PŚ w Predazzo. Stoch siódmy, Schlierenzauer świętuje "czterdziestkę"

Kamil Stoch zajął siódme miejsce w sobotnim konkursie Pucharu Świata w skokach narciarskich w Predazzo. - Moje skoki nie były najlepsze, a co najwyżej poprawne - mówi piąty zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Świetną formę pokazał nieobecny w ubiegłym tygodniu w Sapporo Gregor Schlierenzauer. Austriak oddał dwa najdłuższe skoki zawodów i wygrał już po raz 40. w karierze.

Nie ma Cię w domu? Puchar świata w twojej komórce - sprawdź wyniki na m.sport.pl.

Cztery lata temu Stoch zajął w Predazzo szóste miejsce. Aż do ubiegłorocznego triumfu w Zakopanem był to jego najlepszy wynik w konkursie rangi Pucharu Świata. - Pamiętam tamte zawody, naprawdę lubię tu skakać. Ale wczoraj i dziś coś mi nie grało - mówi Kamil.

Stoch jest zmęczony po wyprawie do Sapporo. W Japonii był trzeci i drugi, zdobył 140 punktów i zbliżył się do czwartego w Pucharze Świata Thomasa Morgensterna na 34 "oczka". W Predazzo Polak miał zaatakować Austriaka i zająć jego pozycję. - Jestem przekonany, że już w ten weekend Kamil będzie czwarty w generalce - wróżył pierwszy trener zawodnika z Zębu, Stanisław Trebunia-Tutka. - Rzeczywiście Morgenstern nie jest w najwyższej formie. Coś tam mu się sypie. Z kolei Kamil cały czas jest na fali wznoszącej - analizował prezes Polskiego Związku Narciarskiego, Apoloniusz Tajner.

Niestety, już po piątkowych treningach i kwalifikacjach stało się jasne, że liderowi naszej kadrze we Włoszech nie skacze się tak dobrze jak w Japonii i wcześniej w Zakopanem. - Po Sapporo czuję się trochę zmęczony - tłumaczy Stoch. Z kolei "Morgi" po słabszych startach w ostatnich konkursach, najwyraźniej wraca do pełni sił. Zdobywca Kryształowej Kuli sprzed roku we Włoszech zaskoczył wszystkich, awansując z 14. pozycji zajmowanej na półmetku na najniższy stopień podium. Lepsi byli tylko Schlierenzauer i Severin Freund.

Stoch, podobnie jak Morgenstern, w finale zanotował awans, ale nie tak spektakularny - przesunął się z miejsca 11. na siódme.

W pierwszej serii Polak miał pecha - trafił na zdecydowanie najgorsze warunki z czołówki. Jego rywale skakali z wiatrem przekraczającym półtora metra na sekundę, on startował, gdy wiało o pół metra słabiej. Także w finale Kamilo wiatr nie pomógł - podczas jego lotu wzdłuż całego zeskoku delikatnie wiał w plecy. - Nie będę się tłumaczył warunkami. Może nie miałem najlepszych, ale przede wszystkim moje skoki nie były takie, jakie powinny być - mówi szczerze Stoch.

Ze swoich skoków nie do końca zadowoleni byli też Maciej Kot, Krzysztof Miętus i Piotr Żyła. Jednak dwaj pierwsi zdobyli kolejne punkty, zajmując odpowiednio 26. i 29. miejsce. Żyła swój start skończył już po pierwszej serii, zajmując ostatecznie 44. miejsce.

40. zwycięstwo w karierze odniósł Schlierenzauer, dzięki czemu już samodzielnie zajmuje drugie miejsce w klasyfikacji zawodników, którzy mają na koncie najwięcej wygranych konkursów Pucharu Świata (na trzecią pozycję spadł Adam Małysz, który triumfował 39 razy, liderem jest 46-krotny zwycięzca, Fin Matti Nykaenen). Niesamowity 22-latek już w pierwszej serii pokazał klasę, skacząc 134 m. Drugiego Freunda wyprzedzał wtedy o 5,1 pkt. W finale "Schlieri" jeszcze powiększył swoją przewagę. Po skoku na 134,5, który jeden z sędziów nagrodził notą marzeń - 20 - przewaga Austriaka nad Niemcem wzrosła aż do 15,1 pkt. Siódmy Stoch do podium stracił 4,2 pkt, a więc najwyżej trzy metry. - Może jutro będzie lepiej - kończy Kamil.

Kiira Korpi - śliczna wicemistrzyni Europy w łyżwiarstwie figurowym

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.