Na rozegraniu Joanna Wołosz, na ataku Smarzek-Godek, na przyjęciu Stysiak i Natalia Mędrzyk, na środku Agnieszka Kąkolewska i Klaudia Alagierska oraz na libero Maria Stenzel - to wyjściowy skład Polek na mecz z Bułgarkami. Trener Jacek Nawrocki postawił na zawodniczki sprawdzone w najważniejszych momentach ubiegłego roku. Roku sportowo udanego, bo choć nie udało się w nim wywalczyć awansu na igrzyska w Tokio, to udało się być m.in. w Final Six Ligi Narodów i w najlepszej czwórce mistrzostw Europy.
Zgrana i marząca o igrzyskach Polska musiała zacząć kwalifikacje ostatniej szansy od zwycięstwa, by na starcie nie skomplikować sobie i tak trudnej sytuacji (bo w Apeldoorn walczy osiem zespołów, a do Tokio pojedzie tylko jeden z nich). I nerwowość w grze naszej drużyny było widać. Jedna Elica Wasilewa zdobyła w pierwszym secie więcej punktów niż Smarzek-Godek i Stysiak razem wzięte. Obie nasze bombardierki na co dzień grają na ataku, ale Nawrocki w kadrze ze Stysiak robi przyjmującą, by wzmocnić ofensywę. Tymczasem przez dobre pół godziny Bułgarki nie miały czego się bać. Smarzek-Godek w pierwszej partii zdobyła pięć punktów, kończąc tylko cztery z 14 ataków. Stysiak dorzuciła zaledwie dwa punkty (2/7). A Wasilewa zdobywając dziewięć punktów poprowadziła swój zespół do zwycięstwa. Zrobiła to zwłaszcza w końcówce. Polki od stanu 21:20 zanotowały przestój, czyli coś, co jest charakterystyczne dla siatkówki, dla damskiej zwłaszcza, a nam zdarza się za często. Przez cztery stracone punkty z rzędu zrobiło się 21:24 i seta już nie dało się uratować. Przegraliśmy przez własne błędy, przegraliśmy, bo popełniliśmy stare grzechy.
As Stysiak na 9:7 i chwilę później as Stysiak na 10:7 - to były kluczowe momenty drugiego seta. Magda zdobyła w nim osiem punktów. Smarzek-Godek dorzucila siedem. Czyli - uwzględniając błędy Bułgarek - niemal wszystkie punkty dla Polski w tej partii zdobył nasz ofensywny duet. Polska podniosła swoje skrzydła, a nękająca nas wcześniej Wasilewa teraz zanotowała tylko dwa punkty. Od tej części meczu Polki zaczęły odlatywać Bułgarkom.
Mędrzyk miała po dwóch setach tylko dwa skończone ataki z 13. To nie był palący problem, skoro skutecznie zaczęły grać Smarzek-Godek i Stysiak. Ale w trzecim secie i nasza defensywna przyjmująca (przyjęcie trzymała bardzo dobrze) złapała luz i zdobyła cztery punkty.
To w ogóle była partia, w której dobrze poczuły się wszystkie Polki. Pięć punktów zdobyła Smarzek-Godek, cztery - jak Mędrzyk - zanotowała Alagierska, trzy miała Stysiak. Działał atak, raz po raz rywalki zatrzymywał też wysoki, często potrójny blok. Przewagę Polki miały w każdym elemencie, dlatego prowadziły nawet 23:14, a wygrały spokojnie, do 19.
Tego luzu nasze siatkarki złapały chyba nawet trochę za dużo. W czwartym secie przez własne błędy roztrwoniły dużą przewagę. Gdy z 14:8 zrobiło się 16:15, to Bułgarki uwierzyły, że mogą doprowadzić do tie-breaka. Na szczęście tym razem podopieczne Nawrockiego nie straciły kontroli nad sytuacją, nawet gdy zrobiło się 18:18. Partia wygrana do 22 dała Polsce zwycięstwo 3:1. W tej końcówce nie zawiodły Smarzek-Godek i Stysiak. W całym meczu pierwsza zdobyła 24 punkty, a druga 19.
Zwycięstwo nad Bułgarią to dopiero pierwszy z aż pięciu kroków, które Polska musi zrobić, by awansować na igrzyska. W czwartek naszą drużynę czeka najtrudniejsze zadanie w fazie grupowej turnieju w Apeldoorn, czyli mecz z Niderlandami. W piątek - oby na potwierdzenie awansu do półfinału - trzeba
będzie wygrać z Azerbejdżanem, a w sobotę i niedzielę zostać najlepszą ekipą z czwórki, która przejdzie do decydującej rozgrywki.