Robert Mateja: Dla mojej grupy celem były mistrzostwa świata juniorów. Imprezę mają za sobą, swoje zrobili. Teraz jest jeszcze trochę zimy, więc skaczą, bawią się.
- Jestem takiego zdania, że skoki uprawia się po to, żeby mieć z nich przyjemność. Każde zawody i wszystkie treningi powinny wyglądać tak, żeby zawodnik się bawił, żeby mu to przynosiło wiele radości. To się staram chłopakom wpajać.
- Że sportowa złość też jest czasem potrzebna. W każdej zabawie zdarzają się wypadki, zawsze można się skaleczyć.
- Rozmowy z Olkiem i wcześniejsza z Klimkiem były podobne. W takich sytuacjach przypominam zawodnikom, że po prostu trzeba dalej robić swoje, skakać dobrze i wtedy wszystko się ułoży. Bo jeżeli skacze się dobrze, wyniki w końcu przyjdą.
- Bo filozofia Adama jest dobra. Skoki właśnie tak powinny wyglądać. Każdy psycholog powie podobnie. Na wyniki nie ma się co napalać, one przyjdą, jak się będzie utrwalać dobre skoki. Wtedy sędziowie wszystko zmierzą, policzą i będzie można się cieszyć.
- Mamy umowę z Kamilem. Współpraca z nim była mocniejsza w okresie letnim, kiedy przebywaliśmy razem z kadrą A. Teraz spotykamy się rzadziej, ale chłopaki mają kontakt z Kamilem i jeśli czegoś potrzebują, umawiają się z nim osobiście, rozmawiają przez telefon albo drogą elektroniczną.
- Nie ingeruję w to za bardzo. Dałem zawodnikom wolną rękę. Tu ważne jest podejście indywidualne. Do jednego dotrze psycholog, drugi uważa, że dla niego lepszym psychologiem jest trener albo ktoś z rodziny. Staram się pomóc, dlatego stoję z boku. Czasem tylko im przypominam, że gdyby chcieli skorzystać, psycholog jest do ich dyspozycji.
- Chłopaki skaczą pod moim okiem. Łukasz puszcza ich na zawodach, bo tak to wygląda i w innych ekipach. Czy to u Austriaków, czy w innych zespołach, trener indywidualny stoi sobie obok głównego, a ten startuje zawodników.
- Różnie bywa. Czasami razem w grupie, a czasami oddzielnie. Jak jest potrzeba, to się zbieramy, naradzamy.
- Sytuacja przed tymi zawodami była śmieszna, bo na odprawie nie było wiadomo, kogo wystawić. Każdy ze sztabu szkoleniowego dał swoje typy, później to zsumowaliśmy i gdyby nie odbyła się seria próbna, skład drużyny ustalilibyśmy pewnie po takich demokratycznych wyborach. Ale kiedy okazało się, że będzie trening, zdecydowaliśmy, że uczciwie będzie, jak do konkursu zgłosimy tych, którzy skoczą najlepiej. Olek i Klimek wywalczyli sobie miejsca.
- Wiatr wcale ich nie skreśla. Oni są bardzo dobrze przygotowani fizycznie, mają bardzo dobrą motorykę, a formę psychiczną pokazali w Lahti, gdzie nic sobie nie robili z tego, czy wieje z przodu, czy z tyłu, tylko po prostu skakali jak potrafią. Nie mieli lęków, że mogą nie dać rady. Poza tym we wtorek trenowaliśmy w Trondheim, pogoda była ładna, warunki do skakania bardzo dobre. Może więc w kwalifikacjach i zawodach też będzie w porządku? Jak będzie w miarę sprawiedliwie, to będzie dobrze, bo to, co obaj w tej chwili prezentują, pozwala w ciemno mówić, że skoczą po kolejne punkty. Najważniejsze, żeby oni o tym nie myśleli. Ich zadanie to jak najlepiej skakać. A od liczenia, jak już mówiłem, są sędziowie.
- Decyzja o tym, kto tam pojedzie zostanie podjęta po zawodach w Trondheim i Oslo. Chętnych jest dużo, pojechać powinni najlepsi, dlatego kadra jeszcze nie jest wybrana. Ale Olek i Klimek są brani pod uwagę, choć są młodzi i na mamutach jeszcze nie skakali.
- Na pewno by się bali, bo każdy się boi. W ogóle się nie bać może chyba tylko ktoś niespełna rozumu (śmiech). Ale taki strach daje jeszcze więcej adrenaliny i jeszcze lepiej motywuje.
Polacy trenują w norweskim Trondheim ?