PŚ w skokach. Polskie nieloty. Biało-czerwona klęska w Kuusamo

W trzech konkursach Polacy zdobyli w sumie 21 pkt. Nie będzie jednak zmiany trenera. Łukasz Kruczek ma poparcie Apoloniusza Tajnera, murem stoją za nim zawodnicy i Adam Małysz.

Impulsem do zmian mogły być wyniki: ostatnie, 11. miejsce w konkursie drużynowym, katastrofalne skoki uważanych za liderów ekipy Kamila Stocha i Macieja Kota oraz ledwie 21 punktów uzyskanych przez wszystkich Polaków w trzech pierwszych indywidualnych konkursach sezonu.

Oczekiwania były dużo większe. - To niewiarygodne, co się stało z waszymi skoczkami. Nawet dla mnie to wielki znak zapytania - kręcił głową w Kuusamo Fin Hannu Lepistö, jeden z najwybitniejszych trenerów w historii tej dyscypliny. Do Polski ma wielki sentyment, praca z Adamem Małyszem była jego ostatnim przystankiem w bogatej karierze. Najwybitniejszy polski skoczek mówi o Lepistö "najlepszy trener świata".

- To nasz mentor i przyjaciel. Kiedy tylko mam jakieś pytanie, mogę dzwonić do Hannu. Zawsze jest do dyspozycji - opowiadał Kruczek. - On też widział nasze treningi w Lillehammer, widział skoki treningowe w Kuusamo. Nie miał uwag, powtarzał: "Zobaczysz, że to pójdzie, że to musi zadziałać".

Jak dotąd nic jednak nie zadziałało.

Świat skoków narciarskich Polakom uciekł. Austriacy, Słoweńcy, Norwegowie, Niemcy, Japończycy, Czesi - słowem wszyscy - fruwają jak orły. Nasi skoczkowie nie potrafią oderwać się od ziemi.

Dlatego w piątek wieczorem, po konkursie drużynowym, Kruczek spotkał się z zawodnikami. - Zagrałem va banque, jeśli jednostka jest problemem, to łatwo znaleźć rozwiązanie. Gdybym usłyszał: "Odejdź", rozpoczęłaby się dyskusja. Dałem zawodnikom możliwość wyboru, ale nie ukrywam, że właśnie takiej reakcji oczekiwałem - mówi Kruczek.

Usłyszał stanowcze i jednogłośne: "Zostań". - Rewolucja tylko pogłębiłaby kryzys - uważa Maciej Kot. - Pracujemy od lat, w każdym sezonie robiliśmy postęp, idziemy według określonego planu i teraz radykalne ruchy nic by nie pomogły. Gdyby Łukasz odszedł, wszystko by się posypało jeszcze mocniej. Uważamy, że to byłaby decyzja najgorsza z możliwych - dodał Kot.

Na razie decyzje są takie, że Stoch i Piotr Żyła nie pojadą na próbę przedolimpijską do Soczi, tylko wybiorą się na indywidualne treningi do Ramsau. Do Pucharu Świata wrócą dopiero w Engelbergu w połowie grudnia, czyli przed Turniejem Czterech Skoczni. Do Rosji lecą na pewno: Kot, Krzysztof Miętus, Bartłomiej Kłusek i Dawid Kubacki, który w sobotę zdobył swoje pierwsze w życiu punkty PŚ. Zajął 22. miejsce.

- Znaleźliśmy punkt krytyczny, który był przyczyną problemów - powiedział Kruczek i stanowczo dodał, że panuje nad sytuacją. - Zawodnikom potrzeba kilku solidnych treningów, muszą wyczyścić głowy. Nie jesteśmy rozbici. W piątek każdy zawodnik pisał, jaka jego zdaniem jest przyczyna problemów. Koncepcji było sporo, wszystkie prowadziły do jednego wniosku: więcej luzu, mniej napięcia i nerwów. Stoimy na dole schodów i powoli, stopień po stopniu musimy zacząć wdrapywać się na górę, żeby gonić innych. Przeskakiwanie po dwa czy trzy stopnie nic nie da. Nie chcemy znowu się potknąć i przewrócić. Jesteśmy jak wyścigowy samochód, który na ostrym zakręcie wypadł z trasy i teraz musi wrócić na właściwe tory. Wiem, jak to zrobić, uważam, że wszystko da się naprawić szybciej, niż może się wydawać.

We wtorek Kruczek spotyka się z prezesem PZN Apoloniuszem Tajnerem, żeby omówić sytuację i przedstawić plan naprawy. Wiadomo jednak, że były trener kadry nie zwolni Kruczka, przeciwko rewolucji w trakcie sezonu jest też Małysz. - Zmiana w tym momencie niewiele by zmieniła, w skokach nie robi się rewolucji - mówią obaj. Być może jednak o ściślejszą współpracę zostanie poproszony Lepistö. Fin na pewno nie odmówi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.