Przez kilkanaście minut wydawało się, że Maciej Kot, Piotr Żyła, Dawid Kubacki i Kamil Stoch przegrali medal o 0,8 pkt. Wystarczyło, by któryś z nich w jednej z dwóch prób skoczył o pół metra więcej i drużyna Łukasza Kruczka byłaby przed Niemcami, bo w skokach narciarskich na dużej skoczni metr to 1,8 pkt. Mistrzami świata byli bezdyskusyjnie Austriacy, za nimi Norwegowie, na trzecim miejscu - trzy punkty za drużyną Aleksandra Stoeckla - Niemcy. I za nimi Polacy
Czekaliśmy na skoczków w mixed zone, Maciej Kot zdążył już pogratulować Austriakom, gdy nagle przebiegł przed nami Grzegorz Sobczyk, jeden z asystentów trenera Kruczka. - Panowie, chyba mamy medal! - rzucił tylko. - Wygląda na to, że sędziowie się pomylili i dodali Bardalowi punkty za to, że jechał z obniżonej belki. A nie jechał.
Zamieszanie trwało dobrych kilka minut.
Na zeskoku było już podium, ale... stanęli na nim tylko czterej Austriacy. Na drugim i trzecim miejscu nie było nikogo.
Aż wreszcie pojawił się oficjalny komunikat. W pierwszej serii Anders Bardal jechał z 22. bramki, a nie 20. Odjęto mu 6,7 pkt. Norwegowie spadli za Polskę i złożyli protest, choć Stoeckl pogratulował Kruczkowi.
Według przepisów FIS trenerzy przed skokiem każdego zawodnika mogą poprosić jury o obniżenie belki. To powoduje niższą prędkość na progu, ale skoczkowie w wysokiej formie potrafią fruwać daleko i na dole za niższą belkę mają dodawane punkty.
Oficjalna kolejność:
Brąz drużyny Kruczka to pierwszy w historii polskich skoków medal w konkursie drużynowym. Nie byłoby go, gdyby nie kolejny kapitalny występ Kamila Stocha. Mistrz świata był bezkonkurencyjny. Gdyby podliczyć występy indywidualne, w sobotę znów zdobyłby tytuł.
W pierwszej serii Polacy skakali nieźle, ale za słabo, by myśleć o medalu. Dopiero skok Stocha pozwolił drużynie Łukasza Kruczka wyprzedzić Japonię i przesunąć się na czwarte miejsce. Natchnął też pozostałych naszych reprezentantów. W drugiej serii spisywali się lepiej. Po skoku Żyły, na dwie kolejki przed końcem Polacy zajmowali miejsce na podium przed Norwegią, a za Niemcami i Austrią. Po skoku Dawida Kubackiego znów spadli na czwarte, z którego drużynę dźwignął Stoch.
Polska reprezentacja wyjeżdża z Val di Fiemme z trzema medalami - złotym Kamila Stocha, srebrnym Justyny Kowalczyk i brązowym drużyny skoczków.