Skoki narciarskie. Harrachov tęskni za Małyszem

Nie ma Adama, nie ma kibiców - uśmiechnął się Tomasz Kohut z czeskiego radia. Przed dekadą Harrachov przeżył najazd tysięcy Polaków. Dziś, mimo zawodów, wygląda na wymarłe miasteczko

Nigdy już nie będzie tak pięknie jak wtedy, gdy skakał Adam - wzdychają Czesi z Harrachova. Niespełna dwutysięczne miasteczko leży tylko dwa kilometry od przejścia granicznego w Jakuszycach i kilkanaście od Szklarskiej Poręby. W styczniu 2001 roku przeżyło pandemonium. - Nigdy wcześniej ani później, nawet w okresie świąteczno-noworocznym, nie sprzedałam więcej alkoholu niż przez tamte trzy dni. Wymiotło zapasy - wspomina ekspedientka z miejscowego spożywczaka.

Pamięta, bo takich historii nie sposób zapomnieć. W Polsce eksplodowała "małyszomania". Harrachov przyjął na siebie pierwszą falę kibicowskiego tsunami.

6 stycznia 2001 r. drobny chłopak z wąsem i kolczykiem w uchu niespodziewanie wygrał prestiżowy Turniej Czterech Skoczni. Wszystkich rywali - Niemców Schmitta oraz Hannawalda, i Japończyków Funakiego oraz Kasaiego, i Finów Ahonena oraz Soininena oraz Austriaka Widhoelzla - pobił na głowę. Polska oszalała.

Kto nie zdążył na kończący tamten Turniej konkurs w Bischofshofen, ten ruszył do Harrachova, gdzie 13 i 14 stycznia Małysz fruwał na mamucie. Lepszej okazji do obejrzenia Orła z Wisły biało-czerwoni kibice w tamtych czasach nie mieli. Wielka Krokiew była zaniedbana, nie dostała od FIS homologacji i Puchar Świata ominął Zakopane akurat wtedy, gdy na innych skoczniach świata dalej od Adama nie lądował nikt.

Przed zawodami kolejki na istniejącej wtedy jeszcze granicy polsko-czeskiej były kilometrowe, dochodziło do dantejskich scen, bójek i awantur. Na wjazd do Czech trzeba było czekać minimum trzy godziny. Dziś - nawet, gdyby przywrócono kontrolę paszportową, odprawa trwałaby kilkanaście sekund. I to tylko jeśli celnikom akurat chciałoby się spojrzeć w paszport.

Ale wtedy w Harrachovie trwały polskie dni.

Na trybunach kilkanaście tysięcy ludzi z najdalszych zakątków Polski. Autokary parkowały zaraz za granicą. W centrum, na straganach z biało-czerwonymi szalikami i flagami, obroty były nieziemskie. W okolicznych restauracjach zdobycie miejsca graniczyło z cudem. Piwo lało się strumieniami.

Małysz nie zawiódł, wygrał dwa razy, deklasując rywali, ale też najadł się wstydu. - Przeprosiłem za kibiców, byłem zażenowany zachowaniem niektórych - mówił wtedy. - Gwizdali na moich kolegów: Schmitta, Ahonena. Tak nie można. W Austrii i Niemczech przyjmowano mnie entuzjastycznie. Tego samego oczekuję od Polaków. To nie futbol. Na skokach się nie gwiżdże.

- Atmosfera była jak na stadionie piłkarskim - powiedział po tamtych zawodach Schmitt, wtedy lider PŚ i najgroźniejszy konkurent Małysza. - Czułem się jak na meczu, z tym że ja byłem zespołem gości, niezbyt lubianym przez miejscowych. Nie ma to nic wspólnego ze skokami. Reakcje kibiców nie mają wpływu na moje skoki, choć mogliby być bardziej przyjaźni.

Podczas dekoracji i przejścia Adama na konferencję prasową atmosfera wśród kibiców graniczyła z szaleństwem. Polski skoczek usłyszał "Sto lat" i Mazurka Dąbrowskiego. Każdy chciał mistrza dotknąć, zrobić sobie z nim zdjęcie. Gdyby nie fizjolog Jerzy Żołądź, który pełnił funkcję ochroniarza, Polak zostałby stratowany.

Dziś ochroniarze nie są potrzebni - na skoczków nikt nie zwraca uwagi. Konkursy nie ściągają tłumów, choć wejściówka na cztery dni (czwartkowe kwalifikacje i trzy weekendowe konkursy) kosztowała 660 koron, czyli trochę ponad 100 zł. Dla porównania - bilet na jeden konkurs w Zakopanem kosztuje 70 zł.

Ale i tak w Harrachovie pusto. W piątek nie uzbierało się nawet pół tysiąca osób. W sobotę i niedzielę było niewiele więcej. Biało-czerwone flagi powiewały, ale było ich kilka. - Przyjechaliśmy z sentymentu i sympatii dla skoków. Do Zakopanego mamy dalej niż tutaj - mówili kibice z Jeleniej Góry.

W pensjonacie, w którym mieszkałem, byłem samotnym gościem. - Ludzie dzwonią i pytają, ale nie o skoki, tylko czy działają wyciągi na Czertaku. Nie działają, więc odwołują rezerwację. Skokami nikt się nie interesuje, przestały być atrakcją - mówi Jewgienij, właściciel pensjonatu U Sopa.

Straganów jest mniej niż zwykle, miejsc w czeskich gospodach wystarczy dla każdego. Skoki bez Małysza nigdy nie będą już takie same. Nie tylko w Polsce i nie tylko dla polskich kibiców.

Zwycięstwo Freitaga

Niemiec Richard Freitag sensacyjnie wygrał wczorajszy konkurs w Harrahovie. Drugi był Austriak Thomas Morgenstern, a trzeci rodak Freitaga - Severin Freund. Kamil Stoch zajął 13., a Piotr Żyła 25. miejsce. W sobotnim konkursie drużynowym triumfowali Norwegowie przed Austriakami i Słoweńcami. Polacy zajęli piątą lokatę.

Redaktor to dopiero jest kibic! Poznaj nas na profilu Facebook/Sportpl ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.