Liga Światowa: Boska Brazylia pokonała Rosję

Zagrożeni odpadnięciem z turnieju finałowego Ligi Światowej Brazylijczycy rozpoczęli mecz z Rosją szokująco słabo, ale zrehabilitowali się we wspaniałym stylu. Wygrali 3:1 i wraz z rywalami awansowali do półfinału.

Brazylijczycy mogą czasem przegrać, ale Brazylijczycy nie przegrywają meczów o nie lada stawkę. Oni potrzebują presji i wielkich wyzwań, bo zdobyli już wszystkie możliwe trofea, więc teraz ścigają się nie z rywalami, lecz historią. - Dla mnie pozostają absolutnymi faworytami - mówił obecny w Spodku Andrea Zorzi, legenda nie tylko włoskich boisk sprzed lat. - Ich pojedyncza wpadka jest dla mnie epizodem kompletnie bez znaczenia, nie zwiastuje kryzysu, lecz perfekcję w następnym meczu.

Zorzi nie brzmiał szczególnie oryginalnie, bo tak widzi "Canarinhos" cały świat. I świat się nie myli.

Zaczęło się zgodnie z oczekiwaniami, czyli pięknie, znanym i uwielbianym przez wszystkich kibiców lotem Giby, który w jednej z pierwszych akcji fantastycznie zaatakował z drugiej linii. Ale potem to przede wszystkim on, ikona współczesnej siatkówki, partaczył na potęgę. Seta, w którym myliłby się tak uparcie, nie widziano od dawna. Wyrzucał piłkę w aut, wciąż natrafiał na niezmordowany rosyjski blok, a Semen Połtawski potężnym serwisem zwyczajnie go zestrzelił. To niebywałe, ale Brazylijczyk wyciułał w inauguracyjnej partii ledwie dwa punkciki! Grał, jakby zdemoralizował go wybór na najlepszego zawodnika w meczu poprzednim, przegranym z Bułgarią - wybór zaskakujący, by nie powiedzieć: kuriozalny, bo i wówczas Giba nie zachwycał.

Lider się męczył, w drugiej partii został zdjęty, a Brazylijczycy byli chwilami bezradni. Zaskakująco ostro kłócili się z sędziami, gdy ci podejmowali niekorzystne dla nich, kontrowersyjne decyzje. Chyba nie czuli się tak pewnie jak zwykle. I trudno się dziwić - Rosjanie odbierali zagrywkę tak precyzyjnie, że rozgrywający Wadim Chamuckich mógł regularnie współpracować ze środkowym Aleksiejem Kuleszowem, a ten zbijał bezbłędnie.

Bernardo Rezende szalał. On słynie z impulsywnych reakcji i wręcz fizycznego angażowania się w grę nawet w tych meczach, w których jego siatkarze zdają się w pełni zrelaksowani, przeciwników demolując niejako przy okazji dobrej zabawy. Teraz, widząc zatrzęsienie prostych błędów popełnianych przez jego drużynę, sprawiał wrażenie, jakby miał eksplodować, jeśli nie pozwolą mu samemu wbiec na boisko i uspokoić sytuacji. On po porażce z Bułgarią złożył deklarację, jaką słyszy się niezwykle rzadko. - Dzisiaj przede wszystkim ja jako trener spisałem się słabo. Nie dałem zespołowi tyle, ile mogłem - wypalił, nie chcąc powiedzieć złego słowa na swoich ludzi.

Dlatego w piątek intensywnie działał, reagując na przebieg wydarzeń notorycznymi roszadami w składzie. I właściwą recepturę znalazł już w drugim secie, choć nawet zwycięstwo w nim nie satysfakcjonowało "Canarinhos" w pełni, bo to mógł być jeden z tych meczów dziwolągów, w której jednej z drużyn - właśnie Brazylijczykom - będzie się opłacało przegrać partię, by w następnej wypracować okazalszą przewagę i poprawić sobie stosunek tzw. małych punktów (wygranych pojedynczych akcji do przegranych). I po drugiej partii faworyci mieli nad Bułgarami przewagę właśnie minimalną.

Na szczęście z każdą akcją Brazylijczycy do prorokowanej przez Zorziego perfekcji rzeczywiście się zbliżali. Przede wszystkim coraz sprawniej blok współpracował z obroną, widać było, że prowadzona na bieżąco analiza przez dwóch niepozornych panów z laptopami dawała efekty, bo "Canarinhos" w trakcie gry znaleźli sposób na ataki rywali. Trzeci set był już wyśmienity z obu stron i prawdopodobnie najefektowniejszy dotąd na turnieju. Rozgrywający rywalizowali na kiwnięcia, akcje się przedłużały, bo siatkarze dokonywali cudów ekwilibrystyki i na każdy punkt trzeba było solidnie zapracować. Świetną zmianę dał wybrany potem na bohatera spotkania Endres Murilo, brat środkowego Gustavo, a Rezende wyrzutów sumienia tym razem mieć nie musiał. Brazylijczycy popełnili w tej partii ledwie trzy niewymuszone błędy!

Zorzi - kiedyś wielki gracz, a dziś wytrawny znawca siatkówki - znów się nie pomylił. "Canarinhos" fantastycznym finiszem wygrali grupę i czekali na rywala, którym został wygrany pojedynku Polaków z USA. Jeśli wielki faworyt w tym tempie będzie odzyskiwał formę, to dziś wróci prawdziwa, boska Brazylia. Nawet jeśli zziajany trener Rezende, nigdy nie zadowolony w pełni, wybąkał po meczu: - Cieszę się tylko, że przetrwaliśmy.

BRAZYLIA - ROSJA 3:1 (22:25, 25:23, 25:20, 26;24).

Brazylia: Gilberto 2, Luiz da Silva 18, Gustavo 13, Rodrigo 4, Ricardo 3, Guimares 16, Dutra (l) oraz Marcelo, Samuel, Murilo 11, Anderson.

 

Rosja: Korniejew 8, Połtawski 19, Kazakow 3, Biereżko 11, Chamuckich 1, Kuleszow 14, Wierbow (l) oraz Ostapenko 2, Wołkow, Abramow.

Końcowa tabela grupy F

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.