak Thomas Morgenstern. Skakał w trzeciej grupie, właśnie po Andersie Bardalu, i widział, że Norweg jedzie z 22. belki. Kiedy Thomas obejrzał wyniki pierwszej serii, mocno się zdziwił. Norwegowie byli przed Austrią o ponad 3 pkt. Popatrzył, kto i jak skoczył, i odkrył, że przy skoku Bardala nastąpiła pomyłka. Zgłosił to jednej z osób ze swojego sztabu i sprawa nabrała tempa. Później się okazało, że najwięcej zyskała na tym Polska - brąz zamiast czwartego miejsca. I Niemcy - wicemistrzostwo świata zamiast trzeciej pozycji. - Na wieży trenerskiej działo się cały czas, po pierwszej serii wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Głośno mówili o tym Niemcy, ale nie było czasu pisać protestów, tym bardziej że po wieży krążyła informacja, że wyniki zostaną skorygowane - opowiadał trener Łukasz Kruczek. - Okazało się, że nikt tego nie zrobił i po konkursie jako pierwsi interweniowali Niemcy. My nie zdążyliśmy, ale dostaliśmy informację, że jury już analizuje sytuację, i na dole czekaliśmy na werdykt. Ten błąd i tak by wyszedł.

Jedynym pewnikiem było złoto dla Austriaków, którzy zostali udekorowani na zeskoku. Na podium stali sami - miejsca drugie i trzecie były puste. Aż w końcu okazało się, że Polacy mają medal! Brązowy. Eksplozja radości była gigantyczna, przede wszystkim indywidualnego mistrza świata z dużej skoczni Kamila Stocha, który drugi skok miał genialny.

- Poszedłem na całość - opowiadał Kruczek. - Zaryzykowałem i obniżyłem Kamilowi rozbieg o dwie belki, z 19. na 17. Z tak niskiego przy tak niesprzyjającym wietrze z tyłu nikt jeszcze na tych mistrzostwach nie jechał. Inni trenerzy pukali się w głowę. Mówili, że to niemożliwe. Policzyliśmy, ile nam brakuje do medalu, i zagrałem va banque.

Stoch skoczył 130 m.

Na radość z medalu trzeba było czekać, ale było warto. Późnym wieczorem w hotelu skoczków, którzy uczcili sukces piwem, okazało się, że naprawdę niewiele zabrakło do złotego medalu.

- Strata do Niemców była minimalna, a przecież skaczący w pierwszej serii Maciek Kot miał trochę słabszy skok. Uleciał 123 m - opowiadał Kruczek. - Zabrakło serii próbnej, którą odwołano ze względu na silny wiatr. Zawody zaczynały się o 16.30 i świeciło mocne słońce, które trochę roztapia tory, powoduje, że rozbieg jest wolniejszy i w trakcie dojazdu wytraca się prędkość. Gdyby była seria próbna, tory byłyby rozjechane i Maciek jechałby normalnie. A on nie lubi, kiedy jest wolno. Gdybym wiedział, że nie będzie próbnej, ustaliłbym inną kolejność. Nie mogłem tego zrobić, skład podałem dzień przed zawodami. Nie można go już korygować.

Strata do Austriaków była większa niż do Niemców, ale... skaczącemu w drugiej serii Manuelowi Fettnerowi wypięła się narta. Nie stracił zimnej krwi i podpierając się butem, przejechał na jednej narcie kilkanaście metrów i przewrócił się dopiero za strefą lądowania. To jemu Austriacy zawdzięczają złoto.

- Gdyby się przewrócił albo podparł ręką, sędziowie odjęliby mu 15 pkt i Austriacy byliby o 0,1 pkt za nami - mówił Kruczek. - To, co mu się przytrafiło, jest tak nietypowe, że nawet nie ma na to przepisu! Wiadomo, ile punktów odejmuje się za podpórkę ręką, a ile za upadek. Ale tego, czy i jaki jest minus za podparcie się nogą, nie ma. Bo to takie niespotykane. Kiedyś jednemu z Norwegów wypięła się narta podczas Pucharu Kontynentalnego. Nie przewrócił się tylko dlatego, że postawił stopę na drugiej narcie.

Złoty medal mignął Polakom przed oczami, ale na razie cieszą się jak dzieciaki z brązowych. Za rok Igrzyska Olimpijskie w Soczi.

Więcej o:
Copyright © Agora SA